Górka-Winter: Operacja NATO na Ukrainie to problem, ale mogłaby się jej podjąć ONZ (ROZMOWA)

28 marca 2022, 07:30 Bezpieczeństwo

Obecność Sojuszu nad Dnieprem jest kontrowersyjna nie tylko z powodów politycznych, bo może przenieść konflikt na jego teren, ale także ze względu trudności wojskowe, ustalenia przywództwa i de facto przejęcie obowiązku obrony Ukrainy – mówi Beata Górka-Winter. – Taką odpowiedzialność powinna przyjąć ONZ z udziałem państw, które zgodzą się na wysłanie żołnierzy na Ukrainę. Od strony formalnej nie ma przeszkód – dodaje.

BiznesAlert.pl: Czy NATO powinno zablokować przestrzeń powietrzną nad Ukrainą?

Beata Górka-Winter: NATO jest organizacją regionalną, a dla sojuszników ma przygotowane plany obronne. Jeśli jakieś państwo nie jest członkiem, to nie ma dla niego planów. Dlatego Polska zabiega od dawna o członkostwo Ukrainy w Sojuszu, co wiązałoby się z przygotowaniem dla niej planów obronnych. Od nich zależałoby uruchomienie i powodzenie danej operacji. Nie jest łatwo nagle wejść w operację konwencjonalną na długi czas bez dobrego przygotowania. Należy wspierać Ukrainę, która radzi sobie doskonale w starciu z Rosją, ale nie możemy błyskawicznie wejść w ten konflikt. Istnieje wysokie ryzyko utknięcia NATO w tym konflikcie, jak bywało w wielu operacjach, w których NATO zdecydowało się na zaangażowanie. Warto przypomnieć, że USA utknęły na kilkanaście lat operacji w Afganistanie, która niestety zakończyła się niepowodzeniem. Obecność Sojuszu nad Dnieprem jest kontrowersyjna nie tylko z powodów politycznych, bo może rozszerzyć konflikt na jego teren, ale także ze względu trudności wojskowych, ustalenia przywództwa i przejęcia obowiązków obrony Ukrainy.

Czy zatem można liczyć na ONZ?

W dyskusji na temat zaangażowania na Ukrainie jest wiele nieporozumień w odniesieniu do ONZ. W razie agresji jednego państwa na drugie to właśnie ONZ ma obowiązek reagować. Rada Bezpieczeństwa ma obowiązek podjęcia odpowiednich kroków. Nie jest do końca prawdą, że organizacja ma związane ręce przez to, że Rosja jest członkiem Rady Bezpieczeństwa. Są zapisy traktatowe pozwalające podejmować decyzje odnośnie do pokojowego rozstrzygania sporu liczą się głosy wszystkich członków ONZ i są one podejmowane przez głosowanie. Można pominąć Rosję w tym głosowaniu, ale większy problem to Chiny nie uznające do dzisiaj ataku na Ukrainę za wojnę i używające określenia „operacja wojskowa”. Chiny doskonale wiedzą, że jeśli nazwą agresję rosyjską po imieniu to wówczas prace ONZ pójdą w zupełnie innym kierunku. Nie chodzi przy tym o to, że Pekin tak bardzo wspiera Moskwę, ale obawia się podobnej interwencji państw Zachodu na swoim terytorium w przyszłości np. w celu ochrony Ujgurów w Xinjiangu. Łamanie praw człowieka wobec Ujgurów spełnia kryteria potrzebne do interwencji międzynarodowej. Należy jednak wywierać presję na Chiny, by zmieniły swoje stanowisko.

Czy wchodzi w grę tylko misja pokojowa?

Nie jest powiedziane, że ONZ może wysyłać tylko siły pokojowe. Błękitne hełmy mogłyby wejść w razie zawieszenia broni na Ukrainie i pilnować porozumienia. Jednak Art. 42 Karty Narodów Zjednoczonych mówi o tym, że jeśli środki w postaci sankcji wobec agresora nie przyniosą efektów (takie jak przerwanie komunikacji i współpracy gospodarczej oraz dyplomatycznej), możliwe jest przeprowadzenie akcji wojskowej niezbędnej do przywrócenia pokoju i bezpieczeństwa. W grę wchodzą także operacje wojskowe. Jesteśmy przyzwyczajeni do wizji błękitnych hełmów bez mandatu do walki zbrojnej, ale postanowienia Karty pozwalają na użycie siły w razie konieczności. Rada Bezpieczeństwa ONZ może i już dawno powinna rozpocząć prace na rzecz takiej misji na Ukrainie. Ludność cywilna cierpi, są ogromne straty ludzkie.

