Stępiński: Nie czas porzucić diesla

26 października 2018, 15:30 Energetyka

Już trzeci tydzień z rzędu polscy kierowcy płacą za olej napędowy więcej niż za benzynę. Czy to oznacza, że epoka taniego diesla odchodzi do historii? Czy skłoni to kierowców do wymiany aut na pojazdy z innymi napędami? – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Dotychczas samochody z silnikiem Diesla były uważane za pojazdy ekonomiczne i bardziej przyjazne kieszeni kierowcy niż auta z napędem benzynowym. Wydaje się, że ten motoryzacyjno-paliwowy dogmat powoli upada. Szczególnie wyraźnie widać to w momencie, gdy tankujemy nasze auta. Ostatni raz średnie ceny oleju napędowego były droższe od benzyny między marcem a kwietniem 2015 roku. Tylko wtedy średnia cena benzyny i oleju napędowego wynosiła nieco ponad 4,50 złotych za litr, a obecnie kierowcy płacą ponad 5 złotych.

Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych BM Reflex

Nie jest tak, że podobnej tendencji nie obserwowano wcześniej na rynku. Wspomniany trend utrzymywał się wówczas przez kilkanaście tygodni, szczególnie jesienią, po czym wiosną sytuacja się odwróciła. Odnotowano go między październikiem 2013 a kwietniem 2014 roku, między listopadem 2012 a marcem 2013 roku czy między październikiem 2011 a marcem 2012 roku.

Nie zmienia to faktu, że droższy diesel oznacza wyższe koszty dla firm spedycyjnych i transportowych, co przełoży się na wzrost cen za ich usługi. Pośrednio zapłacimy za to wszyscy w cenach produktów. Ponadto, jeżeli dołożymy do tego rosnące ceny energii elektrycznej, to okazuje się, że sytuacja zaczyna być coraz poważniejsza. Zdaniem ekspertów obecna tendencja na rynku paliwowym może się utrzymać co najmniej przez miesiąc, ale wiele będzie zależało od warunków pogodowych i tego, co będzie się działo na światowych rynkach naftowych.

W ostatnim czasie ze względu na rosnące napięcie wokół Iranu i możliwości wprowadzenia nowych sankcji na tamtejszy sektor naftowy ceny ropy osiągnęły najwyższy od 2014 roku poziom ponad 80 dolarów za baryłkę. Przełożyło się to również na ceny oleju napędowego i benzyny. Od 1 sierpnia do początku października cena oleju napędowego na światowych giełdach wzrosły z 645,5 dol. do ponad 750 dol. za tonę. Obecnie kształtuje się na poziomie ok. 721 dol. za tonę. W tym samym czasie cena benzyny spadła z 767 dol. do 690,5 dol. za tonę. Aktualnie oscyluje w okolicach 709,75 dol. za tonę.

Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych BM Reflex.

Do momentu, gdy na giełdach światowych olej napędowy będzie droższy od benzyny, sytuacja na rynku krajowym się nie zmieni. Olej napędowy zarówno w hurcie, jak i w detalu będzie droższy od benzyny. W przypadku cen hurtowych różnica powoli zaczyna się zmniejszać. – Niewykluczone, że sytuacja, w której cena oleju napędowego na stacjach będzie na poziomie równym bądź wyższym od cen benzyny, utrzyma się co najmniej przez miesiąc, a nawet do wiosny – stwierdziła w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl Urszula Cieślak, analityk rynku paliw BM Reflex.

Jak zaznaczyła, za wzrost cen diesla odpowiada nie tylko zwiększony popyt na paliwo na rynku wewnętrznym, ale także na rynkach światowych, a w konsekwencji – notowania na giełdach europejskich. – Ceny hurtowe w kraju są wyznaczane w oparciu o ceny europejskie. Wyższe ceny na rynkach oznaczają wyższe ceny także w Polsce – powiedziała. Jej zdaniem wiele będzie też zależało od popytu na olej. Ten jednak pozostaje na razie dość silny. – Istotne będzie również to, jak będzie kształtowała się pogoda zimą. Niewykluczone, że ten trend wyższych cen diesla od benzyny może utrzymać się dłużej – dodała.

