Jakóbik: Nord Stream 2 to koło ratunkowe dla reżimu naftowego w Rosji

10 marca 2016, 13:15 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Rosja nie może dłużej liczyć na opieranie stabilności budżetowej na sprzedaży ropy naftowej po wysokiej cenie. Z tego względu promuje w Europie swój gaz, by w okresie osłabienia naftowego filaru swej polityki energetycznej, oprzeć się mocniej na gazowej podporze. Wybierając gaz z Rosji Europa stabilizuje reżim Władimira Putina.

– Rząd Rosji przyjął 1 marca plan antykryzysowy na rok 2016. Dokument zawiera szereg działań mających na celu wybiórcze wsparcie dla poszczególnych sektorów gospodarki oraz budżetów regionalnych (w tym wsparcie kredytowe dla regionów, pomoc dla przemysłu samochodowego, wsparcie socjalne dla ludności czy działania na rzecz rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw) – czytamy w analizie Ośrodka Studiów Wschodnich. – Choć działania przewidziane w planie mogą pomóc częściowo złagodzić skutki kryzysu gospodarczego, władze nie opracowały dotąd spójnej strategii systemowej walki z jego strukturalnymi przyczynami. Ponadto zarówno dyskusje nad planem, jak i jego kształt wskazują na znaczną niepewność władz co do realnych perspektyw jego realizacji w warunkach utrzymującej się recesji i pogłębiających się problemów budżetowych.

Departament Energii USA przewiduje, że cena ropy naftowej Brent będzie wynosiła w tym roku średnio 34 dolary, a w 2017 roku 40 dolarów. To obniżka odpowiednio o 3 i 10 dolarów. Spowoduje to spadek wydobycia ropy w Stanach o 700 tysięcy do 8,7 mln baryłek dziennie w 2016 roku i o 500 tysięcy do 8,2 mln na dzień w 2017 roku. Cena amerykańskiej WTI ma wynieść 34 dolary za baryłkę w tym roku i 40 dolarów rok później.

Kluczowym czynnikiem dla cen ropy naftowej będzie zapotrzebowanie w Chinach. Lutowy import ropy naftowej przez Chiny zanotował wzrost o 20 procent w stosunku do analogicznego miesiąca w zeszłym roku. Był to rekordowy poziom możliwy dzięki niskim cenom surowca i planom zwiększenia zapasów strategicznych przez Państwo Środka. To wzrost w stosunku do trzymiesięcznego niżu importu ze stycznia tego roku. W zeszłym miesiącu Chińczycy sprowadzili 31,80 mln ton ropy, czyli średnio 8 mln baryłek dziennie. Analitycy cytowani przez Reutersa przekonują, że za wzrost są odpowiedzialne głównie niezależne firmy petrochemiczne. Według pekińskiego ośrodka konsultingowego SIA Energy, w 2016 roku Chiny mają zaimportować o 860 tysięcy baryłek dziennie, czyli o 13 procent więcej surowca. Powodem ma być gromadzenie zapasów strategicznych przez firmy państwowe. CNPC spodziewa się wzrostu importu w tym roku o 7,3 procent.

Według banku Goldman Sachs ewentualne odbicie cen ropy naftowej będzie możliwe do utrzymania na dłużej tylko pod warunkiem wzrostu zapotrzebowania na surowiec w Chinach, które są największym konsumentem surowców naturalnych na świecie. Instytucja od 18 miesięcy konsekwentnie wróży utrzymanie się niżu cenowego ropy naftowej, grożąc nawet spadkiem wartości baryłki do 20 dolarów. Bank przekonuje, że odbicie cen ropy naftowej do poziomu 40 dolarów w przypadku mieszanki Brent, obserwowane od 7 marca, przyniesie w efekcie powrót niższych cen, bo pozwoli na odbudowę wydobycia producentów, którzy zmniejszyli intensywność prac w poszukiwaniu oszczędności.

Znaczenie ma także wzrost podaży na rynku, który będzie zależał w dużej mierze od postawy Iranu. W tej dekadzie udział kartelu OPEC na rynku ma nieznacznie wzrosnąć, bo pozbawiony jarzma sankcji Iran będzie głównym sprawcą wzrostu dostaw. Do 2021 roku irańska ropa ma dodawać 800 tysięcy baryłek dziennie. Teheran ma zastąpić Bagdad w roli dostarczyciela największego wzrostu eksportu z OPEC. Międzynarodowa Agencja Energii ostrzega jednak, że należy wziąć pod uwagę geopolityczne niespodzianki, które mogą zmienić prognozę.

