Jakóbik: Prawo silniejszego zamiast współpracy w relacjach energetycznych Polski i Niemiec

22 marca 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Unia Energetyczna to projekt, który z definicji jest skazany na trudności. To próba pogodzenia nieraz sprzecznych interesów poszczególnych krajów członkowskich w ramach uładzonej, wspólnej polityki w sektorze energetycznym. Ma także wymiar klimatyczny. Widać to wyraźnie na przykładzie Polski i Niemiec.

Oba kraje podejmują trudną współpracę w ramach unijnej polityki energetycznej. Relacje są jednak toksyczne, bo partykularyzmy narodowe nie pozwalają jednym na ustępstwa tam, gdzie zależy na tym drugim. Wydawałoby się, że brukselski kult kompromisu powinien skłonić Niemcy do porzucenia projektu nowego gazociągu z Rosji o nazwie Nord Stream 2. Polacy powinni z kolei ustępować w zakresie polityki klimatycznej, co robią z niechęcią. Dysproporcja kompromisów, na jakie idą strony pokazuje różnice w ich sile politycznej. Być może czas, aby Niemcy ją zauważyli i ustąpili słabszemu partnerowi?

Niemcy pragną bardziej, Polacy ustępują więcej

Warszawa znacznie ustąpiła Niemcom. Premier Ewa Kopacz podpisała się pod konkluzjami Rady Europejskiej na temat polityki klimatycznej w latach 2020-30, zgadzając się na dalszą redukcję emisji, zwiększanie udziału Odnawialnych Źródeł Energii w miksie i poprawę efektywności energetycznej. Obecnie trwają negocjacje, w których Polacy nie godzą się na redukcję powyżej 30 procent, a Niemcy domagają się obniżenia emisji o co najmniej 40 procent. Chociaż szczyt klimatyczny COP 21 w Paryżu nie nałożył na Polskę żadnych konkretnych obowiązków i postawił na stole pomysł zmniejszania emisji przez zalesianie, co krótkofalowo jest korzystne, to wskazał bardziej ambitny cel redukcji wzrostu temperatury na globie, z 2 do 1,5 stopnia Celsjusza. Oznacza to, że długofalowo wyrok na węgiel został wydany. Polacy twierdzą, że redukcja emisji powinna zostać zintensyfikowana dopiero w późniejszych latach przejścia energetycznego, np. po 2030 roku, co jest taktyką obliczoną na odwlekanie konsekwencji niekorzystnych dla ciężkiego przemysłu na czele z wydobyciem węgla. Niemcy twierdzą, że tylko ambitna redukcja już teraz jest pewnym sposobem na osiągnięcie celów wyznaczonych na COP 21. Polacy uważają, że globalna polityka klimatyczna może jeszcze ulec rewizji, choć na razie nic na to nie wskazuje.

1Niemiecki rząd nie ustaje w zabiegach o przekonanie nieprzekonanych do zwrotu energetycznego. Mimo to jest nieszczery w swoich działaniach, co słusznie punktuje Polska. Minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier i minister gospodarki Sigmar Gabriel wzięli udział w konferencji Berlin Energy Transition Dialogue. – Transformacja energetyczna jest jednym z kluczowych projektów przyszłości Niemiec. Chcemy pokazać, że zrównoważona polityka energetyczna ma sens zarówno z ekologicznego jak i ekonomicznego punktu widzenia. Wiele udało nam się osiągnąć w ostatnich latach – ocenił Gabriel. – Prawie jedna na trzy kilowatogodziny energii zużywanej w Niemczech pochodzi obecnie z odnawialnych źródeł.

Zdaniem Gabriela niskie ceny węglowodorów notowane obecnie nie powinny zniechęcać krajów świata do inwestycji w OZE. – Ceny znów wzrosną, a ryzyko geopolityczne pozostaje wysokie – ostrzegł polityk. Nie odniósł się do gazowego projektu Nord Stream 2, którego jest politycznym patronem. Polska, Chorwacja, Czechy, Słowacja, Węgry, Litwa, Łotwa, Estonia i Rumunia wysłały do Komisji Europejskiej list, w którym nawołują do oceny zgodności projektu Nord Stream 2, zakładającego budowę magistrali gazowej po dnie Morza Bałtyckiego z Rosji do Niemiec. Kryterium powinna być zdaniem sygnatariuszy zgodność z prawem i celami politycznymi Unii Energetycznej. Wspólnota miała zmniejszać, a nie zwiększać zależność od rosyjskiego gazu. Komisja Europejska dalej czeka na informacje niemieckiego operatora gazociągów na temat ostatecznych parametrów projektu Nord Stream 2. Jeśli będzie zgodny z prawem europejskim, to zablokuje go jedynie wola polityczna w Radzie Europejskiej, co byłoby zgodne z celami wspólnej polityki energetycznej.

