Bałdys: Dodatkowe 20 mld zł na drogi to tylko zwykły, polski bałagan?

12 listopada 2014, 13:36 Drogi

GDDKiA ogłasza przetargi na podstawie obowiązującego programu 2011-2015 (do realizacji przed 2020 r.). Tu wpisane są inwestycje warte 72,7 mld zł. Ale w październikowym exposé premier Ewa Kopacz obiecała budowę dróg o wartości 92,7 mld zł. Skąd rząd weźmie dodatkowe 20 mld zł? Jak przekonuje, z oszczędności w przetargach – napisał „Dziennik. Gazeta Prawna.

– Dodatkowe 20 mld zł, które ma wziąć rząd z oszczędności w przetargach – to jest jakaś obłąkana teza. Być może zresztą, że premier Kopacz mówiła o wszystkich drogach, także tych budowanych przez samorządy – przypuszcza w rozmowie z naszym portalem Rafał Bałdys, wiceprezes Polskiego Związku Pracodawców Budowlanych oraz Związku Pracodawców Branży Usług Inżynierskich.

Jego zdaniem może to być po prostu przejawem zwykłego, polskiego bałaganu. Skąd bowiem wiemy, ile tak naprawdę będą kosztowały te drogi? Można tu mówić jedynie o szacunkach. Jak można w ogóle zakładać, że będą oszczędności – to w tak dużej skali?

– Kiedyś różnice między zakładanymi przez GDDKIA wielkościami budżetu danej inwestycji drogowej, a faktyczną ceną jej realizacji były faktycznie spore. Bo tez szacunki były robione na innej bazie – mówi dalej Rafał Bałdys. – Zamawiający powinien jednak dbać o to, by te kwoty były zbliżone. A więc jeśli firma składa ofertę i jest ona na poziomie 60 proc. założonego budżetu, to znaczy, że albo szacunek został źle przeprowadzony, albo przetarg źle rozpisany, albo wykonawca wziął ceny z księżyca.

Według wiceszefa PZPB i ZPBUI na początku te szacunki bywały przestrzelone. Potem GDDKIA obniżała szacowane wartości tych robót, bowiem patologią było myślenie, że jest czymś normalnym wykonywanie danej inwestycji za połowę jej szacowanej wartości. Oznaczało to najczęściej, że ktoś źle przygotował kosztorys.

– Z czasem kosztorysy zaczynały zbliżać się do rzeczywistych kosztów zadania – tłumaczy dalej Rafał Bałdys. – To jednak co jest najważniejsze, to określenie, jak jest faktyczna wartość robót do wykonania. Bo okazuje się w praktyce, że sięga ona obecnie nawet 15-30 parę proc. powyżej tego, co podpisze w kontrakcie wykonawca. Wobec tego 20 mld zł, o której pisze gazeta, może stanowić różnicę między kosztorysami zakładanymi, a faktycznie zrealizowanymi.

W opinii wiceprezesa PZPB jeśli upubliczniane przez tę organizację wartość szacowanych roszczeń wykonawców czyli koszty de facto poniesione na wykonanie kontraktów do końca 2015 r. mogą sięgnąć kwoty 16 mld zł, to oszczędności w wykonywaniu przetargów, o czym mówił poprzednio szef GDDKiA, Lech Witecki, były iluzoryczne. Bez względu na to, kto za to zapłaci: Skarb Państwa czy wykonawcy, to albo obciąży to budżet państwa – czyli nas wszystkich, albo – firmy. I to w taki sposób, że ci, którzy czekają na jakieś pieniądze, nigdy ich nie zobaczą, a fala upadłości firm budowlanych się pogłębi.

– Tak wygląda w praktyce lewa i prawa strona tego samego równania – twierdzi Rafał Bałdys. – Podając kwotę 16 mld zł szacowanych roszczeń wykonawców wobec GDDKiA PZPB mówi nie o jakichś małych nieprawidłowościach, tylko o totalnym, systemowym załamaniu pomysłu na szacowanie faktycznych kosztów inwestycji drogowych.