Stępiński: Japonia wyciągnęła lekcję z Fukushimy

25 lutego 2019, 07:31 Atom

Po katastrofie elektrowni jądrowej w Fukushimie Japonia nie przestraszyła się atomu. Przedstawiciele władz przekonują, że Tokio wyciągnęło lekcje z 2011 roku i wzmacnia bezpieczeństwo instalacji jądrowych – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl.

Inspektorzy MAEA w Fukushimie. Fot. MAEA
Inspektorzy MAEA w Fukushimie. Fot. MAEA

Stolica Kraju Kwitnącej Wiśni to pierwszy przystanek na trasie wizyty studyjnej polskich dziennikarzy zorganizowanej przez japońskie ministerstwo, gospodarki, przemysłu i handlu. To drugie wydarzenie tego typu. Odbywa się zaledwie dwa tygodnie przed ósmą rocznicą awarii w Fukushimie. Mieliśmy okazję porozmawiać z przedstawicielami resortu oraz TEPCO, operatora m.in. wspomnianej elektrowni o tym, jak zmieniła się tamtejsza energetyka po wydarzeniach z 2011 roku. Gospodarze przekonywali nas, że był to jeden z pięciu przełomowych punktów w historii ich. Pierwszy z nich nastąpił w latach sześćdziesiątych gdy węgiel wydobywany przez Kraj Kwitnącej Wiśni został wypierany przez import ropy. To jednak spowodowało, że samowystarczalność energetyczna Japonii w zaledwie dekadę spadł z 58 do 10 proc. w 1974 roku, a uzależnienie od paliw kopalnych wzrosło z 79 do 92 proc., z czego od ropy z 33 do 72 proc. Bolesne dla Japończyków okazał się kryzys naftowy lat siedemdziesiątych, który zredefiniował ich myślenie o energetyce. Do kolejnego zwrotu doszło w latach dziewięćdziesiątych. To efekt protokołu z Kioto, którego celem było globalne ograniczenie emisji CO2. Wówczas Japonia zmniejszyła uzależnienie od paliw kopalnych do 81 proc, a ropy 51 proc. Wzrósł również wskaźnik samowystarczalności energetycznej. W 1997 roku wyniósł on 21 proc.

Stępiński: Koniec atomowej traumy w Polsce? Pomoże Japonia?

Wstrząs po Fukushimie

Natomiast po awarii w Fukushimie sytuacja zmieniła się diametralnie. Wyłączenie wszystkich elektrowni jądrowych wymusiło wzrost zależności od paliw kopalnych, które w 2012 roku wyniosło 92 proc. W efekcie Japonia była w stanie pokryć jedynie 6 proc. zapotrzebowania na energię. W 2015 roku elektrownie jądrowe produkowały zaledwie 0,4 proc. energii. Dwa lata później wskaźnik ten wzrósł do ok. 3 proc. Dla przypomnienia wcześniej instalacje jądrowe odpowiadały za ponad 30 proc. energii wytworzonej w kraju.

Jednak katastrofa w Fukushimie nie doprowadziła do trwałego rozstania Japonii z atomem. Co więcej, chce ona nadal rozwijać technologie i innowacje w tym zakresie. W lipcu 2018 roku tamtejszy rząd uznał, że atom pozostanie podstawowym źródłem produkcji energii, który ma przyczynić się do równowagi struktury popytu i podaży. Jednak z czasem zależność od energetyki jądrowej będzie stopniowo zmniejszona. Głównie dzięki podniesieniu poziomu sprawności energetycznej i zwiększeniu wykorzystania OZE.

