Stępiński: Jak zamrozić ceny energii w 2020 roku?

30 października 2019, 07:30 Energetyka

Zbliża się koniec 2019 roku, ale nadal nie wiadomo co dalej z cenami energii w 2020 roku. Obniżka podatku VAT od energii bądź nałożenie na spółki energetyczne obowiązku świadczenia usług publicznych mogą pozwolić na utrzymanie cen na dotychczasowym poziomie, ale to rozwiązanie może być równie kosztowne, co ustawowe zamrożenie cen prądu – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

fot. Pixabay.com

Choć nadal trwa walka o podział stanowisk w rządzie to powoli opada kurz po niedawnych wyborach parlamentarnych. Wyłaniają się jednak problemy, które były poruszane w trakcie kampanii wyborczej, ale nie towarzyszyły im pomysły rozwiązań. Jednym z pytań bez odpowiedzi pozostaje to ile Polacy zapłacą za energię w 2020 roku. Zgodnie z pierwotnymi założeniami ustawy o cenach energii z 28 grudnia 2018 roku rachunki miały być zamrożone na poziomie cen z końca czerwca ubiegłego roku. Mechanizm miał objąć praktycznie wszystkich odbiorców energii, zarówno gospodarstwa domowe, jak i małe oraz średnie przedsiębiorstwa, z wyłączeniem przemysłu energochłonnego. Później okazało się jednak, że po uwagach Komisji Europejskiej i drugiej nowelizacji ustawy, z takiej możliwości automatycznie mogły skorzystać jedynie gospodarstwa domowe. Mikroprzedsiębiorstwa, małe przedsiębiorstwa, szpitale, jednostki sektora finansów publicznych, w tym samorządy, musiały złożyć odpowiednie oświadczenia aby uniknąć wyższych rachunków za energię. Spółki obrotu mają otrzymać rekompensaty za utrzymanie cen na poziomie z końca czerwca 2018 roku.

Sprzeczne komunikaty

Nie wiadomo jednak co stanie się z cenami energii w przyszłym roku. W trakcie kampanii wyborczej mieliśmy do czynienia ze sprzecznymi komunikatami. Na początku października szef kancelarii premiera Michał Dworczyk stwierdził, że ,,nie będzie znaczącego wzrostu cen prądu w 2020 roku” a rząd robi wszystko, aby utrzymać je na dotychczasowym poziomie. Zaledwie kilka dniu później wicepremier Jacek Sasin, który według informacji medialnych może stanąć na czele przywróconego ministerstwa skarbu państwa, zagwarantował, że ceny energii w 2020 roku będą na tym samym poziomie co w 2019 roku. Tą wypowiedzią mógł zaskoczyć przedstawicieli resortu energii, którzy przekonywali, że cały czas trwają prace nad mechanizmem zamrożenia cen. Wiceszef resortu Tadeusz Skobel stwierdził, że o konkretnych rozwiązaniach będzie można mówić dopiero w czwartym kwartale 2019 roku, czyli po zakontraktowaniu większości dostaw energii na przyszły rok. To ciekawe, ponieważ podczas debaty sejmowej w dniu 12 czerwca, minister energii Krzysztof Tchórzewski zapowiedział, że wszystko jest już załatwione. – Na 2020 roku już jest kwota czterech miliardów złotych, załatwiona w akcyzie i opłacie przejściowej, jeśli chodzi o zrekompensowanie wzrostu cen energii. To już jest zapewnione, bo to jest na stałe: decyzje zapadły. I jeszcze na ten czas… Mamy sporo czasu, żeby znów pomyśleć, jak sobie z tym problemem poradzić – powiedział.