2O znaczeniu Unii Energetycznej mówił Sigmar Gabriel w Berlinie. – Nie ma innej drogi do zwrotu energetycznego (Energiewende – przyp. red.) w Europie, niż przez Unię Energetyczną – grzmiał z mównicy. Czy jednak udzielając politycznego poparcia Nord Stream 2, niemiecki polityk pamiętał o tej unii? Polacy i inne nacje Europy Środkowo-Wschodniej oceniają, że wsparcie dla rosyjskiego gazociągu jest uderzeniem w solidarność w ramach Unii Energetycznej i podważa fundamenty tego projektu integracyjnego.

Jak informuje EurActiv.com, spór o projekt gazociągu Nord Stream 2 między Niemcami a Polską prawie zablokował przyjęcie konkluzji odnośnie owoców szczytu klimatycznego w Paryżu. Miało do niego dojść podczas posiedzenia Rady Europejskiej z 18 marca w Brukseli.

Polska zażądała, aby stanowisko na temat polityki klimatycznej zostało wycięte ze szkicu stanowiska Rady Europejskiej, po tym jak Niemcy wezwali do wykluczenia z Rady debaty o bezpieczeństwie energetyczny. Spór trwał przez tydzień poprzedzający szczyt. Prawdziwym powodem sporu było jednak poparcie polityczne Niemców dla projektu gazociągu Nord Stream 2 – donosi EurActiv.com.

Przywódcy unijni mieli omówić na Radzie zapisy Pakietu Bezpieczeństwa Energetycznego, które zawierały mechanizmy pogłębienia integracji w tym zakresie. Polsce zależało szczególnie na zwiększeniu transparencji relacji z rosyjskim Gazpromem i wglądzie Komisji Europejskiej do negocjacji gazowych. Tym rozwiązaniom sprzeciwiali się Niemcy. Chociaż utrzymują, że ich relacje gazowe z Rosją mają charakter czysto biznesowy, to Nord Stream 2 wykluczający z tranzytu Ukrainę i gruntujący pozycję Gazpromu na rynku Europy Środkowo-Wschodniej, uzyskał poparcie polityczne samego wicekanclerza i ministra gospodarki Sigmara Gabriela.

KE bada obecnie zgodność projektu z prawem unijnym. Niemcy domagali się wykluczenia dyskusji o Pakiecie Bezpieczeństwa – podaje EurActiv.com. Polska zagroziła, że jeśli tak się stanie, należy także poświęcić zapisy o polityce klimatycznej. Ostatecznie doszło jednak do kompromisu. Zapisy na temat obu zagadnień znalazły się w stanowisku Rady Europejskiej.

Polacy postawili sprawę na ostrzu noża i wygrali. Jak mówią w nieoficjalnych rozmowach z BiznesAlert.pl przedstawiciele polskiego rządu, nikt w Berlinie nie chce kolejnego kryzysu po migracyjnym. Jest to jednak pierwszy tak stanowczy ruch od dawna. Do polityki klimatycznej na pewno nie przekona ich główny patron Nord Stream 2 w Niemczech, czyli Sigmar Gabriel. Ten polityk, co pokazują stenogramy Kremla, umawiał się z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, jak ominąć mechanizmy wspólnotowe, w tym Komisję Europejską, i zrealizować projekt wbrew woli pozostałych państw unijnych. Żadne argumenty Gabriela nie przemówią do Warszawy.