Do 2030 roku blisko jedna czwarta produkowana ma pochodzić z zielonej energii. Ma to służyć również wypełnieniu postanowień porozumienia klimatycznego z 2015 roku. W tym kontekście warto odnotować, że Japonia rozważa m.in. budowę pływających morskich farm wiatrowych w okolicach Fukushimy. Co w takim układzie z elektrowniami jądrowymi? Zgodnie ze strategią energetyczną do 2030 roku mają one zapewniać ok. 27 proc. zapotrzebowania na energię. Nie wiadomo jak będzie co będzie później. Jak zaznaczają Japończycy jeżeli nie powstaną nowe elektrownie to ze względu na wiek do ok. 2060 roku zostaną wyłączone wszystkie instalacje jądrowe. Obecnie w Japonii jest 37 reaktorów o łącznej mocy 36 147 MW, z których energię produkuje tylko 9 (8 706 MW).

Źródło: Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu Japonii

Czy reaktory są bezpieczne?

Równie ważne, co uruchamianie reaktorów, dla Japonii jest zapewnienie odpowiedniego poziomu ich bezpieczeństwa. Podczas wykładów przedstawiciele ministerstwa gospodarki, handlu i przemysłu przekonywali nas, że Japonia będzie konsekwentnie egzekwować przepisy w tym zakresie.

Nie jest tak, iż do tej pory japońskie elektrownie jądrowe nie były przygotowane na trzęsienie ziemi czy na wywołane nim fale tsunami. Japonia jest jednym z najbardziej wrażliwych sejsmicznie obszarów na kuli ziemskiej. Niemal codziennie dochodzi do wstrząsów. Tylko 23 lutego odnotowano co najmniej trzy. Jeden 12 km od miejscowości Abira na Wyspie Hoakido o magnitudzie 5,5 w skali Richtera oraz dwa słabsze – 10 km od Nagasaki (4,6 w skali Richtera) 90 km od Iwaki w prefekturze Fukushima (4,4 w skali Richtera).

Odpowiednie systemy bezpieczeństwa na wypadek trzęsienia ziemi i ewentualnego tsunami posiadała również elektrownia w Fukushimie, która znajduje się na wschodnim wybrzeżu Japonii. Zareagowały one na wstrząsy o magnitudzie 9 stopni w skali Richtera. Instalacja posiadała również mury o wysokości 6,1 m które miały chronić ją przed wysokimi falami. Wówczas fale tsunami osiągnęły wysokość 14-15 metrów pokonując istniejące zabezpieczenia. Doszło do zalania generatorów awaryjnych służących chłodzeniu reaktorów. Po przekroczeniu temperatury 600 stopni Celsjusza dochodzi do reakcji cyrkonu z wydzielającą się parą wodną. W efekcie powoduje to wydzielenie się wodoru, który jest silnie wybuchowym gazem. W dniu tsunami w Fukushimie wybuchł reaktor nr 1. Dwa dni później do identycznej sytuacji doszło w bloku nr 3, a trzy dni później w bloku nr 4.

Brak zasilania wpłynął również na pracę systemów komunikacyjnych co uniemożliwiło funkcjonowanie centrum zarządzania kryzysowego. W przypadku bloków numer 1 i 2 nastąpiła całkowita przerwa w dostawach energii przez co w początkowej fazie prace były realizowane bez światła. Dodatkowo, nie było komunikacji między centrum zarządzania a pracownikami. Dostępne były tylko dwa stałe połączenia telefoniczne co w znaczący sposób utrudniało koordynację działań.

Możliwości przywrócenia zasilania były ograniczone. Pracownicy mieli dostępne latarki i podstawowe narzędzia takie jak śrubokręt czy kombinerki. Do dyspozycji był również wóz strażacki ale tylko wykwalifikowana kadra wiedziała jak go obsłużyć. Dochodziło do sytuacji dla wykonania niezbędnych prac pracownicy zmuszeni zostali do wyciągania akumulatorów z aut. Warunki pracy były złe – wysoka radiacja w budynkach. Brakowało jedzenia i wody. Wystąpił również problem z toaletami. Nie udało się stworzyć systemu zmianowego. Po pracy dłuższej niż 36 godzin członkowie centrum zarządzania kryzysowego byli zmęczeni i potrzebowali snu do którego przestrzeń była zbyt mała.

