Jakóbik: Polska głucha na kryzys Partnerstwa Wschodniego

22 maja 2015, 12:32 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

W Rydze każdy mógł załatwić coś dla siebie. Pomimo pewnych kroków, Europa zapomniała jednak przedstawić świeżą perspektywę dla krajów Partnerstwa Wschodniego, które są właściwymi adresatami programu. Polska dyplomacja nie podjęła żadnej inicjatywy. Kraje Unii Europejskiej dokonały pewnych koncesji na rzecz krajów Partnerstwa Wschodniego ale głównym owocem szczytu w Rydze było podkreślenie interesów krajów Unii. Nie stało się jednak jasne, czy Europa będzie gotowa dalej inwestować w aktywną politykę wschodnią.

W szkicu deklaracji z Rygi znalazły się zapisy o konieczności pogłębionej współpracy z Azerbejdżanem w ramach budowy gazociągów Korytarza Południowego i doprowadzenia azerskiego surowca na europejski rynek. W kolejce czekają kolejni dostawcy jak Turkmenistan, gdzie znajduje się według geologów 71,2 mld ton metrycznych ekwiwalentu ropy naftowej, z czego 53 mld znajduje się na lądzie. 70 procent tych potencjalnych zasobów ma stanowić gaz ziemny. Największe złoże gazowe w kraju nazywa się Gałkynysz i jest szacowane na 21,2 bln m3 gazu ziemnego. To perspektywa atrakcyjna dla Europejczyków obawiających się zależności od dostaw z Rosji.

Słowacja, Węgry, Bułgaria i Rumunia podpisały wspólną deklarację poparcia dla projektu gazociągu Eastring. Nie wymieniają go jednak z nazwy w dokumencie – informuje EurActiv.com, który dotarł do dokumentu. Deklaracja została opracowana podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Rydze.

Eastring to m.in. projekt gazociągu, w jednej wersji o długości 832 km przebiegającej przez Słowację, Węgry i Rumunię, w drugiej – ma mieć 1274 km i sięgać Bułgarii. Mógłby wykorzystać jako pewną podstawę infrastrukturę gazociągu Eustream na terenie Słowacji, całkowicie wyremontowaną po kryzysie gazowym w 2009 r. Słowacka rura może zapewnić rewersowy transport gazu. Jej przepustowość obecnie wynosi 20 mld m3 rocznie, docelowo – 40 mld m3.

Polacy nie zabrali głosu w sprawie włączenia Ukrainy do projektu Korytarza Północ-Południe, co proponowali razem z Kijowem jeszcze w lutym tego roku, godząc się na budowę Gazociągu Polska-Ukraina. To niedobrze, bo prezydent Petro Poroszenko potwierdził już, że znalazł węgierską firmę, która zbuduje ukraiński odcinek. Polacy budują swój niezależnie od działań Kijowa, więc połączenie może niebawem powstać. Jednakże koncepcja Wschodnioeuropejskiego hubu gazowego pozostała niewyeksponowana. Nie sprzedaliśmy tej inicjatywy na poziomie wizerunkowym ani ekonomicznym, a w obliczu kryzysu polityki wschodniej w UE powinniśmy korzystać z każdej możliwości animowania jej. Zagraża jej także spostponowanie przez Eastring, którego architekci – co ważne – dopuszczają możliwość przyłączenia projektu do rosyjskiego Turkish Stream.

Co ciekawe jest to także problem dla spoistości Grupy Wyszehradzkiej, która poszerza współpracę np. na Rumunię, ale już bez Polski. Dobiera także Austrię w ramach nowego formatu zwanego Trójkątem Sławkowskim. Okaże się jeszcze jaka będzie przyszłość tego projektu.

To tyle jeśli chodzi o roszczenia państw Unii Europejskiej wobec Partnerstwa Wschodniego.

W szkicu deklaracji z Rygi jest zapis o aneksji Krymu i perspektywie europejskiej dla krajów Partnerstwa Wschodniego. To znaczący gest, jednak bez przełożenia na fakty. Faktyczną pomocą jest memorandum o nowym pakiecie pomocy finansowej dla Ukrainy od Unii Europejskiej w wysokości 1,8 mld dolarów. Europa godzi się na dalszą pomoc pomimo rosnących wątpliwości wobec wiarygodności ukraińskich reform. Hasło „więcej za więcej” pozostaje dla Europejczyków niepodważalne, a w obliczu nadziei na ponowne zbliżenie z Rosją w części z krajów, wręcz wygodne.

Niestety Ukraińcy nie pomagają sobie pomóc. Reformy nie postępują tak szybko, jak oczekiwał tego Zachód. Dowodem niech będzie fakt, że pomimo afery z Igorem Kołomojskim i twardych deklaracji Kijowa o zakończeniu wpływu tego oligarchy na sektor gazowy, ministerstwo energetyki w propozycjach zmian zarządu Ukrnafty nie pojawił się pomysł wyrzucenia menadżerów związanych z Kołomojskim. Ruch jest jednak nadal możliwy, bo rząd czeka z nim na kolejne spotkanie udziałowców firmy, która powinna podlegać państwowemu Naftogazowi ale do tej pory była w rzeczywistości udzielnym królestwem najbogatszego oligarchy nad Dnieprem.

Mimo tych problemów Europa powinna odpowiedzieć sobie na pytanie, czy długofalowa inwestycja w politykę wschodnią jest dla niej dalej istotna. Jeżeli chce ją porzucić aby razem z Rosją gasić pożary w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, musi liczyć się z konsekwencjami, w tym z dalszym kryzysem wspólnej polityki unijnej. Jeżeli Bruksela nie zapewni bezpieczeństwa krajom Europy Środkowo-Wschodniej to poszukają go gdzieś indziej.

W tym kontekście tym bardziej istotna jest aktywna polityka polskiej dyplomacji, która musi szukać sojuszników dla utrzymania zaangażowania Unii Europejskiej tam, gdzie znajduje się nasze największe zagrożenie geopolityczne. To Polska zainicjowała Partnerstwo Wschodnie, nie powinna pozostać głucha na sygnały o jego kryzysie.