Chodakiewicz: Wielka improwizacja w energetyce i infrastrukturze

13 sierpnia 2014, 10:00 Drogi

ROZMOWA

Marek Jan Chodakiewicz, profesor The Institute of World Politics i adiunkt Uniwersytetu Columbia, odsłania perspektywę historyczną obecnych sporów o energetykę i geopolitykę.

Czy agresja rosyjska na Ukrainie jest formą odpowiedzi na zmianę status quo w energetyce spowodowanej rewolucją łupkową?

Marek Jan Chodakiewicz: Na pewno nie. Agresja moskiewska wynika z długofalowej strategii reintegracji imperium posowieckiego. Polityka energetyczna jest tylko jednym z czynników, a ściślej narzędziem reintegracji. Ponadto „rewolucja łupkowa” to raczej ewolucja łupkowa. Bardzo długo zajęło w USA aby wdrożyć tę technologię, a następnie zacząć czerpać z niej korzyści. To co Państwo widzicie w tej chwili na przykład w Północnej Dakocie, to ukoronowanie dekad pracy na poziomach geologicznych i inżynieryjnych. Jeszcze poczekamy z pokolenie zanim fracking stanie się normą w Ukrainie czy Polsce. Jest przeciw tej technologii straszliwy opór.

Dlaczego panują takie spory wokół negocjacji Transatlantyckiego Partnerstwa Handlowo-Inwestycyjnego (TTIP) z aferami szpiegowskimi i protestami firm w tle?

MJC: Stronom zajęło ponad dwadzieścia lat aby w końcu podjąć negocjacje. Nie będą one łatwe. Trzeba się zastanowić – jak napisał Patrick Messerlin w Kokusai Mondai – czy chodzi o „pakt handlowy czy ograniczenie (containment) Chin.” Moim zdaniem chodzi i o jedno i o drugie. Ale pakt handlowy powstaje między partnerami, których systemy mają kłopoty z kompatybilnością. Z jednej strony Unia Europejska, która jest superpaństwem z superregulacjami, a z drugiej strony USA, które do niedawna były raczej wolnorynkowe. Administracja Baracka Obamy pchnęła Amerykę w stronę Europy w tym sensie, że dołożyła do góry regulacyjnej całe pasmo himalajskie nowych przepisów. Z tego wynikają dwa rezultaty: pozytywny i negatywny. Po pierwsze – pozytywnie – mentalnie Waszyngton zbliżył się do Brukseli. Po drugie, negatywnie – mamy do czynienia z próbą pogodzenia ze sobą dwóch zestawów sprzecznych i zawiłych przepisów rodem z pajęczyny bizantyjskiej biurokracji. Negocjacje muszą potrwać aż strony zrozumieją o co w tych przepisach chodzi i nauczą się je godzić ku wzajemnej korzyści albo wyeliminują czy zawieszą te aspekty regulacyjne, które powodują zupełny paraliż negocjacyjny. Kompatybilność musi być, nawet jeśli systemy się różnią. Ponadto – poza interesami rządowymi – dochodzą interesy partykularne poszczególnych gałęzi przemysłu, a na końcu poszczególnych firm. Taki Microsoft czy Google mają Unii Europejskiej po dziurki w nosie. Ale jak pokazują doświadczenia negocjacji handlowych z Chinami i praktyki przedsiębiorczości zachodniej w Państwie Środka partnerzy z USA i amerykańskie firmy dostosowują się do pekińskich żądań szybko, albo nie są wpuszczane na tamtejszy „rynek.”

Kraje BRICS chcą powołać swój bank inwestycyjny, czy to znak czasów końca Pax Americana?

MJC: Absolutnie nie. Co najwyżej będzie współzawodnictwo, chociaż trudno sobie wyobrazić odtworzenie strefy nie-dolarowej, czyli autarkicznego RWPG. Kto by do tego przystąpił? Jasne, BRICS-owcy mogą sobie handlować barterowo wewnątrz swego klubu, może namówić innych do barteru, ale nie ma jak dolar, który przecież pozostaje uniwersalną walutą ze względu na czołową pozycję gospodarczą USA na świecie. Opowiadanie o „de-dolaryzacji świata” trwa od dawna. Na razie jest tylko kilka symbolicznych gestów w tym kierunku. Takie dokuczanie Ameryce. Nie może być inaczej bowiem Chiny dzierżą w swoich sejfach zgniłe jajo: miliardy dolarów długu amerykańskiego, który skrupulatnie skupują. I pożyczają Ameryce jak trzeba. Czyli jest sytuacja patowa, co w dyplomacji nuklearnej nazywa się Mutual Assured Destruction (MAD). No bo jeśli padnie waluta USA, Ameryka zbankrutuje, to to samo stanie się z Chinami: ich zasoby walutowe (dolarowe) staną się bezwartościowe.

Jakie jest miejsce Polski w tych przeobrażeniach?

MJC: Proste: uczyć się, handlować ile wlezie, zająć się pośrednictwem, co jest najbardziej intratne, skoncentrować się na nowych technologiach, dbać o podstawy (energia i rolnictwo), oraz przede wszystkim inwestować w młodych inżynierów, informatyków i bankierów (matematyka!). Proszę pamiętać, że słowo capitalism pochodzi od słowa capita – głowa. Najważniejszy jest kapitał ludzki. Stypendia!

W jaki sposób rozwój sytuacji w energetyce i infrastrukturze jest odbiciem zmian geopolitycznych?

MJC: To ciekawe pytanie: czy geopolityka niesie za sobą zmiany energetyczne i infrastrukturalne, czy odwrotnie – zmiany te wymuszają transformacje geopolityczne. To trochę pytanie o kurę i jajko. Co było pierwsze? Zapewne w systemach o dalekosiężnych planach strategicznych geopolityka (a więc bezpieczeństwo państwa) dyktuje politykę energetyczną i infrastrukturalną. Im bardziej państwo dominuje nad społeczeństwem i narodem, tym bardziej zmiany te są zharmonizowane (zaplanowane). A gospodarka planowa, to gospodarka wojenna, czyli socjalizm. W państwach wolnych ta korelacja jest dużo bardziej luźna. Mamy do czynienia z wielką improwizacją, czasami tylko przerywaną interwencją państwa w imię powstającej wielkiej strategii. Tak było na przykład w USA w czasie II wojny światowej. Nagle polityka energetyczna i infrastrukturalna była podporządkowana geopolityce. Generalnie rozmaite procesy toczą się (wybuchają czy – częściej – rozwijają) niezależnie od siebie. Tylko część z nich jest skoordynowana głównie z powodu interwencjonizmu państwowego i przede wszystkim dla celów obronności. Czyli w państwach wolnych innowacja ma miejsce przede wszystkim w sektorze prywatnym, część z tego jest generowana na potrzeby wojska, a potem wdrażana w życiu cywilnym (jak lasery, które z zastosowania do systemów naprowadzania zostały zaadoptowane na potrzeby chirurgii oczu). To jest norma w systemach wolnorynkowych. W systemach niewolnych państwo na krótką metę jest w stanie zmobilizować środki aby wyprodukować jakąś potrzebną do utrzymania władzy wartość. Ale na długą metę to pada, chyba, że wyniknie z tej produkcji podbój i zdobycie dalszych środków do egzystencji. Tyle ogólnie. Natomiast szczegółowa kwestia korelacji między zmianami geopolitycznymi a ruchami w polityce infrastrukturalnej i energetycznej zależy od miejsca. Gdzie? Inaczej będzie na Krymie, a inaczej w Singapurze.