Na tym problemy się nie skończyły. Później następowała korozja konstrukcji instalacji. Była ona widoczna w reaktorach nr 1,2 oraz 3. Zostały zamontowane odpowiednie obudowę uniemożliwiające wydostanie się substancji radioaktywnych z reaktora. Na razie paliwo jądrowe udało się wypompować jedynie z bloku nr 4. W przypadku pozostałych bloków proces może potrwać do grudnia 2021 roku. Później ma nastąpić całkowita likwidacja elektrowni, która ma potrwać 30-40 lat. Przedstawiciele japońskiego ministerstwa gospodarki przypomnieli, że nadal trwają działania na rzecz walki ze skutkami awarii. Już teraz 95 proc. terenów wokół elektrowni jest bezpieczna i nie trzeba nosić żadnego ubrania ochronnego. Spadł również poziom zanieczyszczenia wody. Tuż po awarii wynosił 100000 Bq/L, a obecnie 0,7 BqL.

Główne kamienie milowe w likwidacji skutków awarii w Fukushimie oraz mapa drogowa w perspektywie długookresowej

Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu Japonii

Japonia po Fukushimie. Polityka a społeczeństwo

Według przedstawicieli władz, z którymi mieliśmy możliwość porozmawiać Japonia wyciągnęła wnioski z Fukushimy. Między innymi podniesiono wymaganą wysokość falochronów z 6,1 do 13,1 metrów oraz wymogi dotyczące wytrzymałości bloków jądrowych na trzęsienia ziemi. Wprowadzono również wymogi dotyczące wytrzymałości instalacji na ataki terrorystyczne m.in. przy użyciu samolotów. Zmieniono również system zarządzania reaktorami na wypadek awarii oraz poprawiono system łączności.

Ponadto Japonia zaczęła zwracać coraz większą uwagę na konieczność wsparcia spółek energetycznych w tym zakresie. Pierwszym krokiem było powołanie 15 listopada 2012 roku do życia Japan Nuclear Safety Institute jako niezależnej jednostki, która miała silnie oddziaływać na politykę w tym zakresie. Dwa lata później w październiku 2014 roku zostało utworzone Centrum Badań Zagrożeń Nuklearnych, którego celem jest rozwój metod ocen zewnętrznych zagrożeń takich jak trzęsienie ziemi czy tsunami.

Po utworzeniu Centrum w lipcu 2018 roku powołano do życia Atomic Energy Association (ATENA), które w założeniu ma wspomóc operatorów elektrowni jądrowych w podejmowanych przez nie wysiłkach na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa instalacji nuklearnych m.in. poprzez określenie wyzwań z jakimi musi się zmierzyć sektor jądrowy, koordynowanie działań w tym zakresie. W efekcie prac ATENA ma powstać raport techniczny, który ma przynieść rozwiązania dla sektora. Strona japońska podkreśla istotną rolę w całym procesie ma strona społeczna, która musi być informowana o podejmowanych działaniach. Nie musi jednak wyrażać zgody na ponowne uruchomienie reaktorów.

Co ciekawe, blisko 60 proc. mieszkańców Japonii jest temu przeciwna mimo, że proces ma polityczne wsparcie koalicyjnego rządu Komeito i Parti Liberalno-Demokratycznej. W tym kontekście warto zauważyć, że po Fukushimie Japończycy nie boją się elektrowni jądrowych. Według badania z czerwca 2018 roku przeprowadzonego przez Japan Atomic Energy Agency wynika, że najwięcej obaw powoduje potencjalny wpływ awarii z 2011 roku na zdrowie – 65,6 proc., na skażenie żywności – 37,4 proc., gleby – 25,1 proc., powietrza – 24 proc. czy na zajście w ciążę i problemy zdrowotne w jej trakcie – 20,3 proc.

Osiem lat po awarii w Fukushimie Japończycy wyciągnęli lekcje z popełnionych błędów i w jeszcze większym stopniu kładą nacisk na bezpieczeństwo.