Jak podaje portal Bloomberg Markets, powołując się na dane opublikowane przez Federalne Służby Celne Rosji, w 2017 roku Niemcy, największy w Europie importer rosyjskiego gazu, zapłaciły tylko 192 USD za 1000 m sześc. tego surowca. W sumie za 52 206 mld m sześc. błękitnego paliwa zapłacili 10 015 mld USD. Czy tak niska cena podyktowana jest tylko ogromnym wolumenem rocznego zakupu gazu, czy jest raczej wyrazem bliskich relacji politycznych między Moskwą i Berlinem?
Presja Niemiec na USA
Niektórzy eksperci uważają, że kanclerz Angela Merkel, wywierając nacisk na Stany Zjednoczone w kwestii ukarania Władimira Putina za zbrojne zaangażowanie się w Syrii i prawdopodobną ingerencję w wybory w krajach zachodnich, chciała wzmocnić stosunki energetyczne z Rosją. Mimo różnych dyplomatycznych pohukiwań budowa gazociągu Nord Stream 2 jest kontynuowana, mimo sprzeciwów różnych krajów europejskich i Stanów Zjednoczonych. Zdaniem protestujących uruchomienie tranzytu gazu do Europy Zachodniej nowym rurociągiem, położonym na dnie Bałtyku, zwiększy wpływy Rosji w regionie Europy Środkowej i Wschodniej. Znacząco utrudni również sprzedaż amerykańskiego LNG w naszej części świata.
Gazprom potrzebuje konkurencji
„Niemcy są największym rynkiem gazu w Europie, a jego brokerzy wykonali dobrą robotę przy renegocjowaniu cen” – powiedział James Henderson, dyrektor programu badań nad gazem ziemnym w Oxford Institute for Energy Studies. Niższe stawki za błękitne paliwo mogą świadczyć o szerokich powiązaniach dyplomatycznych, ale także pokazują, że „Gazprom staje się elastyczny, jeśli musi konkurować w Europie” – dodał.
Kto ile płaci?
Niższa cena dla Niemiec może wynikać również z tego, że kraj ten ma lepsze połączenia z alternatywnymi dostawcami, głównie z Norwegią i Wielką Brytanią, niż Włochy czy Austria, powiedział Georg Zachmann, ekonomista z grupy badawczej Bruegel w Brukseli. Potwierdzać tę tezę może przykład Wielkiej Brytanii, która sama produkuje większość błękitnego surowca używanego w kraju. Za uzupełniające dostawy zapłaciła najniższą cenę ze wszystkich państw europejskich, importujących rosyjski gaz – tylko 174 USD za 1000 m sześc. Polska ze stawką 199 USD za 1000 m sześc. plasuje się w środku zestawienia.
Preferencyjne stawki
Z powyższych informacji trudno dostrzec jawny związek między polityką, a ceną gazu. Z jednej strony rząd Merkel nie popiera jednoznacznie Moskwy. Tworzy plany rozwoju branży obsługującej dostawy skroplonego gazu ziemnego. Oczekuje, że Rosja po wygaśnięciu w 2019 roku umowy na tranzyt gazu przez terytorium Ukrainy nadal będzie część dostaw do Europy tłoczyć obecnie używanymi gazociągami. Z drugiej zaś strony w lutym Gazprom złożył wniosek o arbitraż w sprawie podwyższenia utrzymującej się od kilku lat na dość niskim poziomie ceny dla niemieckiego odbiorcy, spółki Uniper. Na chwilę obecną nie jest jasne czy od 2017 roku wprowadzono jakiekolwiek zmiany stawek dla niemieckich odbiorców, a służby celne nie udzielają bardziej aktualnych informacji. Z danych zebranych przez Bloomberg Markets wynika, że Niemcy zapłaciliby około 1 miliarda więcej, gdyby ich taryfy opłat wzrastały w takim samym tempie, jak te dedykowane Włochom, czy Francji. Przedstawiciele Gazpromu i jego największego klienta w Niemczech, firmy Uniper, odmówili wydania komentarza na ten temat.
Gaz i ropa – oręże Rosji
Wpływy z eksportu ropy naftowej i gazu ziemnego stanowią ponad jedną trzecią rocznego budżetu Rosji. Kreml stał się więc mistrzem w wykorzystywaniu surowców energetycznych do swojej polityki międzynarodowej. Dobrej współpracy z krajami starej Unii Europejskiej, w tym z Niemcami, nie zachwiał nawet konflikt na Ukrainie. Mimo prowadzenia rozległych prac nad stworzeniem wewnątrzunijnej wspólnoty energetycznej nadal dla rządów niektórych państw ważniejsze są ich własne, krajowe interesy. A jak wiadomo, co jest dobre dla jednych, może szkodzić innym. Dlatego tak ważne będą decyzje, jakie w sprawie długofalowego porozumienia gazowego z Rosją podejmą unijni urzędnicy. Zwłaszcza teraz, kiedy budowa Nord Stream 2 jest już mocno zaawansowana, a Gazprom grozi zerwaniem umowy tranzytowej z Ukrainą, co, jeśli nastąpi, może wywołać niewyobrażalny w skutkach kryzys ekonomiczny w Europie.
Bloomberg/Roma Bojanowicz