Czarnecki: Polska powinna wystąpić z polityki klimatycznej i reperować górnictwo (ROZMOWA)

30 września 2015, 08:06 Energetyka

ROZMOWA

O wpływie polityki klimatycznej na polski przemysł, o tym, czy Polska może ją zmienić i jakie zmiany należy wprowadzić w celu ratowania górnictwa rozmawialiśmy z Ryszardem Czarneckim, wiceprzewodniczącym Parlamentu Europejskiego, politykiem Prawa i Sprawiedliwości. Zdradził on część założeń programu tej partii dla energetyki.

BiznesAlert.pl: Jak polityka klimatyczna wpływa na bezpieczeństwo energetyczne Polski?

Ryszard Czarnecki: Dziś warunkiem kluczowym z polskiego punktu widzenia powinno być znalezienie takiego rozwiązania, które pomoże Polsce w obszarze polityki klimatycznej.

Odchodzenie od paliw kopalnych w sposób, w jaki robi to Skandynawia czy Niemcy, po prostu w Polsce jest niewykonalne. Trzeba powiedzieć otwarcie, że taka polityka klimatyczna w najbliższym czasie uderzy w polską gospodarkę niewyobrażalnymi kosztami, takimi że nie zdołamy nie tylko zwiększyć, ale nawet utrzymać na obecnym poziomie wzrostu gospodarczego.

Polityka klimatyczna staje się jeszcze ważniejsza w obecnej sytuacji politycznej. Uzależniamy się od rosyjskiego gazu i to nie tylko my, w Polsce. Przecież wsparciem dla niemieckich odnawialnych źródeł są elektrownie gazowe! W 2014 roku Hans-Werner Sinn, szef niemieckiego prestiżowego instytutu IFO, ostrzegł, że bez rosyjskiego gazu   niemiecka transformacja energetyczna – przejście na źródła odnawialne – się nie powiedzie.

W szczególności należy zaznaczyć, że utrzymanie produkcji energii z rodzimego węgla w Polsce, czyli z naszych własnych zasobów, wzmacnia ogólne unijne bezpieczeństwo energetyczne, w znaczeniu niezależności od importu paliw. To w kontekście sytuacji na Ukrainie wydaje się być nadal kluczowe.

W jaki sposób Polacy mogą zmienić tę politykę w zgodzie z własnymi interesami?

Pani premier Ewa Kopacz w Brukseli na szczycie podjęła decyzję, że kontynuowana będzie strategia dekarbonizacji polskiej gospodarki czyli wyrzucenia z gospodarki węgla. To jest strategia realizowana po kolei, jej następny krok nastąpi w 2030. Sytuacja jest taka, że dla rodzimej gospodarki w ogóle uczestnictwo w realizacji Pakietu Klimatycznego, w taki sposób, w jaki się to narzuca, jest nie do przyjęcia. Trzeba żądać dla Polski wyłączenia z tej polityki, choćby częściowego.

W obecnym kształcie tej polityki należy założyć, że skutkami będą: wzrost cen energii doprowadzi do utraty konkurencyjności polskiego przemysłu, likwidacji miejsc pracy, (a w tle tego mamy już przecież niski poziom bezpieczeństwa socjalnego Polaków, zjawisko biedy wśród pracujących, coraz szerzej opisywane przez socjologów i finansistów), utrata bezpieczeństwa energetycznego.

Trzeba pamiętać, że wszystkie kraje członkowskie mają swoje tradycje w zakresie energetyki – we Francji jest to energetyka atomowa, w Polsce – węgiel, a w Austrii – odnawialne źródła energii. I to właśnie polityka klimatyczna UE w bardzo nierównym stopniu wpisuje się w strategiczne kierunki rozwoju energetycznego i gospodarczego poszczególnych krajów unijnych. Dlaczego? Bo jest tożsama z kierunkami rozwoju polityk: niemieckiej (w zakresie OZE), francuskiej czy brytyjskiej (w zakresie rozwoju energetyki jądrowej), Wielkiej Brytanii i krajów skandynawskich (tu w zakresie dużych zasobów energii odnawialnej). Na tym tle widoczne jest bezwzględne wręcz niedostosowanie kierunków polityki klimatycznej UE do rzeczywistych wyjściowych możliwości Polski (charakteryzujących się  dominacją energetyki węglowej i niższym PKB na mieszkańca plus wysokimi kosztami energii dla budżetów – przy kilkakrotnie niższych wynagrodzeniach w stosunku do średniej unijnej).

