Jakóbik: Powrót Katarzyny Wielkiej. Polski plan dywersyfikacji dostaw gazu jest zagrożony

9 października 2015, 07:59 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Polacy chwalą się, że po zakończeniu budowy terminala LNG w Świnoujściu nasza niezależność od dostaw gazu z Rosji będzie stuprocentowa. Jeśli Rosja nie będzie współpracować, sprowadzimy surowiec z innego kierunku, za pomocą rewersów albo gazoportu. Problem polega jednak na tym, że Warszawa już odkryła plan, który może podważyć dywersyfikację dostaw gazu do Polski. 

W przeciwieństwie do projektów gazociągowych w Chinach i Turcji, rozbudowa bałtyckiego Nord Stream doprowadzającego gaz do Niemiec jest obecnie najbardziej prawdopodobnym szlakiem dywersyfikacji rosyjskich dostaw do Europy. Projekty chińskie mają zostać zrealizowane dopiero w następnej dekadzie i nie są poparte umowami o budowie. Istnieje jedna umowa gazowa, której rentowność w dobie taniej ropy naftowej jest podawana w wątpliwość. Turkish Stream nie ma wyraźnego poparcia Turcji. Ankara i Moskwa mają coraz gorsze relacje ze względu na sytuację w Syrii, gdzie rozpoczęła się interwencja militarna Rosji. Rosjanie sami zmniejszają oczekiwania wobec tego projektu, mówiąc już o 32, a nie 63 mld m3 rocznie. Turcy zwracają uwagę ku koordynowanemu z Komisją Europejską projektowi Gazociągu Transnanatolijskiego, który będzie nowym źródłem surowca kaspijskiego. Projekt Nord Stream 2 ma zaś wsparcie firm europejskich, które podpisały już umowę akcjonariuszy, powołując do życia New European Pipeline, konsorcjum mające wybudować gazociąg. Jego nazwa została ostatnio zmieniona na Nord Stream 2. Gazprom chwali się, że już ogłosił przetarg na dostawcę rur, a niebawem poszuka firmy do ich położenia.

Jest całkiem prawdopodobne, że KE dopuści projekt. Rosjanie starają się o to, aby uprawdopodobnić ten scenariusz. Kuszą Belgów z Fluxys perspektywą reeksportu gazu z Nord Stream w postaci skroplonej na rynkach światowych. Reanimują pomysł odkupienia części akcji w Środkowoeuropejskim Węźle Gazowym (CEGH) w austriackim Baumgarten. Czekają tylko na dalszy spadek wydobycia gazu ziemnego w Europie, na co wydatny wpływ będzie miało dalsze ograniczanie eksploatacji na złożu Groningen w Holandii. Tam także rozmawiają z Gasunie o współpracy gazowej. Możliwe, że Rosjanie sondują już możliwość powrotu do koncepcji budowy przedłużenia Nord Stream do Wielkiej Brytanii. W ten sposób budują potencjalny rynek zbytu dla gazu z rozbudowanego do 110 mld m3 rocznie gazociągu bałtyckiego.

Komisja Europejska przyznaje rację krajom Europy Środkowo-Wschodniej jak Polska, które obawiają się negatywnego wpływu rozbudowy Gazociągu Północnego na ich bezpieczeństwo energetyczne. Nie zamierza jednak blokować projektu, a jedynie zapewnić, że będzie on zgodny z prawem broniącym zdrowej konkurencji. Trwa śledztwo antymonopolowe, w którym Bruksela będzie miała okazję udowodnić Rosjanom nieprawidłowe praktyki na rynku i wyegzekwować zmiany. Nord Stream to także presja dla tego postępowania. Europejskie firmy zaangażowane w projekt będą zabiegać w swoich stolicach o łagodne potraktowanie Rosjan przez Komisję. Jednak Nord Stream 2 może zagrażać Europie Środkowo-Wschodniej, a konkretnie Polsce, nawet działając w zgodzie z trzecim pakietem energetycznym. To dlatego Polacy domagają się zablokowania projektu w ogóle, tak jak stało się to w przypadku gazociągu South Stream, który również miał konsorcjum z udziałem europejskich firm i poparcie Bałkanów, ale Bruksela go zdyskwalifikowała.

