Goździewicz: Ataki na infrastrukturę energetyczną same w sobie nie są zbrodnią wojenną (ROZMOWA)

29 listopada 2022, 07:30 Bezpieczeństwo

Ataki na infrastrukturę energetyczną w myśl przepisów Międzynarodowego Prawa Humanitarnego i Konfliktów Zbrojnych (MPZHiK) są dozwolone, jednak w określonych warunkach i przy zachowaniu zasady m.in. proporcjonalności. Oceny legalności takich ataków należy jednak dokonywać przed, a nie po ataku – mówi komandor porucznik rezerwy Wiesław Goździewicz, prawnik, specjalista od Międzynarodowego Prawa Humanitarnego i Konfliktów Zbrojnych.

Start rakiety
Start rakiety

BiznesAlert.pl: Jak z perspektywy Międzynarodowego Prawa Humanitarnego i Konfliktów Zbrojnych wygląda konflikt rosyjsko-ukraiński? Wszak Rosjanie nie wypowiedzieli oficjalnie wojny, a według ich terminologii jest to „specjalna operacja wojskowa” na Ukrainie. Czy to coś zmienia w kontekście traktatów?

Kmdr. por. Wiesław Goździewicz: Z perspektywy prawnej bez względu na nazewnictwo czy brak wypowiedzenia wojny, artykuł drugi wspólny dla wszystkich czterech konwencji genewskich stanowi, że jeśli dochodzi do użycia siły zbrojnej o określonej skali, natężeniu i intensywności, mamy do czynienia z konfliktem zbrojnym i pełnego stosowania międzynarodowego Prawa Humanitarnego Konfliktów Zbrojnych (MPHKZ). To, co dzieje się w relacjach Ukrainy i Rosji jest podręcznikowym przykładem międzynarodowego konfliktu zbrojnego, w którym stronami są dwa suwerenne podmioty państwowe. Nie ma zatem żadnych wątpliwości czym jest ten konflikt. Nie ma tu znaczenia co twierdzą Rosja czy Ukraina. Obowiązek stosowania zapisów konwencji genewskich jest niezależny od tego, co mówią zaangażowane strony konfliktu.

Tu pojawia się kolejne pytanie odnośnie do różnych formacji ochotniczych czy najemnych. Jak w kontekście prawa konfliktów zbrojnych traktowane są takie formacje?

Trzecia konwencja genewska, odnosząca się do traktowania jeńców wojennych w artykule czwartym, ustanawia kryteria, jakie musi spełnić uczestnik działań zbrojnych, aby zostać uznanym za kombatanta, czyli uczestnika konfliktu działającego zgodnie z konwencjami, który podlega pod ochronę m.in. w razie wzięcia do niewoli. Warunki te niejako z mocy prawa spełniają członkowie sił zbrojnych należących do strony konfliktu. Dotyczy to również członków milicji i innych formacji uzbrojonych np. formacji ochotniczych, wchodzących w skład sił zbrojnych uczestnika konfliktu. Za kombatanta uznany może być też członek innych milicji i formacji ochotniczych, które nie wchodzą w skład sił zbrojnych, ale wypełniają cztery zasadnicze kryteria. Tymi kryteriami jest posiadanie jasnej, hierarchicznej struktury dowodzenia, noszenie stałej i dającej się rozpoznać z daleka odznaki, wyróżniającej np. mundur z emblematami przynależności państwowej, widoczne i jawne noszenie broni, a czwartym kryterium jest przestrzeganie zasad i praw prowadzenia wojny. Zatem, jeżeli dana jednostka nie jest włączona w skład sił zbrojnych, ale walczy po jednej ze stron konfliktu, to w razie schwytania jej członkowie mogą liczyć na status kombatanta, jeśli spełniają powyższe kryteria to należy im się wtedy status jeńca wojennego w razie schwytania przez przeciwnika.