Co powinna zrobić ONZ?

ONZ nie może się biernie przyglądać temu, że armia rosyjska działa z pogwałceniem wszelkich konwencji, w tym konwencji genewskich. Należało już dawno wysłać obserwatorów i specjalnego wysłannika na Ukrainę. Rada Bezpieczeństwa może zwrócić się do określonych państw, z których niektóre już zgłosiły zainteresowanie wsparciem wojskowym, aby formować kontyngent mający na celu ochronę korytarzy humanitarnych. ONZ powinna przyjąć taką odpowiedzialność z udziałem państw, które zgodzą się na wysłanie żołnierzy na Ukrainę. Od strony formalnej nie ma przeszkód. Wszystkie większe operacje wojskowe: Afganistan, Libia, post factum Irak, to były początkowo działania ONZ. Dopiero po czasie ONZ zwracał się do różnych organizacji, jak NATO, żeby przejmowały dowodzenie operacją. Można sobie wyobrazić scenariusz, że Sojusz zapewni ONZ infrastrukturę na czele z dowództwem.

Dlaczego ONZ?

Nie powinniśmy stwarzać wrażenia, że jedyna organizacja gotowa do działania na Ukrainie to NATO. Z wiadomych względów jego obecność na Ukrainie będzie kontrowersyjna politycznie. Sojusz nie angażuje się także na Bliskim Wschodzie oprócz misji szkoleniowych w Iraku. Organizacje regionalne i ONZ są po to, by udźwignąć takie wyzwania. Jeżeli ONZ nie przystąpi do realizacji mandatu określonego w Karcie Narodów Zjednoczonych, to będzie już trwale zmarginalizowane i przestanie pełnić funkcję głównej organizacji odpowiedzialnej za międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo. Może to mieć wpływ na wybuch kolejnych konfliktów, na przykład między Indiami a Pakistanem, skoro nie będzie już organizacji z ustabilizowanym autorytetem i instrumentami prawnomiędzynarodowymi do zażegnywania sporów.

Pozostaje również do rozstrzygnięcia, jak w razie czego prowadzić działania bez mandatu ONZ, w formule „koalicji chętnych”. Rosja realizowała operację w Kazachstanie jedynie informując ONZ o zaangażowaniu Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. To były działania nielegalne. Rosja stworzyła tam pewien precedens a jej wojska również walczyły z protestującymi cywilami. Gdyby na Ukrainie pojawili się żołnierze „koalicji chętnych” chroniący cywilów i blokady nieba, uzasadnienie takiej misji byłoby silniejsze. Dziś mamy jedynie transfery broni oraz najemników, bez formalnego sformowania misji. Niestety żadne z państw zachodnich nie zgłasza też woli zostanie liderem takiej operacji, a stany Zjednoczone wyraźnie podkreślają, że nie zamierzają wysyłać swoich wojsk na terytorium Ukrainy.

Ile mamy czasu?

Nawet same siły lotnicze wniosłyby dużą zmianę jakościową. Ukraińcy radzą sobie na lądzie, choć z czasem będzie im coraz trudniej. Ataki z Morza Czarnego czy na infrastrukturę przemysłową pokazują, że Rosja zamierza zniszczyć Ukrainę i zrównać z ziemią jej potencjał. Część pocisków rosyjskich omija obronę przeciwlotniczą, szczególnie manewrujące i hipersoniczne. Jeżeli Rosja sięga po taki arsenał, to infrastruktura krytyczna na Ukrainie, także dostawy broni z Zachodu, będą coraz efektywniej niszczone. Konflikt wchodzi w nową fazę. Nie możemy mieć pewności, czy rosyjskie pociski nie trafią w cele w Polsce, nawet przypadkowo. Czas działać i podwoić lub nawet potroić zabezpieczenie Ukrainy oraz wschodniej flanki NATO.

Rozmawiał Michał Perzyński