Boćkowski: Zapad’17 ma pokazać siłę Rosji (ROZMOWA)

31 sierpnia 2017, 07:31 Bezpieczeństwo

W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl dr hab. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku, ekspert Fundacji Po.Int, mówi o zbliżających się wspólnych ćwiczeń wojskowych Rosji i Białorusi Zapad-17. Zdaniem eksperta Rosjanie chcą w ten sposób pokazać swoją siłę militarną.

Zapad 13 / fot. Wikimedia Commons

BiznesAlert.pl: Czy ćwiczenia wojsk rosyjskich i białoruskich Zapad należy traktować jako zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa?

dr hab. Daniel Boćkowski: Trudno ocenić, czy ćwiczenia te są rutynowe, czy stanowią poważniejsze zagrożenie. Każde rosyjskie ćwiczenia na taką skalę są próbą pokazu siły i możliwości operacyjnych. Mają one służyć pokazaniu, że NATO ma silnego przeciwnika na Wschodzie. Im więcej jest działań związanych ze wzmocnieniem tzw. wschodniej flanki NATO, tym bardziej spektakularne mogą być ćwiczenia w ramach Zapadu. Rosjanie co prawda zaprosili 3 obserwatorów z strony NATO, ale pełna skala manewrów i ostateczna ilość zaangażowanych sił i środków nie jest znana. Oficjalnie w ćwiczeniach ma wziąć udział ok 13 tys. żołnierzy. Czy rzeczywiście tylko tyle dowiemy się 14 września. Manewry to jasny sygnał dla całej Europy i NATO kto dzierży kontrolę na wschód od Bugu i kto jest siłą, z którą należy się liczyć.

Czy wspomniane ćwiczenia można określić mianem prowokacji?

Nie można nazwać ich prowokacją. NATO również urządza swoje manewry. Pozostaje natomiast kwestia skali i tego, jak wiele tak dużych manewrów przeprowadzają siły Sojuszu, a jak często Rosjanie stawiają w stan gotowości swoje okręgi wojskowe i wojska rakietowe. Skala jest nieporównywalna. Jest to robione zarówno na potrzeby propagandy wewnętrznej, jak po to by wysłać sygnał dla świata, że Rosja jest potęgą wojskową, z którą należy się liczyć. Pokazanie zaawansowanej techniki ma również jasno sytuować Rosję w gronie światowych graczy.

Pojawiają się głosy, że po zakończeniu ćwiczeń Zapad nie wszystkie wojska rosyjskie opuszczą terytorium Białorusi. Czy uważa Pan, że jest to możliwe?

Trudno powiedzieć. Po pierwsze, nie należy wykluczyć, że te informacje świadomie, w formie dezinformacji, są przekazywane przez samych Rosjan aby zmusić siły NATO do jeszcze większej aktywności. Przy tego rodzaju działaniach wojskowych ze strony Federacji Rosyjskiej oraz ze strony sił białoruskich nasza aktywność, zwłaszcza wywiadowcza, musi być adekwatna. Musimy użyć narzędzi i środków obserwacji, ponieważ w ten sposób rozpoznawane są możliwości operacyjne i wywiadowcze przeciwnika. Może się okazać, że pewne jednostki wojskowe pozostaną na terenie Białorusi. Niewykluczone jest również to, że nic się nie zmieni. Stawka tych manewrów będzie dostatecznie wysoka, by wprowadzać coraz większe zamieszanie w tych państwach, które są w najbliższym otoczeniu, m. in. w Polsce i państwach bałtyckich oraz wymusić na NATO dokonanie różnego rodzaju analiz tego, co może się stać.

Co powinno robić NATO? Czy powinno zareagować czy jedynie uważnie się przyglądać temu, co dzieje się za wschodnią granicą?

Zawsze musimy się bacznie przyglądać temu, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Trudno abyśmy w odpowiedzi na manewry tego typu przeprowadzili natychmiast własne. Ćwiczenia wojskowe są rzeczą naturalną. Po za tym Rosjanie wcześniej o nich poinformowali i zaprosili zagranicznych obserwatorów. Chodzi o to, aby obserwować, w jaki sposób Rosjanie prowadzą działania i co jest jedynie pokazem siły, a co maskirowką w celu ukrycia innych działań, które w tym czasie zostaną wykonane. Niewątpliwie wszyscy będą uważnie obserwować te manewry. Każde tego typu działania na granicy NATO są sygnałem wysyłanym dla świata zachodniego.

Według doniesień medialnych Rosjanie i Białorusini będą ćwiczyć m.in. inwazję przez tzw. przesmyk suwalski. Czy należy to postrzegać jako prowokację ze strony Rosji?

Symulowane ataki są rzeczą naturalną. W 2009 roku Rosjanie przeprowadzili manewry, w trakcie których ćwiczono m.in. ewentualny atak jądrowy na Polskę. Dla Rosji przeciwnik leży za jej zachodnią granicą i są nim państwa NATO. Prowadzą operacje, poprzez które próbują pokazać, że pomimo ochrony wschodniej flanki NATO kraje bałtyckie mogą zostać w bardzo krótkim czasie odcięte. Jest to sygnał również dla nas. Chodzi o wzrost napięcia, wywołanie poczucia zagrożenia w państwach bałtyckich oraz w Polsce, pokazanie tego, że NATO jest silne jedynie w sferze deklaracji. Rosjanie chcą pokazać, że przy połączeniu wojsk stacjonujących w Kaliningradzie, na Białorusi oraz żołnierzy rosyjskich ten obszar jest praktycznie nie do obronienia. Jest to pokaz ich potencjalnych możliwości. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli w trakcie ćwiczeń będzie sprawdzany m.in. przesmyk suwalski.

Czy jest możliwe, że przy okazji ćwiczeń Zapad większa ilość żołnierzy i sprzętu z Rosji zostanie przerzucona na Ukrainę?

Tego dowiemy się po zakończeniu ćwiczeń. Na chwilę obecną nie ma co gdybać. Warto pamiętać, że ćwiczenia takie jak obecne odbywają się regularnie, ich miejsce też nie jest zaskoczeniem. Jeśli rzeczywiście weźmie w nich udział 100 tys. żołnierzy to będą to największe manewry od upadku ZSRR, jednak o tym dowiemy się dopiero po ich zakończeniu. O tym ilu żołnierzy pozostanie na ternie Białorusi zapewne dużo później. Działania Rosji trzeba po prostu obserwować i postrzegać je długofalowo.

Rozmawiał Piotr Stępiński