Bukowski: Polska za dużo wydała na cele cywilne i już jej na to nie stać (ROZMOWA)

17 listopada 2022, 07:35 Atom

– W ostatnich kilkudziesięciu latach wszystkie rządy, na czele z obecnym, chętniej wydawały na cele cywilne: obniżki podatków, ochronę socjalną czy inwestycje drogowe, niż na obronność. W sytuacji dość wysokiego zagrożenia ze strony rosyjskiej, która przestała jawnie przestrzegać suwerenności swoich sąsiadów, już nas jednak na to nie stać – powiedział prezes WiseEuropa Maciej Bukowski w rozmowie z BiznesAlert.pl. 

BiznesAlert.pl: Dlaczego Polska tak usilnie inwestuje w zbrojenia? Biorąc pod uwagę obecną sytuację – kryzys energetyczny czy wysoką inflacje.

Maciej Bukowski: Są dwa główne powody. Pierwszy jest taki, że nie robiliśmy tego przez ostatnie 30 lat. Modernizacja w wojsku, była modernizacją wyspową. Co jakiś czas kupowaliśmy niewielkie ilości uzbrojenia: używane Leopardy, myśliwce w niewielkiej liczbie – najpierw F16, potem F35, dla których nie ma wyposażenia; trochę nowoczesnych haubic, ale tylko po kilkanaście, kilkadziesiąt sztuk. Wszystkie potrzebne systemy obronne zostały zaplanowane przez wojsko, ale były realizowane fragmentarycznie. Budżet Ministerstwa Obrony Narodowej nigdy nie był wystarczający, albo mimo środków na inwestycje realizowano je bardzo wolno. Można powiedzieć, że środki były chomikowane. Dopiero jak pojawiało się realne zagrożenie ze strony Rosji, zaczęliśmy kupować uzbrojenie zwłaszcza, że część z tego co mieliśmy, i to istotną część, przekazaliśmy Ukrainie.

Na zbrojenia szczególnie naciska prezes Prawa i Sprawiedliwości. Czy to działanie w odpowiedzi na realne zagrożenie, czy gra przed wyborami?

Jak zawsze w polityce jest element wyborczy. W ostatnich kilkudziesięciu latach wszystkie rządy, na czele z obecnym, chętniej wydawały na cele cywilne: obniżki podatków, ochronę socjalną czy inwestycje drogowe, niż na obronność. W sytuacji dość wysokiego zagrożenia ze strony rosyjskiej, która przestała jawnie przestrzegać suwerenności swoich sąsiadów, już nas jednak na to nie stać. Zwłaszcza, że istnieje możliwość, że Amerykanie, którzy są główną siłą militarną NATO (Traktat Północnoatlantycki) nie będą w stanie pomagać nam w przyszłości tak jak dziś. Na usprawiedliwienie prezesa Kaczyńskiego i innych naszych polityków można powiedzieć, że nie tylko my jesteśmy mądrzy po niewczasie. Wydatki obronne gwałtownie zwiększają m.in. Niemcy i inne państwa Europy środkowej nadrabiając czas długiego pokoju, kiedy podobnie jak my mało inwestowały w obronę.

Czy możemy pozwolić sobie na to bez pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy i innych środków z Unii?