Czasu jednak jest coraz mniej. Odkładanie na później tak ważnych decyzji świadczy o tym, że nie została wyciągnięta lekcja z ubiegłego roku, gdy w pośpiechu przyjmowana była ustawa o cenach energii. Od momentu wpłynięcia do Sejmu (21 grudnia) do podpisania przez prezydenta minęło zaledwie osiem dni. W tym roku ten proces nie może przebiec tak sprawnie. Głównie za sprawą Senatu, w którym większość ma opozycja oraz senatorowie niezależni. O ile w grudniu 2018 roku izba wyższa parlamentu nie zgłaszała poprawek, o tyle przy nowym rozkładzie sił może być inaczej. Czas po raz kolejny nie będzie sprzymierzeńcem obozu rządzącego, choć ostatnim razem, mimo początkowego sprzeciwu opozycji, parlament także jej głosami przyjął stosowną ustawę.

Czas na uwolnienie cen energii?

Może się jednak zdarzyć, że w 2020 roku rząd nie zdecyduje się na dalsze sterowanie cenami energii w Polsce i wsłucha się w głos prezesa Urzędu Regulacji Energii Rafała Gawina, który podobnie jak jego poprzednik na tym stanowisku, apelował o uwolnienie cen energii i porzucenie administracyjnego zarządzania rynkiem energii w Polsce.

Obecnie cena w kontraktach BASE na Towarowej Giełdzie Energii na 2020 rok wynosi ok. 265 zł/MWh. Choć w połowie września cena dochodziła do 275 zł/MWh. Dla porównania średnia cena w trzecim kwartale 2018 roku w kontraktach BASE z dostawą na 2019 rok wynosiła 259 zł/MWh, a w czwartym 281 zł/MWh wobec ,,zaledwie” 186 zł/MWh w pierwszym kwartale. Jeżeli doliczymy koszty po stronie spółek, chęć odrobienia strat, które w związku z ustawą prądową prawdopodobnie będą raportowały, to wysokość cen może zostać na podobnym poziomie lub nieco urosnąć w porównaniu z ubiegłym rokiem. Dlatego nie można wykluczyć, że wnioski taryfowe, które wkrótce trafią do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, będą zakładały wzrosty taryf i to dość istotne.

Gdy w Polsce blisko 80 procent energii pochodzi z węgla, jej cena zależy m.in. od uprawnień do emisji CO2, a te utrzymują się na coraz wyższym poziomie. Przed podwyżkami cen prądu nie uciekniemy. Rząd może jednak znaleźć sposób na to, aby uwolnić ceny energii i sprawić, żeby ewentualna podwyżka nie była zbyt dotkliwa. Póki co wiceminister energii Tadeusz Skobel stwierdził w odpowiedzi na interpelację poselską, że na razie jest za wcześnie, aby formułować oceny w zakresie tego, czy w 2020 oku ceny prądu dla gospodarstw domowych będą uwolnione.

Manewr podatkowy

Częściowe utrzymanie cen energii na obecnym poziomie wymagałoby pewnej inżynierii podatkowej. Ustawa o cenach energii wprowadziła stałą obniżkę akcyzy na energię z 20 na 5 złotych za MWh oraz opłaty przejściowej o 95 procent. To jednak nie wystarczy. Zdaniem mec. Łukasza Batorego, partnera w Kancelarii Banasik Woźniak i Wspólnicy Sp. K., powtórzenie zapisów ustawy o cenach energii w ewentualnej, nowej ustawie, która miałaby obowiązywać w 2020 roku jest mało realne. – Istnieje zbyt duże ryzyko prawne, związane chociażby z pomocą publiczną. Powtórzenie takiego rozwiązania, zwłaszcza mechanizmu z pierwszego półrocza 2018 roku, mogłoby się wiązać z dużym oporem nowej Komisji Europejskiej – stwierdził.

