Dyner: UE pracuje nad kolejnymi sankcjami dla Rosji. Raczej nie dla energetyki

23 lipca 2014, 07:53 Bezpieczeństwo

W czwartek Unia Europejska przyjmie nowe sankcje gospodarcze wobec Rosji – zapowiedzieli ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich. Jak informuje polskie MSZ, będą one dotyczyć kwestii obronności, dostępów do rynków kapitałowych i zaawansowanych technologii. Eksperci oceniają, że dotychczasowe sankcje nie są zbyt dotkliwe. Rosja bardziej odczuwa działania inwestorów, którzy wycofują kapitał.

– Dotychczasowe sankcje nie były specjalnie istotne dla Rosji. Przede wszystkim dotyczyły one embarga na poszczególne firmy i wprowadzenia na czarne listy niektórych osób. Najbardziej dotkliwa była nałożona w zeszłym tygodniu ostatnia fala sankcji ze strony Stanów Zjednoczonych: Dotknęła ona m.in. sferę bankową, uniemożliwiając rosyjskim firmom z sektora finansowego otrzymywanie kredytów dłuższych niż 90 dni, co może wpłyną na destabilizację ich funkcjonowanie – ocenia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Anna Maria Dyner, specjalista ds. wschodnich w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Z powodu wprowadzenia przez USA kolejnej rundy sankcji silne spadki dotknęły rynki akcji i obligacji w Rosji. Rentowności 10-letnich papierów skarbowych w krótkim czasie podskoczyły z ok. 8,5 proc. do ponad 9 proc. Na początku stycznia dochodowość rosyjskich długoterminowych obligacji kształtowała się na poziomie ok. 7,7 proc., co pokazuje wyraźny wzrost premii za ryzyko w ostatnich miesiącach.

Spadki na rynku długu i akcji pogłębiły się po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu na wschodniej Ukrainie. Od 17 lipca indeks akcji RTS stracił ponad 6 proc., a w stosunku do 9 lipca – 9 proc. Co ciekawe, silna wyprzedaż na rynku akcji w Moskwie zaczęła się jeszcze przed ogłoszeniem kolejnych sankcji przez USA. Skutkiem ucieczki inwestorów jest słabnący rubel, co zwiększa koszt obsługi zagranicznego zadłużenia i zmusza bank centralny do interwencji.

Po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu, w którym zginęło blisko 300 osób, w tym większość obywateli UE, presja na rządy w sprawie nowych sankcji jeszcze wzrosła. Problemem
pozostaje jednak brak konsensusu między 28 państwami, przez co eksperci wątpią, czy UE zdecyduje się wprowadzić sankcje analogiczne do amerykańskich. Bardziej prawdopodobne jest jedynie rozszerzenie listy osób i firm objętych sankcjami wizowymi i zamrożeniem aktywów.

– Dużo bardziej bolesne byłoby, gdyby Unia Europejska podłączyła się do sankcji Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza jeśli chodzi o współpracę z sektorem zbrojeniowym. Na pewno Rosję czeka rozszerzenie listy osób z zakazami wjazdu, zablokowanie ich kont. Można się spodziewać, że zawieszone pozostaną środki, które dotychczas Unia przeznaczyła w ramach na przykład Europejskiego Banku Inwestycyjnego czy Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju – uważa Dyner.

Gospodarka rosyjska, zdominowana przez sektor energetyczny i zbrojeniowy, jest wrażliwa na zmiany cen surowców oraz możliwe sankcje. Dotychczas jednak UE nie wykorzystywała słabości gospodarki rosyjskiej w celu wywarcia presji na Kreml. Jednym z nielicznych gospodarczych atutów, jakie ma teraz Rosja, są wysokie rezerwy walutowe. W przypadku wprowadzenia ostrych sankcji, będą one jednak topnieć, jeśli rubel będzie się osłabiał.

– Pewnie trudno będzie się zdecydować UE na ograniczenie współpracy w sektorze energetycznym i wycofanie się z inwestycji. Być może ta sytuacja sprawi, że kraje, które dotychczas były bardzo przychylne budowie Gazociągu Południowego, będą się wycofywać z tego projektu albo przynajmniej przesuwać go w czasie – uważa specjalista ds. wschodnich w PISM.

Z informacji podanych przez polskie MSZ po wczorajszym spotkaniu unijnej Rady Spraw Zagranicznych wynika, że do czwartku mają być gotowe propozycje nowych sankcji wobec Rosji. Radosław Sikorski po spotkaniu zapowiedział, że będą one dotyczyć obszaru obrony, dostępu do rynków kapitałowych i zaawansowanych technologii.

Ucieczka kapitału z Rosji ma miejsce od dłuższego czasu, ale wyraźnie nasiliła się od początku agresji na Ukrainę. Według różnych szacunków od początku roku inwestorzy wycofali z Rosji fundusze o równowartości na 70-80 mld USD. W połączeniu ze strukturalnymi słabościami odpływ kapitału może zupełnie wyhamować wzrost PKB.

– Rosja jest na krawędzi recesji. Międzynarodowe instytucje finansowe obniżają prognozy dotyczące jej wzrostu gospodarczego. Teraz mówi się, że będzie stagnacja gospodarcza – mówi Anna Maria Dyner.

Na razie jednak sankcje wymierzone w banki nie spowodowały, że zaczęto obawiać się o ich kondycję. Funkcjonują one bez większych zakłóceń, przez co nie widać masowego wycofywania depozytów.

– Bardziej kluczowe jest pytanie, czy takie instytucje jak Visa czy MasterCard będą chciały włączyć się w politykę sankcji i przestaną obsługiwać klientów z tych dwóch rosyjskich banków. Na razie obsługują, gdyby jednak przestały, mogłyby tym spowodować dużo większe problemy  – przewiduje Dyner.

Rosyjskiej gospodarce zaszkodzi w dłuższym terminie nie tylko odpływ tzw. kapitału portfelowego, lecz także zahamowanie napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Dla wielu firm, zwłaszcza pochodzących z krajów, których obywatele zginęli w katastrofie samolotu pod Donieckiem, współpraca z Rosją może być niekorzystna wizerunkowo.

– To jest też kwestia moralnej odpowiedzialności za inwestycje: trudno jest inwestować w kraju, który jest zaangażowany we wsparcie destabilizacji innego. Widać, że rola Rosji jest kluczowa dla destabilizowania tego regionu Ukrainy, a teraz jeszcze się zwiększyła w związku z katastrofą samolotu – ocenia specjalista ds. wschodnich w PISM.

Newseria.pl