Ewentualny wzrost cen ropy ma nowy ogranicznik. Z prognoz Międzynarodowej Agencji Energii wynika, że nadpodaż zmniejszy się w 2016 roku 1,1 ln baryłek dziennie. W 2017 roku popyt i podaż na świecie mogą się zrównać. Wtedy dostawcy sięgną po znaczne rezerwy w swojej dyspozycji. Nadpodaż mogłaby znacząco zmniejszyć tylko decyzja o znacznym obniżeniu produkcji ropy w krajach spoza kartelu OPEC, jak Rosja i USA, ale o tym nie ma mowy. Rosjanie zgodzili się na zamrożenie wydobycia na rekordowym poziomie ze stycznia, więc w skali rocznej prawdopodobnie zanotują wzrost. Amerykańskie wydobycie ropy łupkowej spada, ale wraz ze wzrostem ceny baryłki powyżej 40 dolarów ma szybko wrócić do wyższego poziomu. Rynek zmierza więc ku nowej stabilizacji w okolicach tej ceny.

– Recesja w gospodarce rosyjskiej (3,7% spadku PKB w 2015 roku) jest wynikiem z jednej strony narastających od lat problemów strukturalnych, z drugiej – drastycznego spadku cen ropy naftowej (ze 115 USD/bbl w połowie 2014 roku do około 30 USD/bbl na początku 2016). Dochody ze sprzedaży ropy stanowią podstawę dochodów państwa i kalkulacji budżetowych – przychodzi z pomocnymi wyliczeniami Ośrodek Studiów Wschodnich. – Otwarte pozostaje (…) pytanie o możliwości realizacji budżetu federalnego: dokument jest oparty na nierealistycznym założeniu dotyczącym średniorocznej ceny ropy naftowej (50 USD/bbl, podczas gdy średnia cena baryłki Urals w styczniu–lutym wyniosła poniżej 30 USD).

Rosjanie przekonują jednak, że wrócą wyższe ceny surowca. W rozmowie z agencją trend dyrektor zarządu Gazpromu Wiktor Zubkow powiedział, że wartość baryłki w przedziale od 50 do 60 dolarów byłaby najbardziej pożądaną ceną w 2016 roku. W tym celu media rosyjskie dogłębnie relacjonują kolejne etapy rozmów o zamrożeniu wydobycia. 16 lutego podczas spotkania Arabii Saudyjskiej, Kataru, Rosji i Wenezueli w Doha doszło do uzgodnienia planu zamrożenia wydobycia ropy naftowej na poziomie ze stycznia tego roku. Do porozumienia nie zamierzają przystąpić wspomniane wyżej USA i Iran. Ponadto zamrożenie produkcji na rekordowym poziomie ze stycznia 2016 roku może sprawić, że docelowo Arabia i Rosja w rzeczywistości zwiększą jego poziom w skali roku. Mimo to już same rozmowy o zamrożeniu dają doraźny efekt emocjonalny na giełdzie, a baryłka drożeje.

Długofalowo jednak Rosjanie liczą się ze spadkiem cen ropy i zysków z tytułu jej sprzedaży. Do 2035 roku wydobycie ropy naftowej w Rosji może spaść o połowę. Rosyjskie ministerstwo energetyki przyjęło generalny plan rozwoju przemysłu naftowego na nadchodzące dwie dekady. Dziennik Wiedomosti dotarł do jego szkicu.

Plan generalny ma zastąpić obowiązujący obecnie dokument z cezurą 2020 roku, który został przyjęty pięć lat temu. Cena bazowa ma wynieść 80 dolarów za baryłkę ropy Urals w 2020 roku i 97,5 dolarów w 2030 roku.

Ministerstwo ustaliło, że wydobycie z już eksploatowanych pół może zapewnić połowę niezbędnej podaży. Reszta musi pochodzić z nowych złóż, których zasoby zostaną wykorzystane dzięki dalszej eksploracji i rozwoju projektów wydobywczych. W zakresie możliwości sięgnięcia po nowe złoża plan resortu zakłada cztery scenariusze.

Pierwszy jest umiarkowanie korzystny i uwzględnia cenę ropy na poziomie gwarantującym opłacalność poszukiwań, zniesienie sankcji zachodnich nie później niż w 2016 roku i optymalizację obciążeń podatkowych. Drugi to scenariusz bazowy, który przewiduje niskie ceny ropy i podtrzymanie sankcji. Przy uwzględnieniu planów przedstawionych przez firmy naftowe, powinien on pozwolić na utrzymanie obecnego poziomu wydobycia do 2022 roku.

Jest to jednak założenie kontrowersyjne, bo firmy wydobywcze jak Rosnieft i Gazprom Nieft przez sankcje ograniczające dostęp do kapitału oraz technologii, oraz tanią ropę naftową, zamrażają swoje programy poszukiwawcze. Nie zdołały dotąd znaleźć partnerów do projektów nowego wydobycia jak Wankor (najbardziej perspektywiczny projekt Rosnieftu) czy Bażenow (zagłębie łupkowe). Gazprom Nieft planuje zwiększać wydobycie z arktycznego złoża Prirazłomnoje, a w przyszłości uruchomić prace na polu Dolginskoje. Oba złoża znajdują się na szelfie arktycznym.

