Baca-Pogorzelska: Stare błędy nowej reformy górnictwa (FELIETON)

20 sierpnia 2020, 07:30 Energetyka

Po raz kolejny Polak mądry po szkodzie i raczej nie, tym razem „jakoś to będzie” nie zadziała. Powód? Nie chcę kolejny raz pisać o górniczym planie, którego nie było, choć został przedstawiony dziennikarzom. Plan nie był zły, choć wymagał poprawek i dyskusji, ale próba wypracowania zupełnie nowego w tak krótkim czasie i tak trudnej sytuacji jest porwaniem się z motyką na słońce – pisze Karolina Baca-Pogorzelska, współpracownik BiznesAlert.pl.

Korytarz kopalni. Fot. Bogdanka
Korytarz kopalni. Fot. Bogdanka

Podejście obu stron do tematu pokazuje tylko, że nie mają pojęcia o czym rozmawiają i nie zdają sobie sprawy z powagi sytuacji. Otóż bowiem panowie postanowili sobie zorganizować turniej górniczego (korona)ping – ponga, raz w Katowicach, raz w Warszawie, bo kto bogatemu zabroni? Wymyślili sobie zespoły robocze o nazwach pełnych frazesów i wydaje się im, że to rozwiąże wszelkie problemy. A ja mam deja vu z 2015 roku, gdy Kompania Węglowa (KW) stała nad przepaścią i postanowiła zrobić wielki krok do przodu.

Wnioski nie zostały wyciągnięte. KW też raz miała 0,5 mld zł rocznego zysku i wiemy jak skończyła. Gdy w Polskiej Grupie Górniczej raz taki zysk również odtrąbiono pomyślałam: „nie, na pewno tego nie przejedzą, będą mądrzejsi”. Bo patrzyłam na Jastrzębską Spółkę Węglową, która wnioski z błędów wyciągnęła i stworzyła w czasach górki fundusz stabilizacyjny na gorsze czasy (teraz te niemal 2 mld zł już prawie zużyła, ale miała przynajmniej co zużywać). Tymczasem Polska Grupa Górnicza, tak jak pięć lat temu jej starsza siostra, stoi na krawędzi przepaści. Nie płaci m.in. VAT i ZUS, podwykonawcy skarżą się na niekończące się terminy płatności, a we wrześniu naprawdę może zabraknąć pieniędzy na wynagrodzenia, które miesięcznie w tej spółce zatrudniającej ok. 41 tys. ludzi pochłaniają niemal 300 mln zł (tak, trzysta milionów złotych, czyli 3,6 mld zł w skali roku). Tylko kiedy PGG miała półmiliardową górkę zysku netto, machała nią jak szabelką, więc przyszli związkowcy, powiedzieli „daj” i skończyło się szarżowanie.

Dlaczego o tym piszę? Czy ktoś pamięta, by za czasów PiS palili jakieś opony? No właśnie. Teraz rząd ma nóż na gardle i wie, że musi podjąć radykalne działania, w tym zamknąć kopalnie (Ruda i Wujek nie były tu wymysłem dziennikarzy). Ale te wszystkie zespoły robocze, które dziś są albo ich nie ma, „bo koronawirus”, to musztarda po obiedzie. W taki sposób trzeba było pracować ze Śląskiem – w tym z samorządami, a także opozycją choć nie podoba się to związkowcom – przed przywiezieniem im w teczce gotowego planu restrukturyzacji. W kontekście koronawirusa w rządzie i choroby ministra Naimskiego (życzę mu zdrowia!): można przecież przejść na komunikację zdalną i w tej sytuacji można by prowadzić dalej niezbędne prace bez opóźnień oraz przy okazji nie narażać innych na potencjalne zakażenie. Po co zatem rozmowy są odsuwane w czasie?