Ćosić: Jak mądrze pomóc Ukrainie

3 marca 2014, 14:54 Energetyka

KOMENTARZ

Dominika Ćosić

Niezależna korespondentka z Brukseli

Dzisiaj, kiedy nie ostygły jeszcze emocje związane z Majdanem, a groźna secesji Krymu jest realna jak nigdy różni unijni, głównie polscy politycy deklarują konieczność udzielenie wsparcia finansowego Ukrainie. Ale czy równie chętni będą po wyborach europejskich? Czy nowy Parlament a zwłaszcza Komisja Europejska też się zrzucą? To już jest o wiele bardziej wątpliwe.

Jeszcze na kilka tygodni przed ukraińskim Czarnym Czwartkiem, kiedy Janukowycz trzymał się mocno stołka prezydenckiego niektórzy z polskich europosłów wystąpili z pomysłem stworzenia dla Ukrainy czegoś w rodzaju nowego planu Marchalla. Pomysł ten był z rezerwą przyjmowany przez unijnych dyplomatów w Kijowie, obawiających się, że zagraniczne wsparcie zasili budżet Partii Regionów, a reform jak nie było, tak i nie będzie. Teraz tego dylematu raczej już nie ma, PR odsunięta jest od władzy. A kwestia pomocy finansowej dla Ukrainy staje się poważnym problemem. Katastrofalna sytuacja ekonomiczna państwa to obok kwestii zachowania integralności terytorialnej najważniejszy problem dla Ukrainy. I dla Unii Europejskiej. Co do tego chyba nikt nie ma wątpliwości. Ale problemy pojawiają się, gdy zaczynamy mówić o konkretach. Jak miałoby wyglądać wsparcie dla Ukrainy? Owszem, jest pomysł konferencji donatorów, ale tu też jest pułapka : czy zaprosić Rosję na taką konferencję? I tak źle, i tak niedobrze. Jeśli zaprosi się Rosję, to przy okazji będzie mogła wykorzystać to do podważenia integralności Ukrainy. Jak się jej nie zaprosi, to oznaczać to będzie umocnienie kursu konfrontacyjnego. Skąd wziąć pieniądze? Poza Międzynarodowym Funduszem Walutowym, także mówi się o Europejskim Banku Odnowy i Inwestycji, Europejskim Banku Inwestycyjnym. Oraz funduszach unijnych? Jakich? Chodzi m.in. o pieniądze z polityki sąsiedztwa. Obecny unijny komisarz ds. energii, Guenther Oettinger chciał swego czasu dofinansować projekty energetyczne na Ukrainie, choćby interkonektory. Ale za kilka miesięcy obecny skład KE kończy swoją pracę. Przed nami wybory, które mogą dużo zmienić. Jeśli – tak jak wskazywałyby na to najnowsze sondaże – wygrają je socjaliści, wówczas oni rozdawać będą karty. I bardziej prawdopodobne jest, że będą chcieli stworzyć np. fundusz dla państw- ofiar drastycznej polityki oszczędnościowej narzuconej przez Troikę. I niespecjalnie chce mi się wierzyć, by byli skłonni wspomagać hojną ręką ukraińską gospodarkę. Inna sprawa to sama struktura unijna – do stworzenia dodatkowych funduszy trzeba byłoby zgody wszystkich krajów członkowskich. A wątpliwe jest dla mnie potencjalne zaangażowanie wciąż walczącego z recesją południa Europy.

Problemem jest czas. Żeby móc mądrze pomóc Ukrainie, potrzeba czasu – choćby po to, by wiedzieć z kim o czym można rozmawiać. Ale z drugiej strony Ukraina czasu nie ma. W tym momencie wypada też zapytać polskich polityków, z czego oni chcą wspierać Ukrainę. Bo od Polski jako kraju, który najgłośniej mówi o chęci pomocy sąsiadowi, oczekuje się, że da przykład. Czy nasi politycy chętnie szafujący obietnicami politycznymi zrobili rachunek, obliczyli ile i z czego sama Polska jest w stanie dorzucić? Mam nadzieję, że takich kalkulacji dokonali i deklarując wsparcie są świadomi, że nas na nie stać.