To, co wynegocjowała Ewa Kopacz w zakresie „mechanizmów kompensacyjnych” w zamian za zgodę na II Pakiet Klimatyczno-Energetyczny jest zbyt słabe, by móc realnie zrekompensować  skutki Pakietu dla polskiej gospodarki. Jak zgodnie twierdzą specjaliści, możliwość darmowych przydziałów części krajowej puli uprawnień może jedynie w niewielkim stopniu złagodzić tempo wzrostu cen energii.

Co może konkretnie zrobić Polska? Wystarczy pamiętać, że Rzeczpospolita w coraz większym stopniu uczestniczy w światowej wymianie dóbr, a jej sytuację należy postrzegać nie tylko poprzez działania unijne. Jest przecież szereg działań globalnych. Obecnie można zaobserwować, że duże kraje będące znaczącymi emitentami CO2 realizują własną politykę klimatyczną uwzględniającą ich społeczno-gospodarczą specyfikę, nie są więc zainteresowane uzgodnieniem wiążących celów redukcyjnych. Dobrym kierunkiem może się okazać  nowe porozumienie światowe, a w nim  koncepcja tzw. zadeklarowanego wkładu krajowego Intended Nationally Determined Contribution (INDC). Najprościej mówiąc oznacza to, że  podstawą nowych zobowiązań będą dobrowolnie deklarowane wkłady krajowe. Polska będąc stroną Konwencji Klimatycznej ma prawo do skorzystania z tego elastycznego mechanizmu. Jeśli w uzgodnieniach klimatycznych będzie uczestniczyć wyłącznie w ramach  UE, będzie zmuszona poddać się wyłącznie unijnym rygorom, na które ‒ jak pokazała praktyka ‒ nie ma żadnego wpływu.

Także w ramach prawa unijnego  istnieją  odpowiednie instrumenty,  dzięki którym Polska będzie w stanie opracować i wdrożyć politykę energetyczną oraz klimatyczną dostosowaną do własnych warunków i możliwości oraz uzyskać takie same efekty w zakresie ochrony klimatu i środowiska przy znacznie mniejszych negatywnych skutkach dla rozwoju gospodarczego i poziomu życia mieszkańców. Mowa o mechanizmie  wzmocnionej współpracy pozwalającym na realizację określonych działań jedynie w części krajów unijnych. Samodzielny udział Polski w globalnych działaniach byłby taki sam, co do zasady jak dotychczas w ramach Konwencji Klimatycznej i Protokołu z Kioto.

Polskim interesem jest wyłączenie Polski z polityki klimatycznej UE. Miniony  już szczyt był nadarzającą się po temu okazją, gdy można było o taki „opt out” walczyć. Przypomnę to, co pojawia się w argumentacji prawnej rzadko, a w Unii Europejskiej jest to mechanizm  jednak stosowany wobec kilku krajów. Dla przykładu Wielka Brytania nie zgodziła się być objęta regulacjami dotyczącymi wspólnej waluty, ale zgodziła się na wprowadzenie wspólnej waluty. Polska mogłaby więc na podobnej zasadzie, zgodzić się na to, że pozostałe kraje UE podążą drogą polityki klimatycznej, a Polska będzie z tego wyłączona.

W interesie Polski leży także niewątpliwie: zwiększenie efektywności energetycznej i zastosowanie czystych technologii węglowych. Przykładem czystych technologii jest również gazyfikacja węgla. O inwestycję w taką instalację upominała się np. wielokrotnie Grupa Azoty.

Jak Polska powinna sobie poradzić z niekontrolowanym przepływem energii elektrycznej z Niemiec?

Zacznijmy od istoty sprawy. Ceny prądu u naszych zachodnich sąsiadów są obecnie sporo niższe. W Polsce energia elektryczna jest droższa o 1/3 niż w Niemczech. Dla przykładu najtaniej na hurtowym rynku energii w I kwartale tego roku było w Danii (118,05 zł za MWh), w Czechach (134,7 zł), w Finlandii (134,96 zł) i Szwecji (123,12 zł).