Sprawa komplikuje się w sytuacji, z którą mieliśmy do czynienia na samym początku wojny, kiedy rosyjskie wojska były blisko Kijowa, miastu groziło oblężenie, a władze Ukrainy zaczęły wydawać broń chętnym cywilom i nawoływano do przygotowań koktajli Mołotowa. Ci cywile nie zostali włączeni w skład formacji sił zbrojnych, nie mieli przeszkolenia, nie mieli zaprzysiężenia. W razie schwytania, pojawiłaby się wątpliwość, czy przysługuje im status kombatanta. Nie spełniali oni przesłanek, o których wcześniej wspominałem, czyli np. nie byli wyposażeni w mundur, który odróżniałby ich od cywilów. Takie osoby nie przechodziły przeszkolenia z zasad MPHKZ i zwyczajów wojennych. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja cywilów, którzy np. decydowali się obrzucać koktajlami Mołotowa pojazdy rosyjskie z jadących samochodów. Pojawiały się takie nagrania na początku wojny. W przypadku, gdyby takie osoby złapano, nie przysługiwałby im status kombatanta a w myśl prawa i przepisów, mogłyby być pociągane do odpowiedzialności karnej za np. próbę zabójstwa, uszkodzenie mienia czy spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. W przypadku cywilów, nie obowiązuje ich immunitet kombatanta, który chroni przed konsekwencjami karnymi. Takie działania powodują zagrożenie również dla cywilów, gdyż zaciera różnicę między ludnością cywilną a uczestnikami walk i w rozumieniu strony rosyjskiej każdy cywil mógłby być uznany za potencjalne zagrożenie dla ich wojsk.

Wiemy już jaki jest status cywilów i ochotników. Jak wygląda sytuacja z prywatnymi kompaniami wojskowymi typu Wagner? Jak ich traktować w świetle prawa?

Kwestie dotyczące najemników są jasno określone w artykule 47. pierwszego protokołu dodatkowego do konwencji genewskich. Przesłanki te należy spełnić łącznie, aby zostać uznanym w świetle prawa za najemnika, co w praktyce jest niezwykle trudne do osiągnięcia. Pierwszą przesłanką jest rekrutacja danej osoby bezpośrednio w celu wzięcia udziału w konflikcie zbrojnym. Drugą jest brak obywatelstwa bądź nieprzebywanie na stałe w państwie będącym stroną konfliktu. Trzecim elementem jest branie bezpośredniego udziału w działaniach zbrojnych dla korzyści osobistych, w szczególności dla uposażenia znacznie przewyższającego wysokość uposażenia członków formacji czy sił zbrojnych danej strony konfliktu będących na podobnym stanowisku i funkcji. Ostatnim punktem jest niewysłanie przez państwo trzecie np. obserwatora czy doradcy. Siłą rzeczy eliminuje to możliwość uznania za najemników członków legionów zagranicznych walczących po stronie ukraińskiej, którzy w większości zostali włączeni do ukraińskich sił zbrojnych, a nawet jeśli nie wchodzą formalnie w skład Sił Zbrojnych Ukrainy, otrzymują uposażenie porównywalne z żołdem wypłacanym żołnierzom ukraińskim.

W przypadku Grupy Wagnera nie znajdują zastosowania również zapisy dotyczące najemników. Nie wiemy dokładnie jak plasują się obecnie apanaże rosyjskich żołnierzy, gdyż obecnie dostają dodatki za udział w „operacji” więc nie możemy ocenić jak dużo więcej „Wagnerowcy” zarabiają w stosunku do żołnierzy rosyjskich sił zbrojnych. Dodatkowo, zdecydowana większość członków Wagnera posiada obywatelstwo rosyjskie lub stale zamieszkują terytorium Rosji.

Tyle, że bycie „pracownikiem” prywatnych firm wojskowych w Rosji jest zakazane…

Z perspektywy prawa międzynarodowego to nic nie zmienia. Członkowie Wagnera mogą zatem ponosić konsekwencje na podstawie wewnętrznego prawa karnego Rosji, jednak z perspektywy prawa humanitarnego i konfliktów, nie ma to wpływu na możliwość uznania członków tej grupy za kombatantów. bo w mojej ocenie mogą spełniać niezbędne kryteria. Są członkami formacji, która ma hierarchię dowodzenia, posiadają umundurowanie i widoczne uzbrojenie. Grupa Wagnera raczej w dość ewidentny sposób należy do strony konfliktu, jaką jest Rosja, ponieważ realizuje zadania na rzecz rosyjskich sił zbrojnych, nierzadko podlegając temu samemu dowództwu. Wątpliwości można mieć właściwie jedynie co do ostatniego elementu, czyli stosowania prawa prowadzenia wojny, nie słychać jednak póki co o licznych zbrodniach wojennych dokonanych przez członków tej formacji. Nie wiadomo  czy wynika to z większej dyscypliny, ściślejszej cenzury środowiska informacyjnego w stosunku do regularnych oddziałów sił zbrojnych Rosji, czy po prostu działa tu efekt skali i kwestia niewielkiej liczebności Grupy Wagnera w stosunku do formacji regularnych sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej biorących udział w wojnie na Ukrainie.