Na wydatki publiczne trzeba popatrzeć jak na całość. Politycy w tym samym mniej więcej czasie zapowiedzieli bowiem wiele ambitnych projektów pociągających za sobą bardzo duże wydatki publiczne. Należy do nich projekt Centralny Port Komunikacyjny (CPK), zawierający duży komponent kolejowy, który miał się opierać przede wszystkim na środkach europejskich. Ambitne plany inwestycyjne dotyczą także obszaru Czystego Powietrza, zakupów taborów szynowych dla miast albo infrastruktury szybkiego internetu. Na wszystko to przewidziano środki albo w Krajowym Planie Odbudowy albo w polityce spójności UE. Jeżeli tych środków nie będzie, powstanie duży znak zapytania czy w ogóle stać nas na realizację tych projektów. Gdyby miały być kontynuowane, w miejsce funduszy UE musiałby wejść budżet a to oznacza konkurencję z innymi zadaniami państwa. Do tego rząd zapowiada kolejne ambitne projekty na czele z programem jądrowym. Przed laty zakładano, że budową elektrowni jądrowej zajmą się spółki energetyczne. Okazało się, że nie bardzo je na to stać, więc Skarb Państwa przejął od PGE specjalną spółkę, która – by mogła zbudować pierwszą elektrownię jądrową w Polsce – będzie musiała być dokapitalizowana. Pieniądze na ten kapitał będzie musiał wyłożyć, w części albo całości, rząd. W obecnej sytuacji makroekonomicznej, w której koszt długu publicznego jest wysoki, oznacza to raczej wzrost podatków.

Czy można zrezygnować z czegoś innego?

Być może trzeba będzie. Mamy CPK, który łącznie z kolejami, drogami i lotniskiem opiewa może nawet na 100 miliardów złotych; program jądrowy, który zależnie od liczby bloków wymagać będzie wydania ok. 200-300 miliardów; ambitne plany w zakresie smogu i docieplania budynków kosztujące kilkadziesiąt miliardów złotych oraz trzeci dotyczący zbrojeń na 600 lub 700 miliardów złotych i to wszystko miałoby być wydane w ciągu najbliższych 10-15 lat. To oznacza, że każdego roku musimy wydawać około 2-3 procent PKB na wszystkie te inwestycje. Tego nie da się zrobić z zadłużenia, bo musielibyśmy je zwiększyć je o kilkadziesiąt procent PKB lub prowadzić w pełni zrównoważony budżet w innych sferach. Będziemy musieli więc albo z nich zrezygnować – w części lub całości, albo przełożyć na bardziej odległy termin, albo sfinansować z większych podatków lub ograniczeń w innych sektorach. Częściowo – zwłaszcza przy energii jądrowej i CPK – mogą pomóc środki prywatne ale nie będzie to dominujący komponent. Niezależnie jednak od struktury finansowania, rachunkowość narodowa mówi, że zwiększone inwestycje wypychają wydatki konsumpcyjne, prywatne lub publiczne. Jeśli chcemy inwestować w koleje, energetykę, docieplenie domu i jednocześnie zbroić się po zęby, to musimy nieco się ograniczyć w naszych potrzebach konsumpcyjnych. To ta sama sytuacja jak w przypadku remontu domu czy mieszkania – jeżeli chcemy mieć na to środki, to zaoszczędzimy je na potrzebach bieżących nawet jeśli bierzemy kredyt, który musimy obsługiwać. Dlatego tak ważne są środki europejskie, w tym KPO bowiem w ich wypadku tylko w około 1/4-1/3 będziemy musieli zwracać.

Czy taki wzrost podatków musiałby być wysoki?

Przykładem może być projekt jądrowy. By go sfinansować w całości z kapitału publicznego trzeba by wprowadzić dodatkową opłatę na energię elektrycznej w wysokości 10 groszy od każdej KWh. Dałoby to nam ok. 17 miliardów rocznie, co w ciągu 12-13 lat przełożyłoby się na potrzebne 200 miliardów złotych. By sfinansować program zbrojeniowy trzeba by ujednolicić VAT – czyli wprowadzić jedną stawkę na wszystkie towary i usługi – na poziomie ok. 23-24 procent, albo podnieść stawkę podstawową z 23 procent do 25-27 procent. Program CPK oraz inwestycje czystego powietrza mają opierać się o środki unijne, ale jeśli nie, to znów trzeba poszukać środków podatkowych np. w zwiększonej akcyzie na alkohol, benzynę czy samochody. Jeśli nie chcielibyśmy podnosić podatków musielibyśmy zmniejszać transfery publiczne np. zrezygnować z 500+, becikowego, 13,14,15 emerytury itp.

