Héjj: Polska i Węgry. Bratanki do szabli ale nie do gazu

13 lipca 2017, 07:30 Energetyka

Trzy lata temu do Polski zbliżał się Air Force One z prezydentem Barackiem Obamą na czele, a prezydent Węgier, János Áder, był już w Warszawie, z wizytą do Budapesztu przyleciał prezydent Kazachstanu, Nursułtan Nazarbajew, którego podejmował premier Viktor Orbán. Mieliśmy do czynienia z dwoma równoległymi światami – pisze dr Dominik Héjj, współpracownik BiznesAlert.pl.

Przed kilkoma dniami, kiedy Polska żyła wizytą Donalda Trumpa i szczytem Trójmorza, dotarła informacja o spotkaniu, jakie w Moskwie odbył szef węgierskiej dyplomacji, Péter Szijjártó. Odwiedził on bowiem siedzibę Gazpromu, aby podpisać umowę dotyczącą tworzenia nowych szlaków gazowych na Węgry. De facto powrotu do projektu Turkish Stream.

Niezmienne pozostały założenia, zgodnie z którymi, gaz z Węgier mógłby być transportowany dalej do Europy. Podpisanie porozumienia odbyło się na kilkanaście godzin przez szczytem, na którym głównie mówiono o konieczności dywersyfikacji dostaw, stawiając m.in. na gaz LNG z USA. Péter Szijjártó, mówił, że porozumienie wpisuje się w  budowanie bezpieczeństwa energetycznego Węgier, kraju, który w 100% uzależniony jest od energii z Rosji. Należy także przypomnieć, wielokrotnie przytaczaną na łamach BiznesAlert.pl rozbudowę elektrowni  atomowej w Paks, finansowaną w 100% z kapitału rosyjskiego.

W wywiadzie, który Polskiej Agencji Prasowej, udzielił minister, znalazł się wart przywołania cytat. „Odrzuca hipokryzję i poprawność polityczną (…)”. To o Donaldzie Trumpie, natomiast Węgrzy jasno pokazali na ile poważnie traktują temat dywersyfikacji.

Trzeba bowiem spojrzeć na ten temat szerzej. W przypadku węgierskim, fundamentalnym dla uznania czy dany projekt jest istotny czy też nie, jest to czy na danym szczycie obecny jest premier Viktor Orbán. Co prawda to prezydent podpisuje, ale to rząd wdraża bądź nie zobowiązania. Moment podpisania dokumentu w Moskwie nie był przypadkowy i ukazał kurtuazję wizyty węgierskiego prezydenta w Warszawie.

Budapeszt od momentu objęcia urzędu przez prezydenta Trumpa, mocno liczy na ocieplenie relacji amerykańsko-rosyjskich, a także węgiersko-amerykańskich. Jednak jak na razie są to pobożne życzenia. Nie wiadomo nawet kiedy odbędzie się wizyta premiera w Białym Domu. Najpewniej dopiero po przyszłorocznych wyborach.

Dywersyfikacja gazu z szeroko rozumianego Zachodu, podburzałaby założenia tzw. „Otwarcia na Wschód”, które jest oficjalną doktryną polityki zagranicznej Węgier, a które zakłada zacieśnianie relacji m.in. z Rosją. Węgry wciąż krytykują sankcje gospodarcze i polityczne przeciwko Rosji, niemniej jednak, wciąż za nimi głosują.

Od 1 lipca, Węgry przewodzą Grupie Wyszehradzkiej. To także (2018) rok wyborczy. Stawiam tezę, że Budapeszt będzie proponował, aby wziąć na siebie niejako rolę mediatora pomiędzy Rosją a V4. Nie ma wątpliwości, że głównie Polską. Sukces doprowadzenia do spotkania w formacie V4+ – niekoniecznie najwyższego szczebla, wzmocniłby pozycję Węgier w regionie.

Umowa z Gazpromem nastręcza wielu trudności polskim politykom. Dość powiedzieć, że bardzo niechętnie odnosili się do tej kwestii, a jeśli, to podkreślali konieczność budowy interkonektorów od Świnoujścia na Południe, czy większego zaangażowania Polski na rzecz dywersyfikacji w EŚW. Tymczasem Węgrzy twierdzą, że nie mają alternatywy wobec gazu, ponieważ zarówno Chorwacja jak  i Rumunia nie zakończyły swoich inwestycji, które pozwoliłyby na rewers gazu. Cytując Szijjártó z przywołanego wywiadu dla PAP „(…) Chorwaci nie zrobili też nic, żeby zbudować terminal LNG na (wyspie) Krk, więc o czym my mówimy?”.

Rząd Węgier nie pierwszy raz sięga po tego typu argumenty, które pozwalają mu legitymizować swoje działania. O ile działania Budapesztu stoją w jawnej sprzeczności z polskim interesem narodowym, o tyle Węgrom, jak na razie się one opłacają. Według jednego z tytułów prasowych, prezydent FR Władimir Putin ma w przyszłym miesiącu odwiedzić Węgry przy okazji mistrzostw świata w Judo. Trudno jednak uwierzyć, że widowisku sportowemu nie będą towarzyszyły ustalenia na najwyższym szczeblu. Premier Orbán zapowiadał już, że negocjacje dotyczące kolejnej umowy gazowej po 2019 roku, są już w toku. Z analizy stylu zawierania tego typu umów wynika, że mogłoby do niej dojść w Moskwie wczesną wiosną przyszłego roku. Kolejne gwarancje bezpieczeństwa i oszczędności, zdecydowanie podbiłyby stawkę rywalizacji w gorącym, tuż przedwyborczym okresie.