Derski: Ustawa odległościowa oznacza zwolnienia pracowników (ROZMOWA)

13 lipca 2016, 07:30 Energetyka

ROZMOWA

zdjecia lotnicze wiatrakow. fot: Kacper Kowalski / aeromedia.pl

– Przepisy ograniczające rozwój farm wiatrowych to nie tylko bezosobowe setki milionów złotych odpisów księgowych państwowych i prywatnych firm. To także zwolnienia ludzi, które właśnie są przeprowadzane – mówi w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl, Bartłomiej Derski, ekspert ds. energetyki i dziennikarz partnerskiego portalu WysokieNapięcie.pl.

BiznesAlert.pl: Ustawa odległościowa wejdzie w życie 15 lipca. Tymczasem podczas niedawnej wizyty duńskiego premiera w Polsce Larasa Lokke Rassmusena, Dania wyrażała obawy co do tej ustawy i możliwości inwestowania duńskich firm w Polsce. Jak należy ją ocenić z perspektywie zagranicznych inwestycji?

Bartłomiej Derski: Ustawa odległościowa bardzo mocno ograniczy możliwości inwestycyjne, ale ich nie wyeliminuje. Wiatraki będą mogły dalej się rozwijać, ale w sposób znacznie ograniczony. Dla przykładu w danej lokalizacji będzie można postawić zamiast planowych 10 wiatraków 3. W większości przypadków oznaczać będzie to konieczność ponownego powrotu do kwestii formalno-prawnych. To przełoży się na spowolnienie procesu budowy instalacji w niektórych przypadkach o miesiące, a nawet lata, o ile te projekty w ogóle powstaną. Niedawne odpisy PGE, Energi i Polenergi pokazują, że wiele z projektów, w które zainwestowano pieniądze akcjonariuszy i podatników najprawdopodobniej nigdy nie doczeka się szans na realizację.

Ograniczenie możliwości zlokalizowania w jednym miejscu całej farmy wiatrowej oznacza także znaczny wzrost kosztów jednostkowych, bo przyłączenie do sieci będzie musiało być realizowane np. tylko dla kilku a nie kilkunastu turbin.

Jednak kluczowe pytanie to czy lądowe turbiny wiatrowe – które są w tej chwili jedną z najtańszych technologii OZE (wliczając w to także koszty ich bilansowania) – nadal będą wspierane. Zgodnie ze zmienioną ustawą o OZE wszystko zależeć będzie teraz od rządu, a nie konkurencji cenowej. Moim zdaniem możliwość kreowania konkretnego miksu energetycznego przez rząd to dobry kierunek zmian. Niepokoi mnie jednak, że na razie nie ma jeszcze żadnego miksu do którego rząd chciałby zmierzać, czy choćby analiz co do tego jaki miks będzie dla Polski najbardziej optymalny, a już podejmujemy decyzje o tym którą technologię będziemy wspierać bardziej, a którą mniej. Czym się kieruje w takim razie Ministerstwo Energii przy wyborze tych bardziej i mniej lubianych technologii?

Część firm, które tworzą elementy wiatraków, takie jak maszty, pracuje na dawnych terenach, pracują na terenach pozostałych po stoczniach. Jak ustawa odległościowa może wpłynąć na rynek pracy w sektorze OZE ?

To prawda, w Polsce produkuje się maszty, które są jednak dedykowane przede wszystkim morskim farmom wiatrowym. W tym przypadku nic się nie zmieni, bo ustawa nie ogranicza ich rozwoju.

Przepisy będą miały wpływ na firmy rozwijające energetykę wiatrową, serwisujące turbiny czy produkujące elementy lądowych wiatraków. Popyt na urządzenia na polski rynek (w ostatnich latach jeden z największych w Europie) się skurczy, ale zmiany nie powinny dotknąć największych koncernów takich, jak Simens czy ABB, które zatrudniają kilka tysięcy osób w fabrykach i centrum badawczym w Polsce. Globalne koncerny będą po prostu sprzedawać więcej na rynki zagraniczne. W najgorszej sytuacji znalazły się małe i średnie polskie firmy. Sam znam kilka takich przedsiębiorstw, które już zwolniły część załogi. Niektóre spółki są likwidowane w całości. Łącznie będą to najprawdopodobniej setki etatów. Przykre jest to, że projektodawcy w ocenie skutków regulacji ustawy odległościowej ani słowem się o tych ludziach nie zająknęli.

Ustawa odległościowa dopuszcza rozwój morskich farm wiatrowych. Jaka jest szansa na rozwój tego segmentu OZE w Polsce?

W Polsce ta perspektywa jest znaczenie odleglejsza. Jest to oczywiście perspektywiczne źródło energii. Morskie farmy wiatrowe są jednak znacznie droższe, trudniejsze w utrzymaniu. Widać jednak, że polski rząd przychylnie patrzy na rozwój tego sektora OZE. Prawdopodobnie wynika to z rozwoju terenów postoczniowych, które z powodzeniem zostały zagospodarowane przez ten sektor gospodarki. Wspominania wcześniej duńska firma Vestas nie jest w tym segmencie znaczącym graczem. W morskich instalacjach wyspecjalizował się niemiecki Siemens. Jego udziału w rynku dochodzi 90 proc. W Polsce powstają także elementy morskich farm wiatrowych na potrzeby Simensa. Wszyscy inni zaczynają gonić niemiecką firmę, ale jest to jednak dopiero początek tego wyścigu.

Jak wygląda rozwój polskiego sektora farm wiatrowych rozlokowanych na morzu ?

Mówiąc o morskich farmach wiatrowych musimy pamiętać, że są one lokowane 12 mil morskich od wybrzeża. Wśród aktywnych projektów, zaangażowane są trzy polskie firmy PGE, PKN Orlen oraz Polenergia. Są to instalacje o mocy 3 GW, co przekłada się na inwestycje o łącznej wartości blisko 40 mld złotych.

Kilka tygodni temu duński minister ds. energii i klimatu pan Lars Christian Lilleholt podkreślił, że duńska energetyka odnawialna kosztuje zbyt dużo, dlatego też zamierzają poddać ją korekcie w kontekście rozlokowanych instalacji. Przekłada się to ich zdaniem na wysokie ceny za energię elektryczną.

Wysokie koszty energii elektrycznej w Danii nie wynikają tylko z faktu znaczącego udziału OZE. To także efekt bardzo wysokich obciążeń podatkowych. Takie kraje, jak Dania czy Niemcy, faktycznie bardzo dużo płacą za OZE, bo inwestowały w te technologie jako jedne z pierwszych i przez jeszcze kilka lat będą spłacać te najstarsze i najbardziej kosztowne instalacje – wielokrotnie droższe, niż budowane obecnie.

Rozmawiał Bartłomiej Sawicki