Jednak Wagnerowcy nie zawsze uznawani są za kombatantów…

To jest ważny element. Zgodnie z prawem, podobnie jak w przypadku domniemania niewinności, to sąd decyduje o statusie chronionym bądź nie. Nie można złapać kogoś i doraźnie rozstrzelać odbierając mu prawo do ochrony. Jeżeli ta ochrona się nie należy, to o dalszym losie takiego jeńca decyduje sąd, wynika to wprost z Art. 5 Trzeciej Konwencji Genewskiej. To jeden z fundamentów prawa humanitarnego.

Przejdźmy do kolejnego obszaru, czyli rosyjskich ataków na infrastrukturę energetyczną Ukrainy. Czy ataki wymierzone w energetykę, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, nie są zbrodnią? 

Zgodnie z artykułem 52 ust. 2 pierwszego protokołu dodatkowego Konwencji Genewskiej, dozwolonymi celami wojskowymi są takie obiekty, które ze względu na swoja naturę, położenie, przeznaczenie lub wykorzystanie wnoszą istotny wkład do działań zbrojnych przeciwnika i których całkowite lub częściowe zniszczenie, obezwładnienie lub schwytanie daje określoną korzyść wojskową. Co do zasady, infrastruktura energetyczna stanowi dozwolony cel wojskowy. Stanowi o tym nie tylko wspomniany wcześniej artykuł 52. ust. 2, bo gdy jest ona wykorzystywana na potrzeby wojskowe, choćby tylko w części, to może już stanowić dozwolony cel. O tym, że jest to również cel wojskowy wskazuje praktyka wojskowa ubiegłych konfliktów. Czy to operacji Pustynna Burza z 1991 roku, czy Allied Force z 1999 roku, czyli kampanii bombardowania Serbii, operacji Iraqi Freedom z 2003 roku oraz Unified Protector z 2011 roku w Libii. Infrastruktura energetyczna była systematycznie celem ataków. Mówimy tutaj jednak o infrastrukturze produkcji i przesyłu energii elektrycznej, ale nie cieplnej. Te ataki są dozwolone, jeżeli mają dać określoną korzyść w danych okolicznościach. Ocena korzyści wojskowej jest prowadzona przed podjęciem decyzji o ataku. Następnie ona jest podejmowana w oparciu o wiedzę i dane, które były dostępne. Wszystkie te decyzje muszą opierać się o cztery zasady prowadzenia działań zbrojnych czyli zasadę: rozróżnienia, konieczności wojskowej, humanitaryzmu i proporcjonalności. Rozróżnienie polega na tym, że nie atakujemy obiektów cywilnych.

Konieczność wojskowa to atak na te cele, których zniszczenie uszkodzenie lub obezwładnienie jest niezbędne do osiągnięcia określonej korzyści wojskowej, humanitaryzmu, czyli nie stosujemy sposobów i metod prowadzenia wojny, które powodują nadmierne cierpienia i obrażenia oraz proporcjonalności, czyli podejmując decyzję o przeprowadzeniu ataku musimy mieć na uwadze, aby oczekiwana korzyść wojskowa nie przekroczyła spodziewanych strat wśród ludności cywilnej lub obiektów cywilnych. Oceny, czy doszło do nadmiernych strat ludności, nie możemy dokonywać po przeprowadzonych atakach, ponieważ nie zawsze zdarza się tak, że uzbrojenie, którego użyliśmy, trafi we wskazane miejsce. I powodów tu może być wiele m.in. działania obrony przeciwlotniczej czy środków walki radioelektronicznej, zakłócenie funkcjonowania uzbrojenia czy ich systemów naprowadzania. Dlatego ocenę ewentualnych skutków dokonujemy przed podjęciem decyzji o przeprowadzeniu ataku, w oparciu o określone dane posiadane w danej chwili, lub te, które dowódca przy zachowaniu należytej staranności, powinien był pozyskać. Nie wiemy jakie dane mają Rosjanie i jak wyznaczają sobie cele, a bez dostępu do tych danych nie da się jednoznacznie ocenić zamiarów, stopnia świadomości czy ewentualnej premedytacji dowódców rosyjskich.

Pozostańmy przy infrastrukturze. 8 października doszło do wysadzenia części Mostu Krymskiego. Z jednej strony cel wydaje się uzasadniony, bo transportowano tamtędy sprzęt, uzbrojenie dla rosyjskiej armii. Z drugiej jednak strony, czy sposób w jaki prawdopodobnie tego dokonano, czyli używając ciężarówki i zdalnie zdetonowanego ładunku, jest w pełni zgodny z zasadami? 

