Jakóbowski: Chinom grozi ucieczka produkcji przez koronawirusa (ROZMOWA)

19 marca 2020, 07:30 Bezpieczeństwo

– Dziś na ustach wszystkich jest hasło rozrywania łańcuchów dostaw, czyli tej złożonej globalnej sieci wymiany komponentów, której produkcyjnym sercem są dziś Chiny. Firmy mogą przenieść produkcję bliżej rynków zbytu – mówi Jakub Jakóbowski, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Jak koronawirus wpłynął na gospodarkę chińską, jak zmieni się jego oddziaływanie w nadchodzących miesiącach i jakie płyną z tego wnioski dla gospodarki globalnej?

Jakub Jakóbowski: Chiny wchodzą obecnie w drugi etap walki z konsekwencjami ekonomicznymi koronawirusa, w którym fundamentalnym wyzwaniem staje się sytuacja za granicą, rozwój globalnej pandemii.

Okres walki z epidemią w Chinach jak na razie się zakończył. To było kilkanaście tygodni praktycznie zamrożonej działalności gospodarczej. Warto pamiętać, że w kwarantannie Chiny posunęły się bardzo daleko – oprócz zamykania szkół i ograniczeń w przemieszczaniu, wyłączane były m.in. zakłady przemysłowe, transport. Funkcjonowały głównie branże niezbędne do zaopatrywania ludności, m.in. w żywność. To zamrożenie gospodarki odbiło się na aktywności gospodarczej – w okresie styczeń-luty Chiny doświadczyły pierwszego od dekad, kilkunastoprocentowego spadku konsumpcji, produkcji i inwestycji.

Od początku marca władze w Pekinie dopingują gospodarkę i lokalne struktury partyjne do restartowania aktywności. I przynosi to efekty, zakłady produkcyjne ruszyły, ruch na ulicach i w galeriach handlowych wraca. Ale to nie koniec kłopotów. Restart nawet w 90 procentach, choć oznacza jakościową zmianę, nadal oznacza recesję w skali całego roku. Do tego nakłada się główne dziś wyzwanie – spadek popytu za granicą, która pogrąża się w epidemii i kryzysie gospodarczym. A prawdziwej recesji chińska gospodarka nie widziała od dekad.

Czy epidemia w Chinach może przynieść trwałe zmiany w relacjach gospodarczych tego kraju ze światem?

Pandemia koronawirusa ma ewidentnie deglobalizacyjne efekty. Międzynarodowy handel i przepływ ludzi wyhamował, pierwszeństwo w dostawach mają lokalni producenci – często jako jedyni dostępni. Dziś na ustach wszystkich jest hasło rozrywania łańcuchów dostaw, czyli tej złożonej globalnej sieci wymiany komponentów, której produkcyjnym sercem są dziś Chiny. Jeśli pandemia będzie trwała miesiące, na co wskazuje część modeli naukowych, te efekty będą długotrwałe i mogą w istocie skłonić globalny biznes do reshoringu (przenoszenia produkcji bliżej rynków zbytu).

Biznes może skalkulować, że w obliczu globalnej niestabilności produkcja 10 tys. kilometrów od rynku zbytu to zbyt duże ryzyko. Jednak nawet jeżeli ludzkość i globalna gospodarka przejdzie przez pandemię relatywnie suchą stopą, reshoring określonych branż będzie postępował, z zaanażowaniem rządów. Przebieg epidemii to ważna lekcja, że część strategicznych produktów – jak sprzęt medyczny – musi być produkowany blisko.

Jak koronawirus może wpłynąć na znaczenie Chin dla światowego rynku energii i surowców energetycznych?

Chiny pozostają oczywiście istotnym elementem w dynamice światowego rynku energii, ale wydaje się, że zależy ona teraz w dużym stopniu od czynników poza Chinami. Zamrożenie chińskiej gospodarki i wstrzymanie lotów do Chin z lutego br. było pierwszym negatywnym szokiem popytowym. Ale dziś podobna sytuacja występuje u wielu innych odbiorców energii na świecie. Obniżka cen uruchomiła wiele innych procesów, m.in. zaogniła wojnę cenową między Rosją i Arabią Saudyjską, doprowadziła do deprecjacji wielu walut państw eksportujących energię. W tym momencie trudno sobie wyobrazić, by wzrost aktywności gospodarczej w Chinach, przy zawirowaniach w reszcie świata, był czynnikiem istotnie stabilizującym rynek.

Jak zamykanie się Państwa Środka na świat zewnętrzny może zmienić ich relacje z USA, Zachodem i Polską?

Wydaje się, że strategia walki z epidemią podjęta w Chinach wpłynie na ich kontakty ze światem. Wyhamowanie epidemii tworzy swojego rodzaju chińską „bańkę”, wewnątrz której żyje ponad 1,3 mld ludzi, którzy nie nabędą odporności na wirusa. Gdyby pandemii nie udało się opanować za granicą, Chiny będą zmuszone uszczelnić wymianę  z zagranicą i znacznie zaostrzyć kontrolę przepływów ludzi – a więc i towarów, usług itp. Inaczej ryzykować będą powrotem epidemii, co będzie nieść ze sobą kolejne ogromne koszty. I tak aż do wynalezienia szczepionki.

W wymiarze dyplomatycznym i propagandowym, Chiny bynajmniej nie zamykają się na kontakty z zagranicą. Posiadając stabilną sytuację wewnętrzną, starają się oferować pomoc i komercyjne dostawy sprzętu medycznego, szczególnie do państw Europy. Ma to niewątpliwie efekt pozytywny, bo zasoby te są dziś niezwykle Europie potrzebne, ale również określony wydźwięk polityczny. Pekin kreuje się na globalnego lidera walki z pandemią, stawiając się w kontraście z pogrążonymi w chaosie USA. To element szerszej gry o Europę.

Jak Pan ocenia nadzieję części obserwatorów relacji międzynarodowych w Polsce na zaangażowanie chińskiego kapitału w naszym kraju w kontekście epidemii koronawirusa?

W realiach globalnej kwarantanny i zahamowania lotów trudno myśleć dziś o dużej skali bezpośrednich inwestycji czy otwieraniu chińskich fabryk w Europie. Ten kierunek z resztą nigdy nie był przez Chiny pożądany. Zabiegają o utrzymanie wysokopłatnych miejsc pracy w Chinach, są w końcu wciąż państwem rozwijającym się. Przejęcia zagranicznych firm będą nadal chińskim priorytetem, chińskie banki państwowe zapewniają firmom chińskim niemal nieograniczone środki na tego typu transakcje – o ile wiążą się z przejęciem cennych aktywów, technologii, know-how. Jeśli Europa i Polska popadną w poważne tarapaty związane z epidemią, a Chiny będą wciąż relatywnie stabilne gospodarczo, można się spodziewać nasilenia tego typu działań. Pozostaje tylko pytanie o to, czy sprzedaż najcenniejszych aktywów podmiotom spoza Unii Europejskiej, w warunkach ogromnych przecen, jest rzeczywiście w interesie europejskim.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik