Premier Mateusz Morawiecki powołał kilka dni temu międzyresortowy zespół do spraw energetyki prosumenckiej z minister technologii i przedsiębiorczości Jadwigą Emilewicz na czele. Czas na przełom? – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej
Nasz energetyczny dualizm w rządzie zaczyna nabierać rumieńców. Oczywiście to moje subiektywne zdanie, ale po prezentacji programu Energia+ przez minister Emilewicz mam wrażenie, że ministrowi energii Krzysztofowi Tchórzewskiemu rośnie konkurencja. Nie, nie zamierzam wracać tu do modnego medialnie tematu jego dymisji. Raczej chodzi mi o podział kompetencji. Proszę bowiem zwrócić uwagę na to, jak dotychczas od 2015 r. wyglądała energetyczna twarz PiS?
Ano tak, że nie będziemy zamykać kopalń węgla kamiennego (Makoszowy 2016 r., Krupiński 2017 r., Śląsk 2018 r. – a to tylko niektóre). Że polski węgiel jest podstawą naszego bezpieczeństwa energetycznego (pewnie dlatego w 2018 r. import był na rekordowym poziomie 19 mln ton, z czego 71 proc. przyjechało z Rosji). Że węgla to mamy na 200 lat (słynna wypowiedź prezydenta Andrzeja Dudy na szczycie klimatycznym COP24 w Katowicach w grudniu 2018 r.). Że koniecznie musimy zbudować blok 1000 MW w Ostrołęce (28 stycznia minął zapowiadany termin zmontowania finansowania na 6 mld zł i nadal go nie ma, a inwestycja ta w żadnej z analiz nie ma szans, by się zwrócić – chyba, że będziemy tam spalać rosyjski węgiel). I tak dalej, i tak dalej – przykłady można tutaj mnożyć.
Jeśli w międzyczasie dodamy do tego nowelizację ustawy o odnawialnych źródłach energii i tzw. ustawę odległościową, która zablokowała rozwój energetyki wiatrowej na lądzie (zasada 10 h zabrania budowy wiatraków w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność wieży, co w praktyce oznacza, że muszą powstać dalej niż kilometr, gdzie wietrzność wcale nie musi być taka jak oczekiwana) i zobaczymy ile zielonej energii nam przybywa, to nic tylko siąść i płakać. Nie dziwne więc, że w projekcie planu energetyczno-klimatycznego przesłanym do Brukseli mówimy wprost, że celu 15 proc. udziału OZE w naszym miksie energetycznym w 2020 r. to my na pewno nie wykonamy.
I właśnie wtedy cała na biało wchodzi Jadwiga Emilewicz. No tak, proszę się nie śmiać. Przecież chyba nikt nie wyobraża sobie, że minister Tchórzewski powie, że zarżnięcie wiatraków było błędem. Powie jak ostatnio, że było realizacją obietnicy wyborczych przez PiS. A Jadwiga Emilewicz w PiS nie jest (jest w partii Porozumienie Jarosława Gowina współtworzącej Zjednoczoną Prawicę), więc może niech ona udobrucha te wiatraki? I tym sposobem wspomniany na początku przeze mnie dualizm energetyczny będzie się pogłębiał. Przecież PiS też ot tak nie uderzy się w pierś i nie przyzna do wiatrakowego błędu, bo z tego bałaganu trzeba przecież wyjść z twarzą. Poza tym w roku wyborczym zmieniać obietnice dla swoich wyborców? Mogłaby to być skomplikowana materia. Jak to się teraz mówi? Że kupujemy popcorn i obserwujemy? Z wielką chęcią, bo zdaje mi się, że możemy mieć tu całkiem niezły energetyczny serial. Byleby tylko finalnie nie zamienił się nam on w brazylijskiego tasiemca, bo czasu na to już zupełnie brak.