Most Krymski zdecydowanie stanowił dozwolony cel wojskowy, jednak w tym przypadku oddzielałbym kwestie samego doboru celu od środków i metod użytych do jego zniszczenia. Słusznie Pan zauważył, że atak na most środkami stricte wojskowymi nie pozostawiałby żadnych wątpliwości, o tyle wykorzystanie, prawdopodobnie, cywilnej ciężarówki, która w żaden sposób nie odróżniała się od pojazdów cywilnych budzi zastrzeżenia. Po drugie, z informacji, które mamy, wynika, że kierowca był najprawdopodobniej nieświadomą i mimowolną ofiarą, co wyklucza cechy zamachu samobójczego. Po trzecie, użyto metody powszechnie uważaną za terrorystyczną, tzw. SVBIED (ang. Suicide Vehicle-Borne Improvised Explosive Device – przyp. red.), czyli samochodu pułapki.

Wykorzystano zatem metodę, która budzi kontrowersje z racji tego, przez kogo dotychczas była ona stosowana. Użycie takiej metody mogło zatem przekroczyć granice tzw. fortelu wojennego i wypełniać kryteria aktu wiarołomstwa w rozumieniu artykułu 37 pierwszego protokołu dodatkowego, czyli wykorzystania dobrej wiary przeciwnika, że dany obiekt i dana osoba mają status chroniony, a wykorzystana jest do przeprowadzenia ataku.

Aby jednak jasno określić, czy do tego doszło, trzeba udowodnić, że za tym atakiem stały siły zbrojne Ukrainy. Tutaj pojawiają się wątpliwości. W ciągu pierwszych godzin po ataku na oficjalnych ukraińskich kanałach w mediach społecznościowych zapanowała euforia, jednak po dość oschłej reakcji administracji prezydenta USA związanej z metodą przeprowadzenia ataku, zapanowała cisza ze strony ukraińskiej. To może świadczyć o tym, że strona ukraińska została uświadomiona, iż przypisanie Ukrainie tego aktu może wywołać skrajnie negatywne emocje i reperkusje. Na chwilę obecną nie ma jednak potwierdzenia, aby za atakiem stały Siły Zbrojne Ukrainy czy jej służby specjalne.

Ostatnie pytanie dotyczy również ataku na infrastrukturę energetyczną, tylko że po stronie rosyjskiej. W kwietniu i maju zostało zniszczonych kilka rosyjskich platform wiertniczych na Morzu Czarnym. Czy ten atak był w pełni zgodny z MPHiKZ? 

Ukraińcy po przeprowadzonym ataku na jedną z platform poinformowali, że Rosjanie rozmieścili tam systemy rozpoznania radioelektronicznego, co było powodem do przeprowadzenia ataku. Nie wiem jednak, czy to jest wytłumaczenie właściwe, gdyż tych ataków na platformy było więcej. Potem pojawiły się argumentacje, jeszcze bardziej kontrowersyjne, że były to instalacje wydobywcze znajdujące się na ukraińskiej WSE a zostały bezprawnie przejęte przez stronę rosyjską, co daje Ukrainie możliwość swobodnego dysponowania nimi, w tym ich zniszczenia (co jednak nie pokrywa się z wersją o systemach rozpoznawczych). To tak nie działa. Artykuł 55. pierwszego protokołu dodatkowego mówi o zakazywaniu atakowania obiektów, których zniszczenie może wyrządzić dużą stratę dla środowiska chyba, że taki atak jest absolutnie konieczny z perspektywy wojskowej. Ja tu nie widzę spełnienia przesłanek. Celem ataku było odcięcie Rosji możliwości wydobywania paliw kopalnych z dna Morza Czarnego, z obszaru będącego w ukraińskiej WSE. Korzyści wojskowej zatem nie było. Ukraińcy są stroną pierwszego protokołu dodatkowego, zatem atak na infrastrukturę niezwiązaną bezpośrednio z działaniami zbrojnymi nie jest dozwolony (doktryna amerykańska dopuszcza atakowanie tzw. celów ekonomicznych). Nawet gdyby na tej platformie był niewielki oddział rosyjski, nie daje to podstaw do takowych ataków w myśl prawa międzynarodowego, ponieważ ono zezwala na rozmieszczenie niewielkich sił do ochrony takich obiektów, co nie czyni z nich automatycznie dozwolonych celów wojskowych.

Rozmawiał Mariusz Marszałkowski

Prezes Energoatom: Rosjanie prawdopodobnie opuszczą Zaporoże