Każdy ekonomista wie, że cena energii ma związek z zatrudnieniem, kosztem miejsca pracy, etc. Uniemożliwia to więc polskim firmom rywalizację z konkurentami z Niemiec. I to nie tylko dlatego, że prąd sąsiada wypycha z rynku „nasz”, rodzimy. Ale w łańcuchu przyczynowo-skutkowym w dalszej kolejności źle wpływa na nasze górnictwo. A przecież przez dłuższy okres czasu prąd w Polsce był tańszy niż w zachodniej części Europy…

Teraz tańszy niemiecki prąd popłynie do nas, a nie odwrotnie…  Gdy tam nie będzie wiać i świecić w szczycie zapotrzebowania, to prąd popłynie z Polski do Niemiec. Rzecz w tym, że ogólnie bilans będzie niekorzystny dla Polski. Dodatkowo jeśli da się handlować dużą ilością taniego prądu z Niemiec, to najstarsze i najmniej efektywne polskie elektrownie wypadną z rynku. Import z Niemiec pogorszy też sytuację budowanych właśnie bloków w Kozienicach, Opolu, Turowie i Jaworznie. Zarobią na tym mniej, niż to wynikało z analiz.

Problem o którym mowa bezpośrednio w pytaniu był bardzo aktualny do 26 września. Wtedy właśnie  Europejska  Agencja ds. Współpracy Organów Regulacji Energetyki, ACER (ang. Agency for Cooperation of Energy Regulators) przyznała rację Polsce ws. niekontrolowanych tzw. kołowych przepływów energii na granicy z Niemcami. Jej zdaniem Niemcy, którzy sprzedają Austrii prąd z farm wiatrowych na północy kraju, nie mają do tego wystarczająco mocnych sieci.  W efekcie prąd ten płynie częściowo przez sieci Polski i Czech i je zapycha. Ale, o czym już mówiłem na początku, nie tylko o zapychanie sieci przecież tu chodzi.

Brak tzw. mechanizmu alokacji na granicy Niemcy-Austria powoduje, że transakcje tego typu są zawierane bez żadnych ograniczeń i bez koordynacji z krajami sąsiadującymi. Sprawa uregulowania zasad transgranicznego handlu energii w Europie staje się coraz bardziej nagląca.

Eksperci związani z rynkiem energii, mówią wprost, że na rynku wymiany transgranicznej panuje „wolna amerykanka”: brak koordynacji handlu, bałagan w sieci – w sytuacjach awaryjnych nie możemy skorzystać ze swojej sieci przesyłowej i istniejących interkonektorów by sprowadzić energię.

Choć opinia unijnej agencji nie ma charakteru wiążącego, jest krokiem w kierunku ustanowienia zasad dotyczących lokacji zdolności przesyłowych na wszystkich granicach państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej.

Tak więc problem jest formalnie potwierdzony, być może należałoby stworzyć swoistą koalicję  państw nim poszkodowanych i razem walczyć o uporządkowanie rynku. Jedno jest pewne, że Polska powinna zażądać opłat tranzytowych i skierować sprawę do  Komisji Europejskiej. Normalną rzeczą jest, że za te niekontrolowane przepływy powinniśmy mieć jakieś gratyfikacje. Tym bardziej, że według niektórych ekspertów straty technologiczne związane z niekontrolowanym przepływem sięgają nawet kilkudziesięciu milionów złotych.

Sytuacji nie uporządkuje do końca budowa przesuwników fazowych na liniach łączących nasze systemy. Pierwszy z nich ma być zainstalowany do końca 2015 roku, a drugi do końca października 2017 roku. Trzeba mieć przede wszystkim jednak na uwadze fakt, że prąd sąsiada jest tańszy, a w związku z tym nie ma równych warunków w budowaniu konkurencyjności dla polskiej gospodarki.

Jakie zmiany muszą zajść w górnictwie w celu zwiększenia rentowności?

Po pierwsze, rząd Prawa i Sprawiedliwość potrafił sięgnąć po środki z UE na rozwój polskiego górnictwa. Wynegocjował w Komisji Europejskiej zgodę na pomoc publiczną czyli na przeznaczanie środków z budżetu państwa na inwestycje w polskim górnictwie węgla kamiennego, w latach 2007 – 2010.