Nord Stream 2 ma stać się nowym szlakiem dostaw do klientów europejskich, który pozwoli na przeniesienie do niego gazu słanego obecnie przez Ukrainę. Pierwotnie Rosjanie zapowiadali taki ruch na 2019 rok, ale mówią już tylko o możliwości redukcji, prawdopodobnie zdawszy sobie sprawę, że część umów gazowych z klientami europejskimi zakłada określony punkt odbioru gazu na zachodniej granicy ukraińskiej i wykracza terminem obowiązywania poza zapowiedzianą cezurę. Dlatego tranzyt przez terytorium naszego sąsiada może maleć stopniowo.

Należy jednak wziąć pod uwagę scenariusz, w którym Gazprom zechce zatrzymać dostawy do Polski przez Gazociąg Jamalski, w celu zmniejszenia znaczenia naszego kraju w tranzycie gazu, analogicznie do ruchu wobec Ukrainy. Umowa na dostawy gazu od Rosjan kończy się w 2022 roku i wtedy będzie możliwa zmiana punktów odbioru. Niewykluczone, że zgodnie z prawdopodobnym trendem budowy rynku pod Nord Stream, Gazprom zechce dostarczać nam surowiec przez Niemcy, zwiększając znaczenie tranzytowe naszego zachodniego sąsiada, a zmniejszając nasze. Wtedy może pojawić się problem, o którym urzędnicy w Warszawie i Brukseli coraz głośniej rozmawiają. Przy pomocy niemieckiej infrastruktury, Gazprom może wysadzić polski program dywersyfikacji dostaw gazu – zgodnie z literą prawa. O sprawie dyskutują już ministerstwo gospodarki, Urząd Regulacji Energetyki i inne kluczowe podmioty na rynku gazu w Polsce. Zainteresowały tematem Komisję Europejską. Oczekują działań zapobiegawczych.

Na mocy porozumienia z Gascade, Gaz-System rozbudował stację pomiarową w Mallnow, dzięki czemu Polacy mają możliwość fizycznego sprowadzenia gazu ziemnego z Niemiec w ilości 5,4 mld m3 rocznie. Komisja Europejska dofinansowała projekt kwotą 400 tysięcy euro, bo otwiera on Polsce możliwość sprowadzenia gazu z nowego źródła, na przykład w wypadku wyschnięcia Gazociągu Jamalskiego. We wrześniu 2014 roku doszło do czasowego obniżenia dostaw przez Jamał do Polski o około połowę. Wtedy mogliśmy przetestować strategiczną wartość Mallnow, bo sprowadzaliśmy brakujący gaz z giełd niemieckich, którego cena była bardziej korzystna od oferty rosyjskiej, na czym zarobiły PGNiG oraz Gaz-System. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Dnia 14 lipca 2015 roku doszło do technicznej przerwy w dostawach przez rewers niemiecki. Trwała ona tylko sześć godzin i zaszła w czasie zaplanowanej na 11-20 lipca przerwy technicznej w funkcjonowaniu Nord Stream. Przepustowość tłoczni w Mallnow została zmniejszona tylko o pięć procent. Ale to prawdopodobnie wtedy Polacy zdali sobie sprawę, że rewers niemiecki nie jest żadnym panaceum i także może zostać zablokowany.

Chociaż Gazprom i niemiecki BASF oraz austriackie OMV ustaliły obszerną wymianę dostępu do złóż jamalskich za akcje magazynów na terytorium Niemiec i Austrii, z polskiego punktu widzenia istotny jest obiekt niebędący elementem targu, bo już teraz znajduje się pod kontrolą rosyjskiego koncernu. Katharina to magazyn gazu w Peissen (Saksonia). Gazprom posiada 10,5 procent udziałów w firmie Verbundnetz Gaz AG, która posiada z kolei połowę akcji Kathariny. Druga połowa udziałów w obiekcie należy zaś do Gazprom Germania – spółki-córki Gazpromu. Zbiorniki mają pojemność 110 mln m3. Do 2024 roku wzrośnie ona do 600 mln m3. Magazyn jest połączony z gazociągiem JAGAL (Połączenie Gazowe Jamał). Jego operatorem jest Gascade. W tej spółce 49,98 procent udziałów posiada Gazprom, a resztę niemiecki BASF. Ten sam operator zarządza niemieckimi odnogami gazociągu Nord Stream – OPAL i NEL – oraz samą bałtycką magistralą. JAGAL łączy się z Gazociągiem Jamalskim.