Warto przypomnieć, że regulacje ustawy cen energii budziły wątpliwości w debacie publicznej. Choć resort energii przekonywał, że po wielokrotnych nowelizacjach ustawa pozbawiona jest już niejasności interpretacyjnych to nadal Komisja Europejska nie rozstrzygnęła czy dotychczas obowiązujące regulacje zamrażające nie stanowią niedozwolonej pomocy publicznej. Dodatkowe wątpliwości budziło pozbawienie prezesa URE kompetencji w zakresie ustalania cen energii elektrycznej w zatwierdzanych taryfach dla gospodarstw domowych, pozostawiając mu jedynie możliwość zatwierdzenia taryf dystrybucyjnych. Mimo to Komisja nie zakwestionowała dotąd polskich przepisów.

Stępiński: Czy nowela ustawy o cenach energii to pomoc publiczna?

Obniżka VAT-u na energię?

Mec. Batory zaznacza, że bardziej prawdopodobnym rozwiązaniem byłoby obniżenie podatku VAT na sprzedaż energii elektrycznej, który obecnie wynosi 23 procent, które jednak wiązałoby się z niższymi wpływami do budżetu państwa, który i tak będzie uszczuplony niższą akcyzą, albo nałożenie na spółki obrotu obowiązku świadczenia tzw. usług publicznych w stosunku do konsumentów (obowiązki użyteczności publicznej w ogólnym interesie gospodarczym). Jego zdaniem w przypadku drugiego wariantu ministerstwo energii mogłoby przygotować odpowiednie regulacje, które nie budziłyby wątpliwości co do zgodności z prawem unijnym, zarówno w zakresie regulacji III pakietu energetycznego, jak również regulacji pomocy publicznej. Spółki obrotu musiałyby sprzedawać energię po określonych cenach, a różnica w stosunku do cen rynkowych byłaby wypłacana w ramach rekompensat przez skarb państwa. W grę mogłoby wchodzić kilka miliardów złotych. – Moim zdaniem taki mechanizm mógłby przyczynić się do ograniczenia wzrostu cen energii, co mogłoby utrzymać wysokość rachunków za prąd na podobnym poziomie. Do rozważenia jest również mechanizm wsparcia w ramach pomocy de minimis dla małych i średnich przedsiębiorstw, jak również przygotowanie mechanizmu pomocy publicznej dla dużych odbiorców, który, jak pokazała zeszłoroczna ustawa dla sektora energochłonnego, jest jak najbardziej możliwy do wdrożenia. Kluczowe jest jednak zapewnienie finansowania każdego modelu wsparcia – stwierdził.

Takie rozwiązanie mogłoby się jednak wiązać z koniecznością znalezienia odpowiedniego finansowania, bowiem ze względu na coraz mniejszą pulę uprawnień do emisji CO2, posiadanych przez Polskę, wpływy z ich sprzedaży nie będą już tak wysokie. W konsekwencji, rząd będzie musiał liczyć się z pewnymi przesunięciami w budżecie. Obecny projekt budżetu na 2020 rok zakłada jedynie utrzymanie akcyzy i opłaty przejściowej na poziomie z 2019 roku. Wprowadzenie powyższych propozycji wiązałoby się jednak z koniecznością zmiany projektu ustawy budżetowej.

Nie wiadomo na które rozwiązanie zdecyduje się rząd. Ostatecznie jednak będzie musiał przekalkulować czy stać go na utrzymanie cen energii w przyszłym roku na poziomie z 2019 roku. Politycy opcji rządzącej mają również świadomość, że połowie 2020 roku czekają nas wybory prezydenckie. Trudno więc byłoby się spodziewać, że rząd zgodzi się na podniesienie cen energii. Na rozstrzygnięcia w tej sprawie czekają klienci i sprzedawcy energii, którzy nie wiedzą jak planować działalność w przyszłym roku, co może się odbić na ich wynikach finansowych. To z kolei nie będzie dobra wiadomość dla przyszłego kierownictwa odnowionego resortu skarbu państwa (o ile powstanie), który według naszych informacji mógłby przejąć nadzór nad czterema największymi spółkami energetycznymi. Czasu na decyzje jest coraz mniej.

Stępiński: Ważą się losy nadzoru nad energetyką