Na co wskazują Wiedomosti, żaden ze scenariuszy nie bierze pod uwagę wzrostu wydobycia ropy w porównaniu z 2015 rokiem. W wypadku utrzymania sankcji i niskich cen ropy Rosja spodziewa się jednak spadku wydobycia do 2035 roku, który ma wtedy sięgnąć w zależności od scenariusza od 1,2 do aż 46 procent. Wydobycie ma spadać ze względu na wyczerpywanie istniejących zasobów i niekorzystne otoczenie podatkowe. Ma za to rosnąć wydobycie kondensatu gazowego, w zależności od scenariusza o od 37 do 74 procent.

Rosjanie nie spodziewają się wzrostu zapotrzebowania na ropę w kraju, ale liczą na większe zakupy Chińczyków, którzy do 2035 powinni zwiększyć zamówienia o od 1,8 do 2,2 razy, czyli o 90-110 mln ton.

Eksport produktów ropopochodnych ma się rozwijać szczególnie w zakresie paliwa diesla. Problemem będzie jednak konkurencja z USA i Bliskiego Wschodu, która obniży ceny a razem z nimi marżę dla rosyjskich firm, które będą musiały walczyć o rynek.

Ministerstwo energetyki proponuje, aby firmy państwowe pomogły rozwijać wydobycie, któremu grozi znaczny spadek, a co za tym idzie możliwy jest istotny spadek dochodów do budżetu rosyjskiego, w ponad 70 procentach zależnego od sprzedaży węglowodorów. Resort zaleca rozdanie prywatnym firmom koncesji poszukiwawczych na szelfie arktycznym, poluzowanie regulacji na ich korzyść i preferencyjne akcyzy na paliwo.

– Władze rosyjskie od kilku miesięcy zdają sobie sprawę z długofalowego charakteru spadku cen ropy i trwałości recesji w Rosji, jednak nie mają przemyślanej strategii umacniania potencjału rozwojowego państwa, co wymagałoby fundamentalnej przebudowy istniejącego modelu polityczno-ekonomicznego – pisze Maria Domańska z Ośrodka Studiów Wschodnich. Rosjanie stosują tymczasowe środki zaradcze, ale nie zamierzają wprowadzać zmian strukturalnych, które groziłyby zmianami politycznymi w Moskwie.

Jeżeli kryzys cen ropy naftowej potrwa dłużej niż dwa lata, a Rosja pozostanie w izolacji, może zakończyć się problemami z utrzymaniem reżimu Władimira Putina. Jeżeli potrwa krócej, a Rosjanie wyjdą z izolacji, Putin wyjdzie z kryzysu obronną ręką.

Rosjanie nie zamierzają jednak polegać tylko na ropie. Ich działalność w sektorze gazowym pokazuje ambicje ekspansji w Europie Zachodniej. Z tego względu wsparcie inicjatyw Gazpromu przez zachodnie spółki należy postrzegać, jako rzucanie koła ratunkowego reżimowi Władimira Putina. Dostaje on od promotorów Nord Stream 2 i innych tego typu projektów mających zwiększyć udziały Gazpromu na rynku europejskich prezent, w postaci potencjalnej alternatywy do reform, które w obliczu trwałej i szczelnej izolacji byłyby nieuniknione.

Z informacji Reutersa wynika, że dochody Gazpromu stanowią przeważnie do jednej piątej budżetu rosyjskiego. Jeżeli zgodnie z przewidywaniami Sbierbank CIB ceny gazu w Europie spadną w 2016 roku o 35 procent, to dochody ze sprzedaży gazu dla Rosji spadną o jedną trzecią. W okresie od 1 do 17 lutego 2016 roku dostawy przez Nord Stream do Niemiec wynosiły średnio 45 mln m3 dziennie, czyli o połowę mniej, niż w analogicznym okresie rok wcześniej, kiedy osiągały średni poziom 98 mln m3 na dobę. Spadające zyski za jednostkę surowca zmuszają Rosjan do maksymalizowania ilości sprzedawanego gazu.

Obecnie sankcje USA i Unii Europejskiej dotyczą sektorów bankowego, zbrojeniowego i naftowego. Szczelna izolacja rozumiana przez rozszerzenie sankcji o współpracę przy projektach gazowych zmusiłaby Rosję do przemian strukturalnych. Ostatecznym rozwiązaniem byłoby wykluczenie jej z transakcji SWIFT.

To prawda, że eskalacja sankcji grozi dalszym wzrostem napięcia w relacjach z Zachodem, ale utrzymanie współzależności energetycznej tej groźby nie zmniejsza. Pokazała to agresja rosyjska w Gruzji, na Ukrainie i próby destabilizacji Europy przy wykorzystaniu kryzysu migracyjnego. Być może od pogorszenia relacji nie ma odwrotu. Uleganie Moskwie byłoby wtedy bezzasadne. Mimo to kurs polityczny w Europie pozwolił do tej pory tylko na utrzymanie obecnego poziomu sankcji, co i tak można uznać za relatywny sukces.

Więcej: Putin ma dwa lata, których nie zamierza zmarnować