Emilewicz: Wzrost cen był do przewidzenia. Czas na reformę handlu CO2

14 maja 2021, 15:15 Energetyka

Gwałtowny wzrost cen uprawnień do emisji CO2, który po raz kolejny obserwujemy w ciągu ostatnich dni jest sytuacją tyleż niepokojącą, co możliwą do przewidzenia – pisze Jadwiga Emilewicz, była minister rozwoju.

Jadwiga Emilewicz / fot. Ministerstwo Rozwoju

Ceny uprawnień do emisji CO2

System ETS jest hybrydą instrumentu rynkowego i centralnie sterowanych polityk. Jego jedynym „właścicielem” jest Komisja Europejska, której przedstawiciele decydują o wszystkich zasadach, a ich decyzje lub nawet komentarze dają natychmiastowe przełożenie na rynek i ceny uprawnień.

Wysłanie sygnału do opinii publicznej o oczekiwanym wzroście cen uprawnień powoduje natychmiastową reakcję rynku, uprawnienia są gwałtownie skupowane, co przekłada się na gwałtowny wzrost ceny. Tak stało się w tym tygodniu, gdy po publicznym komentarzu jednego z doradców komisarza Fransa Timmermansa cena aukcji w ETS-ie pobiła kolejny rekord – 54 euro za tonę CO2.

Funkcją celu systemu ETS było tworzenie okoliczności zachęcających do inwestowania w ograniczanie emisji CO2. Widzimy jednak wyraźnie, że obecnie mechanizm ten stał się idealnym środkiem do spekulacji, giełdą na której można zarobić ogromne pieniądze odpowiednio wykorzystując momenty „górek” i „spadków” cen.

Przykład – rekord padł właśnie wtedy, gdy sprzedawano uprawnienia z Polskiej Puli i dzięki temu Skarb Państwa wzbogacił się w jeden dzień o 138 921 250.00 euro czyli o ponad 630 mln zl ( kurs 4,54).

Nie byłoby w tym może nic złego, gdyby w centrum tego systemu nie znaleźli się konkretni przedsiębiorcy, przymusowo objęci systemem ETS, ściskani i „walcowani” z obu stron. Dla nich nagłe wzrosty cen uprawnień są sytuacją destabilizującą, uniemożliwiającą planowanie, a co gorsza również inwestowanie w rozwiązania nisko- czy zeroemisyjne.

W obliczu gwałtownych reakcji rynku na sygnały wysyłane z Brukseli i braku możliwości przewidzenia cen emisji zarówno w długim jak i krótkim horyzoncie, system ETS traci swój podstawowy cel, przestaje służyć transformacji energetycznej przedsiębiorstw. Jest za to idealnym narzędziem walki politycznej, a nawet potencjalnie walki gospodarczej pomiędzy samymi firmami. Z całą pewnością zaś brak mu transparentności i przewidywalności.

To czas na zdecydowaną reakcję państw Europy Środkowej w sprawie wzrostu cen uprawnień pod wpływem spekulacji. Może w gronie państw skupionych w grupie przyjaciół przemysłu powinno pojawić się stanowisko: Rynek EU podatny na wpływy polityczne?

Brak szybkiej reakcji w dalszej perspektywie może znacząco ograniczyć konkurencyjność europejskiego przemysłu, a nas wszystkich doprowadzi na granicę ubóstwa energetycznego, gdy koszt energii i ogrzewania wzrośnie adekwatnie do wzrostu ceny za emisję CO2.

Musimy zacząć pracować nad reformą systemu ETS, tak aby był on stymulantem dekarbonizacji, a nie kolejnym mechanizmem do generowania zysków przez fundusze inwestycyjne, które nie mają żadnej styczności z systemem ETS. Ta reforma jest też potrzebna, aby wytrącić argumenty tym wszystkim, którzy dziś sprzeciwiają się transformacji energetycznej.

Berlin jest spokojny o ceny uprawień do emisji CO2. „Nie będą rosnąć w nieskończoność”