FAZ: Nord Stream 2 to nie jest sprawa Trumpa

25 lipca 2017, 15:15 Alert

Inwestycje w Europie są zależne od importu gazu. Dlatego ważne dla Starego Kontynentu jest to, aby nie uzależniać się od jednego dostawcy. Jednak jak uniknąć ryzyka związanego z tranzytem? – pisze dla Frankfurter Allgemeine Zeitung, prezes austriackiego OMV Reiner Seele.

Rura dla Nord Stream 2. Fot.: Pixabay
Fot.: Pixabay

Gazoport Dashava znajdujący się na ogarniętej kryzysem Ukrainie może być wielkim przegranym przy budowie gazociągu Nord Stream 2.

Hasło wyborcze Donalda Trumpa „America First” może oznaczać zwrot w transatlantyckich stosunkach. Kanclerz Angela Merkel celowo zwróciła na to uwagę w swoim przemówieniu w Monachium. – Minęły już czasy, kiedy mogliśmy zdać się całkowicie na innych. My, Europejczycy, musimy wziąć nasz los we własne ręce. Musimy sami walczyć o naszą przyszłość – mówiła wówczas.

Europa podejmuje wysiłki, aby stać się samowystarczalną i niezależną – dotyczy to nie tylko polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Hasło „America First” oznacza również, że USA odkryły dla siebie możliwości na rynku gazowym w Europie. Senat wywiera nacisk, aby planowaną budowę rurociągu Nord Stream 2 włączyć do nowej ustawy dot. sankcji, nie ukrywając amerykańskiego interesu związanego z nowymi miejscami pracy i rozwojem gospodarczym. Amerykański gaz skroplony (LNG) konkuruje z rosyjskim, jednak trzeba mieć świadomość również tego, co jasno wyraził federalny minister spraw zagranicznych Sigmar Gabriel: kwestia zaopatrzenia Europy w gaz jest jednak ciągle sprawą europejską, a nie sprawą Stanów Zjednoczonych.

W tym kontekście należy spojrzeć na dyskusję dot. budowy Nord Stream 2. Zarówno Ameryka, jak i Polska oraz kraje bałtyckie nie mają prawa weta oraz możliwości zablokowania pertraktacji europejsko-rosyjskich w kwestii budowy gazociągu.

Z punktu widzenia Europy, ze względu na zaopatrzenie w gaz ziemny, faktycznie nie można zrezygnować z Nord Stream 2, ponieważ zbyt mało gazu wydobywa się na Starym Kontynencie i dlatego istnieje potrzeba jego importu. Oczywiście można ten surowiec importować z krajów Środkowego Wschodu, z Ameryki czy Norwegii, co oznacza, że stracił on swoją funkcję jako instrument nacisku właśnie dzięki dywersyfikacji źródeł jego pozyskiwania.

Nikt nie jest zmuszony do kupowania rosyjskiego gazu ziemnego. Z tego powodu UE uczestniczyła w budowie gazoportu na gaz skroplony np. w Polsce. Polska chce również sprowadzać gaz z Norwegii poprzez tzw. rurociąg bałtycki (Baltic Pipe). Tutaj uwidacznia się następujący paradoks: Polska zamierza całkowicie zrezygnować z rosyjskiego gazu, ale jednocześnie nie chce rezygnować z opłaty tranzytowej związanej z użytkowaniem polskiej nitki gazociągu przez Gazprom. Należy zauważyć, że Rosja ma interes w tym, aby pomimo Nord Stream dalej użytkować polską nitkę gazociągu, tyle że Polska tego nie chce. W ten sposób trzymają się we wzajemnym uścisku interesy gospodarcze i polityka nacjonalistyczna.

Aby było jasne: nikt w Europie nie jest zobowiązany do kupna rosyjskiego surowca z Nord Stream 2. Bezpieczeństwo zapewniają też dostawy gazu z Ameryki. Jednak decydująca jest jego cena, bo tankowce popłyną tam, gdzie profity będą największe.

Gazociąg Jamalski: Polska nie walczy z Nord Stream 2 dla zysków z tranzytu

Rosja może pokryć zapotrzebowanie na gaz w Europie. Na czym polegają więc obawy Ukrainy? Nie jest naszym zadaniem, aby konsolidować budżet naszego wschodniego sąsiada. Przez dziesięciolecia Kijów inkasował miliardowe sumy za tranzyt, nie inwestując jednocześnie w remont sieci gazociągów. Nord Stream 2 jest więc nieodzowny. Potrzebujemy importować więcej gazu i nie możemy sobie pozwolić na ryzyko związane z tranzytem.

Dla inwestycji w Europie konieczne jest zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego, które stanowi podstawę wolnej gospodarki rynkowej, w której wiodącą rolę odgrywają przedsiębiorstwa ponoszące to ryzyko. Tak jest też w przypadku Nord Stream 2. Polityka powinna formułować warunki ramowe.

Frankfurter Allgemeine Zeitung/Michał Perzyński