Grafika: Net4Gas

Grafika: Net4Gas

Na mocy instrukcji przesyłowej Gascade, na gazociągach pod nadzorem tej firmy dopuszczono do konkurencji przepustowości (competing capacities) z priorytetem w dostarczaniu gazu do magazynów. Zatem w wypadku zwiększonego zainteresowania dostawami tym szlakiem, priorytetem JAGAL będzie dostarczenie surowca magazynowi w Peissen. W 2017 roku moc zatłaczania gazu do Kathariny wyniesie 26 mln m3 gazu ziemnego dziennie. Tymczasem przepustowość rewersu fizycznego z Niemiec do Polski to 620 tysięcy m3 na godzinę, czyli 14,88 mln m3 dziennie. Oznacza to, że w wypadku gdyby Gazprom Germania zechciał zatłoczyć gaz do Kathariny, zostałaby zablokowana możliwość sprowadzenia gazu z Niemiec do Polski. W konsekwencji fizyczny rewers przestałby zapewniać Polakom moc na zasadach ciągłych. Termin ten oznacza dostawy na żądanie klienta w dowolnym momencie. W rzeczywistości niemiecki rewers działałby już na zasadach przerywanych, czyli nie gwarantując bezpieczeństwa. Któregoś dnia Polacy mogliby poprosić o gaz i go nie dostać, bo Gascade tłoczyłaby akurat gaz do magazynu. Zwykle zatłaczanie odbywa się latem, ale należy pamiętać, że magazyn, o którym mowa jest kawernowy, co pozwala na uruchomienie pompowania „jednym guzikiem”. Ktoś mógłby użyć go w sezonie grzewczym, by przetestować nerwy Polaków. Ktoś mógłby snuć teorie spiskowe, że wspomniane problemy technicznie Nord Stream i Mallnow powtarzające się od dwóch lat były testem planu spowodowania nagłej przerwy dostaw z Niemiec do Polski.

Oznaczałoby to, że założenia Polaków odnośnie bezpieczeństwa dostaw gazu legły w gruzach. Połączenia gazowe w Lasowie (1,5 mld m3 rocznie) i Cieszynie (0,5 mld m3) oraz rewers niemiecki (5,4 mld m3) dają Polsce teoretycznie możliwość sprowadzenia 75 procent zapotrzebowania (około 10 mld m3) bez oglądania się na Gazprom. 5 mld m3 z gazoportu w Świnoujściu miało w przyszłości sprawić, że niezależność będzie stuprocentowa. Bez Mallnow zdolność dywersyfikacji spadnie do 20 procent. Gdy w końcu powstanie gazoport, potencjał podniesie się do 70 procent. Nawet, jeśli zostanie zrealizowana rozbudowa terminala o trzeci zbiornik, ten wskaźnik osiągnie poziom 90 procent. Polacy nie będą niezależni od dostaw gazu z Rosji.

Dnia 23 września 2015 roku odbyło się spotkanie inauguracyjne Międzyresortowego Zespołu ds. zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego w zakresie dostaw gazu ziemnego, ropy naftowej i zaopatrzenia w paliwa płynne. „Zgodnie z informacjami przekazanymi przez operatora, system przesyłowy jest w pełni przygotowany do sezonu grzewczego. Szczególnie warte podkreślenia w tym kontekście jest zwiększenie przepustowości rewersowej na Gazociągu Jamalskim do ok. 5,4 mld m3” – czytamy w informacji Ministerstwa Gospodarki. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Cele zespołu to m.in. monitorowanie bieżącej sytuacji w systemie gazowym i sektorze paliwowym, wymiana informacji oraz koordynacja i zapewnienie spójności działań w sytuacji zagrożenia bezpieczeństwa dostaw paliw gazowych, ropy naftowej i paliw płynnych. Dlaczego zatem powstaje, skoro oficjalnie zagrożenia nie ma?

Twórcy magazynu Katharina nie kryją, że został on nazwany na cześć Katarzyny II, carycy rosyjskiej, która urodziła się germańską królewną saksońskiego Anhaltu. W ten sposób władczyni kojarzona z wielkim nieszczęściem historii Polski – z rozbiorami – patronuje kolejnemu rosyjsko-niemieckiemu planowi, który może zagrozić bezpieczeństwu naszego kraju.

Więcej: Polska może storpedować Nord Stream 2