Środki te wykorzystano na tzw. inwestycje początkowe (przygotowanie nowych ścian wydobywczych w polskich kopalniach węgla kamiennego). UE wyraziła zgodę na to, że Polska w tych latach mogła przeznaczać dowolną pulę środków na wyżej wymieniony cel, pod warunkiem że stanowią one maksymalnie 30 proc. całości środków na inwestycje w jednej kopalni.

Po uzyskaniu notyfikacji dla pomocy publicznej z Komisji Europejskiej, do parlamentu została złożona „ustawa o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego w latach 2008-2015”, która została przyjęta w ramach consensusu. Ustawa ta wprowadzała w życie efekty negocjacji z Komisją Europejską.

Po drugie, gdy spółki górnicze przechodzą trudny okres, to mówi się o miliardach złotych dopłacanych z budżetu do górnictwa. Nie mówi się natomiast, że to  górnictwo jest potężnym płatnikiem wszelkiego rodzaju podatków – łącznie branża górnicza odprowadziła w ubiegłym roku do budżetu państwa 7 mld 152 mln 694 tys. zł.  Sprzedaż węgla kamiennego w Polsce jest opodatkowana najwyższą stawką VAT spośród wszystkich krajów produkujących węgiel w UE. Dane Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej pokazują też że opodatkowanie tony węgla od 2000 roku  wzrosło niemal trzykrotnie.

Po trzecie: potrzebny jest właściwy nadzór właścicielski i profesjonalne zarządzanie kopalniami. Pomimo zainwestowanych środków od 2007 roku drastycznie wzrosła cena wydobycia tony węgla – w 2007 roku było to 188 zł za tonę a w 2013 była to już kwota blisko dwukrotnie wyższa czyli 309 zł/t. Uwzględniając średni wzrost wynagrodzeń w Polsce i inflację koszt wydobycia jednej tony w 2014 roku powinien wynosić ok. 240-250zł. Rząd PO i zarządy spółek nie wykorzystały dobrej koniunktury z lat 2008-2011.

Inwestycje – zamiast unowocześniać kopalnie – były pieniędzmi wyrzucanymi w błoto. Przykładem jest 700 mln inwestycji w ostatnich 3 latach w kopalnie, które teraz przeznacza się do zamknięcia.

Rząd PO-PSL oddał kierowanie polskim kopalniami swoim partyjnym działaczom, a nie profesjonalistom. Wydobycie węgla może przynosić zysk. Jestem o tym przekonany. Bo przecież kopalnie w Niemczech czy Czechach są rentowne. Kopalnia „Silesia” w Czechowicach-Dziedzicach, gdy była częścią Kompani Węglowej była nierentowna, po przejęciu przez czeskiego inwestora zaczęła przynosić zyski ‒ czyli polski węgiel może zarabiać.

Wokół kopalni jest rozbudowana administracja, często utrzymywana jedynie w celu zapewnienia intratnych miejsc zatrudnienia dla osób związanych z władzą ‒ z tym trzeba skończyć, tak samo jak z pasożytniczym wobec kopalni funkcjonowaniem wielu podmiotów zewnętrznych.

Po czwarte: potrzebna jest promocja marki „polski węgiel”. Trzeba ograniczyć import sprowadzanego po cenie „administracyjnej” a nie rynkowej taniego węgla przede wszystkim z Rosji. Polskie instytucje i polski przemysł powinny być zobligowane do korzystania z polskiego a nie importowanego węgla. Po piąte: potrzebne jest powiązanie polskiej energetyki z polskim przemysłem wydobywczym węgla kamiennego. Polska energia powinna pochodzić z polskich kopalni. Nie może to być jednak proste przekazanie zysków Skarbu Państwa ze spółek energetycznych do kopalń, w których nie prowadzi się żadnych działań naprawczych.

Ponadto potrzebne są szybkie inwestycje w zaplecze badawcze i technologiczne, tak by polskie górnictwo mogło rozwijać swoją ofertę. Są to, jak widać podstawy działań i kierunek naprawczy. Szerzej mówi o tym program Prawa i Sprawiedliwości.

Rozmawiał Wojciech Jakóbik