Europa zrezygnuje z diesli?

Czy utrzymujące się wysokie ceny diesla mogą zmienić preferencje kierowców w Europie, w tym również w Polsce? W ubiegłym roku po polskich ulicach jeździło ponad 22 mln aut osobowych, z czego 54 proc. to pojazdy z silnikiem benzynowym, 30,5 proc. – diesle, 13,5 proc. – LPG, 2 proc. – inne. Tymczasem, jak wynika z danych Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA), w Europie spada sprzedaż aut z silnikiem Diesla. Na koniec pierwszego półrocza 2018 roku w Unii Europejskiej sprzedano ich 3 116 201. To o 16,3 proc. mniej niż w analogicznym okresie w roku ubiegłym. Największy spadek odnotowano w Wielkiej Brytanii o 30,2 proc. (428 612 wobec 613 985 w pierwszym półroczu 2017 roku). Natomiast tylko w trzech państwach wzrosła sprzedaż aut z napędem diesla: w Bułgarii – o 4,6 proc. (do 10 202 aut), w Estonii – o 5,4 proc. (6758 aut), w Rumunii – o 5,5 proc. (26 200 aut). Dla porównania w Polsce kupiono 65 956 diesli, a więc o 4 proc. mniej niż w pierwszym półroczu 2017 roku.

To nie oznacza, że Polacy całkowicie zrezygnowali z zakupu diesli. Według danych Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR między styczniem a sierpniem 2019 roku nad Wisłę trafiło 675,3 tys. samochodów osobowych i lekkich aut dostawczych (co w porównaniu z analogicznym okresem w roku ubiegłym oznacza wzrost o 7,6 proc.), z czego 43,4 proc. to właśnie diesle. Niewykluczone, że w 2018 roku zza zachodniej granicy do Polski trafi 1 mln używanych aut, które w większości przypadków nie spełniają norm emisyjnych, a ich wiek przekracza 10 lat.

Niedługo poważnym ograniczeniem dla posiadaczy takich pojazdów może być zakaz ich wjazdu do centrów miast, co zresztą przewidują ostatnio przyjęte regulacje, które mają pomóc w skutecznej walce ze smogiem. Choć na razie nad wprowadzeniem strefy niskoemisyjnej zastanawiają się głównie włodarze Krakowa, to za granicą widać silny trend wyeliminowania diesli z ulic europejskich miast. Tym bardziej w kontekście afery Dieselgate, w której czołowe koncerny motoryzacyjne oszukiwały klientów, manipulując rzeczywistą emisyjnością pojazdów. Kolejne państwa zakazują sprzedaży aut z silnikiem spalinowym. W Austrii nastąpi to w 2020 roku, w Norwegii w 2025 roku, w Niemczech i Holandii w 2030 roku, we Francji i Wielkiej Brytanii w 2040 roku.

Alternatywę mogłyby stanowić auta napędzane silnikami elektrycznymi bądź na gaz. W ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy 2018 roku Polacy kupili 428 samochodów elektrycznych. To zaledwie 0,11 proc. wszystkich sprzedanych aut. Jednak w porównaniu z 2017 rokiem oznacza to wzrost o 42 proc. Mimo to problemem nadal pozostaje koszt zakupu takich aut oraz brak odpowiedniej infrastruktury do ładowania tego typu pojazdów. Z kolei zachętą do zakupu samochodów napędzanych na gaz może być proponowana przez resort finansów zeroprocentowa stawka akcyzy na zakup CNG i LNG. O ile koszt aut z napędem gazowym nie jest tak duży jak aut elektrycznych, o tyle obserwowana jest niewystarczająca ilość stacji do ładowania pojazdów CNG i LNG.

– Myślę, że jest za wcześnie, żeby zmienić dotychczasowe przyzwyczajenia i przesiadać się do samochodów benzynowych. Biorąc pod uwagę ilość samochodów używanych, które jeżdżą w Polsce, to diesle nie znikną tak szybko. Nie jest bowiem tak, że w efekcie utrzymywania się przez kilka tygodni cen określonego paliwa na wyższym poziomie kierowcy znacząco zmienią swoje preferencje przy zakupie nowego samochodu – stwierdziła analityk BM Reflex.