Jak pogodzić ogień z wodą

Z informacji ministerstwa skarbu państwa RP wynika, że obecnie w etapie realizacji znajdują się nowe bloki o mocy ok 5000 MW i nakładach inwestycyjnych ok 30 mld zł. Zaliczają się do nich min. bloki gazowe w Stalowej Woli (PGNiG/Tauron, 450 MW) i Włocławku (Orlen, 463 MW); największy blok energetyczny w kraju, o mocy 1075 MW, w Kozienicach (ENEA); budowa dwóch bloków energetycznych o mocy 900 MW każdy w Elektrowni Opole (PGE). Rozpoczęto także realizacje inwestycji w Jaworznie (Tauron, 910 MW) i Turowie (PGE, 460 MW). Uruchomienie pierwszego nowego bloku – w Kozienicach – jest zaplanowane na 2017 rok. Ze względu na większą efektywność pracy, nowe bloki węglowe niosą ze sobą zmniejszenie zapotrzebowania na węgiel o około 25% na każdą wyprodukowaną TWh. Rząd w Warszawie deklaruje chęć stworzenia rynku mocy, który zapewniłby gwarantowaną minimalną cenę dostaw energii elektrycznej, pozwalającą utrzymać rentowność istniejących bloków energetycznych. – Bez nowych narzędzi nowe jednostki wytwórcze nie zostaną zbudowane – ostrzegł prezes Tauronu Remigiusz Nowakowski. Jego firma buduje trzeci blok w Elektrowni Jaworzno, który ma zacząć pracę w 2019 roku. Przy obecnych cenach uprawnień do emisji CO2 ten i inne nowe bloki węglowe nie poradzą sobie na rynku. Rząd zamierza łączyć górnictwo z energetyką i obciążyć ją kosztami ratowania sektora wydobycia węgla. Polska nie wyznaczyła dotąd krajowego planu redukcji emisji gazów cieplarnianych. Zamierza spełnić cel udziału OZE w miksie do 2020 roku wyznaczony przez pakiet klimatyczny na poziomie 20 procent. Czeka z dalszymi decyzjami na finał negocjacji w Radzie Europejskiej. Na razie jednak w Sejmie znalazł się kontrowersyjny projekt ustawy odległościowej, która może skasować branżę wiatrową w Polsce, czyli najbardziej perspektywiczny rodzaj OZE w polskich warunkach.

Nowe bloki węglowe będą służyć Polsce jeszcze co najmniej do połowy tego stulecia. Zmniejszą emisyjność ale i zapotrzebowanie na węgiel, dlatego restrukturyzacja sektora jest nieunikniona. Jednak aby spełnić cel udziału OZE w miksie proponowany przez Niemców, Polska musiałaby anulować swoje inwestycje węglowe, z których część jest już rozpoczęta. Według ośrodka CASE w latach 2010 – 2013 całkowite wsparcie dla węgla w Polsce wynosiło – 22 mld zł, a bezpośrednie dla OZE o połowę mniej – 10,3 mld zł. Wyniosło czterokrotnie mniej, jeżeli od całej sumy wydanej na OZE odejmiemy 4,9 mld zł na dopłaty do spalania węgla razem z biomasą w elektrowniach systemowych czy na dopłaty do starych elektrowni wodnych. Polacy przeznaczyli w latach 2010-2013 ponad 5 mld euro na węgiel. To nic w porównaniu do wydatków, jakie Niemcy przeznaczyli na zwrot energetyczny.

Śmiałe plany Energiewende nie przystają do polskich realiów. Zakładają redukcję emisji gazów cieplarnianych o 40 procent do 2020 roku, 55 procent do 2030 roku, 70 procent do 2040 roku i 80-95 procent do 2050 roku. Wzrost udziału OZE ma wynieść odpowiednio: 35, 50, 65 i 80 procent. Ma on także wymiar transportowy, czyli tzw. Werkehrswende. W 2020 roku ulicami niemieckich miast ma jeździć milion elektrycznych samochodów. W 2030 roku ta liczba ma wzrosnąć do 6 mln. W samym 2015 roku dopłaty w niemieckich rachunkach za energię elektryczną sięgnęły 22 mld euro. Proces ma poparcie społeczeństwa. W 2012 roku aż 46,6 procent mocy wytwórczych OZE należało do społeczeństwa. Mimo to o odejściu od węgla w ogóle na razie nie ma rozmowy w Niemczech. W tym roku rząd ma zwołać okrągły stół w sprawie przyszłości energetyki węglowej. Odejście od atomu zostało przypieczętowane i ma się zakończyć w 2022 roku. Niemcy muszą także rozwijać sieć przesyłową. Sztandarowym projektem jest SuedLink operatora Tennet, mający połączyć pełną turbin wiatrowych północ kraju z Bawarią. Technologia potrzebna do Energiewende powstaje w Niemczech. Trwają prace nad stworzeniem baterii na energię z OZE. Rozwijane są systemy synchronizacji pracy przydomowych OZE, z elektrycznym samochodem, ogrzewaniem domu i lokalną siecią elektroenergetyczną. W ciągu dekady Niemcy podwoiły wydatki na badania i rozwój tego rodzaju technologii.

3Wspierając ambitną politykę klimatyczną Berlin chce skazać Warszawę na pogoń za rywalem, który jest dużo dalej na torze wyścigów i ma lepsze odżywki. Polacy wolą zostać w epoce węgla łupanego. Oba podejścia są nierealistyczne.

