Jakóbik: Krytycy uniezależniania Polski od gazu z Rosji tracą argumenty

13 czerwca 2016, 10:00 Energetyka

KOMENTARZ

Nord Stream 2
(Nord Stream AG)

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Komentatorzy przychylni polskim planom uniezależnienia od gazu z Rosji ostrzegają, że czeka nas zalew krytyki pod adresem inwestycji, które mają umożliwić realizację tego celu. Wymiana argumentów już się rozpoczęła.

Wieloletni komentator sektora energetycznego Andrzej Szczęśniak wrócił do aktywnego komentowania. Do podzielenia się refleksją skłonił go projekt Bramy Północnej, czyli dostaw gazociągowych z Norwegii oraz w formie skroplonej z całego świata, na przykład z USA. Pan Andrzej jest krytykiem dalszej dywersyfikacji.

– Kontrakt jamalski, zwany kiedyś „kontraktem stulecia”, jest ofiarą politycznych awantur, roszczeń i sporów arbitrażowych. Aby go zrównoważyć, zawiera się kontrakt katarski, dużo droższy, także na zasadzie „take or pay”, którego realizacja obciąża PGNiG dużymi i niepotrzebnymi wydatkami. Na spółkę przerzuca się koszty i ryzyka budowy gazoportu, choć firma na jego budowę nie ma żadnego wpływu, a konsekwencje dwuletniego opóźnienia spadają na nią – pisze Andrzej Szczęśniak.

Warto przy tym zaznaczyć, że kontrakt z Qatargas opiewa na 1,5 mld m3 rocznie, a umowa jamalska na ponad 10 mld m3 na rok. Kontrakt katarski nie miał ani nie mógł równoważyć dostaw z Rosji, ale ściągnąć dostawy do Świnoujścia, aby dać kolejny argument za budową terminala LNG. Ze względu na przekontraktowanie dostaw z Rosji, czyli zamówienie ich w ilości równej zapotrzebowaniu Polski na import, osłabia rentowność wszelkich dodatkowych zakupów. To przede wszystkim ze względu na sztywne zapisy „kontraktu stulecia” Polacy mają problem z urentownieniem alternatywnych dostaw. Mówił o tym na Kongresie Morskim w Szczecinie wiceprezes PGNiG Janusz Kowalski. Przez źle wynegocjowany i renegocjowany kontrakt z Rosją, Polska ma do 2022 roku ograniczone pole manewru. Nie oznacza to jednak, że nie powinna się przygotować na zmiany. To właśnie robi PGNiG we współpracy z operatorem naszych gazociągów Gaz-Systemem. Pan Andrzej pozostaje nieprzejednany w krytyce.

– Dzisiaj dokłada się PGNiG nowe obowiązki. Minister Naimski delegował spółkę do budowania rurociągu do Norwegii. Będzie to kolejne obciążenie nieefektywnymi inwestycjami. Prezes Piotr Woźniak mówi o zwiększaniu zakupów amerykańskiego gazu skroplonego, co jeszcze podwyższy koszty ponoszone przez spółkę i pogłębi jej brak konkurencyjności wobec dużych graczy, dbających o tanie dostawy, ale mających poza tym przewagę konkurencyjną. Proces oddawania rynku już się zaczął, a przecież nie pojawili się jeszcze konkurenci z najwyższej półki – pisze komentator.

Tymczasem Międzynarodowa Agencja Energii dochodzi do zgoła odmiennych wniosków. W przekonaniu MAE koszt eksportu LNG z USA do Europy spadnie poniżej cen oferowanych przez Rosję w kontraktach uzależnionych od indeksu ceny ropy naftowej oraz ofert w europejskich hubach gazowych, tworząc „przykrą zmianę w otoczeniu, w którym operuje Gazprom”. Chodzi zatem o takie umowy, jak mityczny „kontrakt stulecia” na dostawy przez Gazociąg Jamalski z Rosji do Polski. LNG ze Stanów Zjednoczonych może być bardziej atrakcyjne od anachronicznego kontraktu, który według zapowiedzi pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego nie zostanie przedłużony, a formuła dostaw z Rosji ma ulec zmianie. Chociaż większość kontraktów Gazpromu zawiera klauzulę take or pay, według Agencji firma będzie musiała zdobyć dodatkowe kontrakty na 15-20 mld m3 rocznie, aby utrzymać udział rynkowy w Europie. Gazprom będzie musiał porzucić model współpracy z kontraktu jamalskiego na rzecz bardziej elastycznej postawy.

MAE przewiduje wzrost importu gazu do Europy o 40 mld m3 rocznie do 2021 roku. Ze względu na spodziewaną nadpodaż MAE zakwestionowała ekonomiczny sens planu budowy gazociągu Nord Stream 2 do Niemiec, co pozwoli na podwojenie przepustowości na tym szlaku do 110 mld m3 rocznie. MAE podała także w wątpliwość wartość nowej magistrali dla bezpieczeństwa energetycznego Europy. Na ten temat może rozmawiać w Petersburgu Jean Claude Juncker. Za projektem aktywnie lobbuje wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel. To jest prawdziwe zagrożenie dla pozycji PGNiG i podjętego przez polską spółkę wysiłku na rzecz dalszej dywersyfikacji przy użyciu źródeł norweskich i LNG. Istnieje ryzyko, że dojdzie do porozumienia ponad głowami Polaków.

Jak wskazuje Agata Łoskot-Strachota z Ośrodka Studiów Wschodnich, w razie kompromisu między Brukselą a Moskwą w sprawie projektu Nord Stream 2 i zgody na ekspansję rosyjskiego gazu za pomocą dwóch gazociągów przez Morze Bałtyckie, zalew surowca z Rosji może zablokować pojawienie się alternatywy.


Połączona przepustowość odnóg Nord Stream: OPAL (istniejąca) i EUGAL (planowana) wyniesie 87 mld m3 rocznie. Czy jakikolwiek projekt dywersyfikacyjny ma szansę na przetrwanie – zastanawia się Łoskot-Strachota na Twitterze. Temu zagrożeniu poświęciłem tekst pt. Nord Stream 2 zagraża Polsce wrogim przejęciem rynku gazu. Zgodnie z planami budowniczych EUGAL, 11 mld m3 docierających do tej magistrali przez Nord Stream 1 i 2 ma trafiać na rynek polski. Byłoby to możliwe na przełomie dekady, kiedy kończy się polski kontrakt z Rosją. Czy przypadkowa jest liczba 11 mld m3, która nieznacznie przekracza roczne zapotrzebowanie Polski na gaz ziemny? Czy państwowemu PGNiG grozi utrata polskiego rynku na rzecz konkurencyjnych dostaw z Rosji przez Niemcy? Czy jest to jeden z celów politycznych Nord Stream 2? Być może na ten temat zechciałby podyskutować Andrzej Szczęśniak, do czego gorąco go zachęcam.

Od siebie dodam, że w obliczu wspomnianego wyżej zagrożenia realizacja projektów Bramy Północnej, czyli Korytarza Norweskiego i rozwój działalności gazoportu w Świnoujściu, jest według mnie konieczna dla zapewnienia Polsce alternatywy niezależnie od sukcesu lub porażki rosyjskich planów w naszej części Europy.