Na jakim etapie realizacji planów zbrojeniowych jesteśmy?

Rząd zadeklarował już partnerów do komponentu zbrojeniowego. W Większości programów np. dot. wojsk pancernych, artylerii czy obrony przeciwlotniczej, wiemy kto będzie partnerem. Rząd to bardzo szybo rozstrzyga stawiając głównie na USA i Koreę Południową. Jesteśmy na etapie negocjowania szczegółów i realizacji zamówień. Fizycznie trzeba będzie wydatkować na to 50-70 miliardów rocznie, żeby w ciągu 10 lub 12 lat cały projekt zrealizować. Zarazem więcej sprzęty pociągnie za sobą wydatki permanentne, czyli wydatków na konserwację, magazynowanie, amunicję i obsługę itp. To oznacza, że nawet po zakończeniu programu inwestycyjnego będziemy wydawać na armię raczej 3 procent niż 2 procent PKB rocznie, co także przemawia za zwiększeniem podatków bo to wydatek permanentny, który trudno finansować długiem.

Koreańczycy mają zrealizować potężne zamówienie dla Polski. Do tego dochodzą kolejne od innych państw. Czy to nie za dużo jak na jedną Polskę?

Bez wątpienia możemy te wydatki sfinansować jeśli – tak jak mówiłem – ograniczymy się w innych sferach. Można jednak się zastanowić czy tak duże ilości sprzętu odpowiadać będą możliwością osobowym naszej armii. Deklaracje, które składali politycy, o zwiększaniu jej liczebności nie bardzo przystają bowiem do naszych możliwości demograficznych. Nie wiem jak należy to interpretować, ale nie wykluczone, że kupujemy to uzbrojenie nie tylko dla nas.

Dla Ukrainy?

W pewnym sensie dla Ukrainy. Na wypadek, gdyby wydarzyła się ponownie jakaś sytuacja „W” w naszym sąsiedztwie, będziemy pomagać sprzętowo a może i ludzko – zwłaszcza gdyby sytuacja ta dotyczyła państw NATO. Różnica jest taka, że nie będziemy mieć już czołgów po Układzie Warszawskim. Dobrym przykładem jest kilkaset sztuk zaawansowanej artylerii, albo zakupy czołgowe, które zapowiedział rząd. Kiedy zostaną one zrealizowane, Polska stanie się – na skalę Europy – potęgą artyleryjską i pancerną. Tak wielką skalę lepiej zrozumieć jeśli przyjmiemy, że sprzęt ten potrzebny jest do realizacji naszych zobowiązań sojuszniczych wobec państw Bałtyckich, a zarazem przygotowuje nas na ewentualność kolejnej wojny w Ukrainie. Nie kupujemy tego wprost od naszych sojuszników z NATO oraz naszego sąsiada ze wschodu, ale zapewne rząd doszedł do wniosku, że na wypadek kolejnej agresji Rosji musimy być znacznie lepiej przygotowani nie tylko do pośredniej, ale i bezpośredniej obrony naszych sąsiadów nawet w sytuacji gdy USA będzie np. zaangażowane w Azji. To samo w sobie znacznie zmniejszy prawdopodobieństwo takiego konfliktu zwłaszcza, ze inni nasi sojusznicy – Niemcy, Finowie czy Szwedzi idą w podobną stronę. Razem będziemy bezpieczni, choć koszt tego bezpieczeństwa poczujemy w naszych portfelach, tak jak i koszt bezpieczeństwa energetycznego (projekt jądrowy), transportowego (koleje i CPK) czy zdrowotnego (walka ze smogiem).

Rozmawiała Maria Andrzejewska

Bryła: Nowe zagrożenia w cyberprzestrzeni. Zwiększyliśmy nadzór i kontrole procesów(ROZMOWA)