Są jednak obszary, w których Niemcy mogliby współpracować z sąsiadami zza Odry. Największe firmy energetyczne w Niemczech: E.on, RWE, Vattenfall i EnBW w dobie kryzysu branży sprzedają aktywa węglowe, ale proces będzie długi. Najlepszym przykładem jest niemiecki region, w którym słychać słowiańską mowę. W 1994 roku w przeciwieństwie do innych regionów Niemiec, Łużyce zdecydowały, że zainwestują w nowe kopalnie zamiast w Odnawialne Źródła Energii. RWE i Vattenfall zainwestowały w odkrywki węgla brunatnego, na potrzeby których wysiedlono 134 wsie. 80 z nich zniknęło. Proces zagraża kulturze łużyckiej, bo zmusza rdzennych Słowian do przeprowadzek za pracą daleko poza Łużyce.

W okresie koniunktury na węgiel ludność ściągała do regionu. Obecnie znikające miejsca pracy wypłaszają młodzież. Mimo to, gdyby doszło do referendum, zdaniem rozmówców BiznesAlert.pl, obywatele zagłosowaliby za węglem, w ten sposób opowiadając się za miejscami pracy. Surowiec ten nie jest potrzebny Niemcom do zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, ale jego eksport jest intratnym przedsięwzięciem. Kopalnia Vattenfalla Garzweiler Tagebau działa od 1957 roku. Chociaż obecnie okolice wydobycia nie są już pokryte widocznym smogiem, to rzeki niosą brunatny pył. Ze względu na cienką warstwę węgla, trzeba kopać na rozległym terenie. Potrzebna jest także infrastruktura kolejowa. Rekultywacja terenu ma zająć 80 lat. Oczyszczenie wody zajmie 100 lat. Przemianą zajmuje się specjalny departament władz lokalnych.

Kopalnia Tagebau z elektrownią Schwartzepumpe w tle

Kopalnia Tagebau z elektrownią Schwartzepumpe w tle. Zdj. autora.

Tagebau ma działać do 2040 roku i zapewniać węgiel elektrowni Schwartzepumpe. Została ona zbudowana w latach 90-tych. Jej moc to 750 MW, a efektywność to około 40 procent. W okresie pracy ma eksportować 10 mln ton przez 30 lat. Pomocą w przemianie Łużyc mają być nowe technologie wydobywcze, lub zastępowanie węgla przy użyciu OZE. Niemcy zamierzają sięgnąć po oba instrumenty.

Polska czeka na czyny, nie słowa Niemców

Z racji różnic potencjałów politycznych i ekonomicznych to Niemcy są silniejszą stroną każdych negocjacji z Polską. Do tej pory egzekwowali prawo silniejszego we wspólnej polityce energetyczno-klimatycznej. Jeżeli jednak chcą liczyć na ustępstwa Polaków, powinni wykazać dobrą wolę. Berlin powinien zastąpić prawo silniejszego, ustępstwami na rzecz słabszego partnera dla dobra Unii Energetycznej.

Być może współpraca potencjału Łużyc i Śląska pod patronatem Niemiec i Polski w zakresie nowych technologii węglowych i rekultywacji terenów zniszczonych górnictwem mogłaby posłużyć do wykucia wspólnej polityki energetyczno-klimatycznej tych państw z dwóch biegunów dyskusji na ten temat. Brandenburski Uniwersytet Technologiczny w Cottbus to naturalny partner dla Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. To tylko jeden przykład. Wyrazem dobrej woli Niemców mogłaby być zgoda na to, aby fundusz modernizacyjny przewidziany w ramach polityki klimatycznej na lata 2020-30 mógł posłużyć do modernizacji energetyki węglowej – np. na Śląsku i Łużycach. Być może drogą dystrybucji tych środków powinny być fundusze regionalne, a decydentami władze krajowe lub samorządy, zamiast Komisji Europejskiej.

Warunkiem sine qua non, dowodzącym szczerych intencji Berlina, powinno być jednak porzucenie Nord Stream 2. Kiedy Polacy zgodzili się na postulaty klimatyczne w koncepcji Unii Energetycznej, oczekiwali zgody na ich rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa dostaw, jak wgląd Komisji Europejskiej do negocjacji z Gazpromem, czy wspólne zakupy gazu. Niemcy próbują zablokować tę inicjatywę. Porzucenie Nord Stream i poparcie postulatów wspierających dywersyfikację dostaw gazu byłoby ostatecznym sygnałem, że ustępstwa Polaków wobec Niemców mają jakikolwiek sens. W innym wypadku Berlin będzie oczekiwał daleko idących działań po stronie polskiej, nie dając Warszawie nic w zamian.