Brookings Institution: Jest kilka opcji, by Berlin wyrwał się z pułapki Nord Stream 2

6 grudnia 2018, 13:30 Energetyka

Przejęcie trzech ukraińskich okrętów przez Rosjan w Cieśninie Kerczeńskiej przy wejściu do Morza Azowskiego kazało rzucić srogie spojrzenie na Nord Stream 2 – projekt uosabiający sprzeczność niemieckiej polityki zagranicznej w dobie rosnącego napięcia geopolitycznego – pisze Robert Bosch, analityk think tanku Brookings Institution dla Financial Timesa.

Nord Stream i jego niemiecka odnoga, OPAL. Grafika: BiznesAlert.pl
Nord Stream i jego niemiecka odnoga, OPAL. Grafika: BiznesAlert.pl

Gazociąg biegnie po dnie Bałtyku, wychodzi na powierzchnię w Niemczech, omijając Ukrainę i Polskę, a kończy się przy granicy z Austrią. Buduje go zależny od Kremla Gazprom, i jest współfinansowany przez konsorcjum niemieckich, francuskich, brytyjsko-holenerskich i austriackich koncernów paliwowo-gazowych. Jednak politycznie odpowiada za niego Berlin. Jest też sprawdzianem, czy Niemcy chcą i mogą być odpowiedzialnym europejskim liderem, za jakiego się podają.

Nord Stream 2 jest kontrowersyjny od jego ogłoszenia w 2015 roku, ponieważ pozbawi Ukrainę roli państwa tranzytowego. Sprzeciwiają mu się Stany Zjednoczone i większość państw Europy Wschodniej. Zaniepokojenie wyrażały też Francja, Wielka Brytania, Szwecja, Kanada, a w zeszłym miesiącu europosłowie i członkowie Bundestagu napisali do Angeli Merkel list z apelem, by zatrzymała tej projekt.

W zeszłym tygodniu wszyscy trzej kandydaci na przewodniczącego CDU po ustąpieniu Merkel wyrażali sprzeciw wobec gazociągu, podobnie jak niektórzy socjaldemokraci oraz Zieloni. Kanclerz podkreślała prawo Ukrainy do stowarzyszenia z Europą, podczas gdy minister spraw zagranicznych Haiko Maas z bólem odciął się od tradycyjnego dla SPD szukania równowagi między Moskwą a Zachodem. Tymczasem Kreml odrzucił próbę mediacji Berlina.

Nasuwa się więc pytanie: dlaczego niemiecki rząd wciąż broni Nord Stream 2?

Trzeba zaznaczyć, że część krytyki jest przesadzona. Amerykański prezydent Donald Trump twierdzi, że Niemcy są „zakładnikiem”, ponieważ importują z Rosji 51 procent gazu. To błąd, ponieważ Niemcy utrzymują wrażliwy konsensus w sprawie sankcji wobec Rosji i inwestują w przemiany na Ukrainie. Stany Zjednoczone chcą też sprzedawać LNG do Europy, a Polska chce być częścią tego układu.

Niemiecki minister gospodarki, Peter Altmaier, upiera się, że Nord Stream 2 może dla wszystkich być układem „win-win”, co pokazuje jak bardzo zmieniła się rola Niemiec (i Europy) w konkurowaniu z innymi mocarstwami. Tymczasem żaden inny kraj na kontynencie nie osiągnął takiej stabilności, dobrobytu i siły z globalnej współzależności i demokratycznych przemian sąsiadów jak właśnie Niemcy.

Jest kilka opcji, by Berlin wymknął się z tej pułapki

Dzisiaj Rosja i Chiny wspierają autokratów w handlu, infrastrukturze i cyberprzestrzeni przeciwko Zachodowi. Gazociągi Gazpromu do Europy były określane jako wątpliwe komercyjnie przez rosyjskich ekspertów. Ale geopolitycznie, są wielce użytecznym narzędziem kontroli i perswazji.

Jest kilka opcji, by Berlin wymknął się z tej pułapki. Cofnięcie pozwoleń na budowę z powodów bezpieczeństwa oznaczałoby bolesne kary. Kanclerz Merkel mówiła też o ograniczaniu przepływu gazu. Ale to wciąż zostawiałoby Ukrainę na łasce Moskwy.

Pozostają dwa wybory. Berlin mógłby dołączyć do amerykańskich sankcji, albo przestać blokować starania Komisji Europejskiej, by wdrożyć unijne regulacje o konkurencji. Oba wyjścia są nieprzyjemne, ale jeśli tak się nie stanie, kiedy Nord Stream 2 powstanie i ominie Ukrainę, pozbawi ją najsilniejszej przeszkody przed dalszą agresją Moskwy. W fatalny sposób podminuje europejską jedność i wiarygodność Niemiec jako sąsiada godnego zaufania. To będzie bardzo wysoka cena.

Źródło: Financial Times