Kasprzak: Chcemy kontynuować projekt jądrowy, ale wciąż za mało o nim wiemy (ROZMOWA)

18 listopada 2022, 07:25 Atom

Nie wiemy nic poza wyborem partnera i określonym czasem około 13 lub 15 lat, który został przedstawiony za pośrednictwem Twitterze. Nie mamy się do czego odnieść. Kontynuacja (rządowego programu jądrowego – przyp. red.) jest potrzebna, ale musimy wiedzieć co dokładnie ma być kontynuowane – mówi poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Mieczysław Kasprzak w rozmowie z BiznesAlert.pl.

Elektrownia jądrowa Dukovany w Czechach. Fot. Michał Perzyński.
Elektrownia jądrowa Dukovany w Czechach. Fot. Michał Perzyński.

BiznesAlert.pl: Rząd podjął decyzję, że partnerem przy budowie pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, która ma stanąć na Pomorzu, będzie amerykański Westinghouse. Jak by Pan to ocenił?

Mieczysław Kasprzak: Decyzja jest słuszna, ale szkoda, że tak późna. Minęło kilka lat, kiedy nic się nie działo w zakresie energetyki jądrowej. Jest nam potrzebna, żeby rozwijać energetykę odnawialną, bo to odpowiada na argument, że musimy mieć źródła wyrównawcze, stabilizujące. To pozwali nam uruchomić OZE, bo pozbędziemy się narracji, że słońce nie świeci i wiatr nie wieje. Natomiast, podejmowanie decyzji było dosyć dziwne. Wyścigi, kto podejmie decyzję pierwszy, czy premier czy minister. Poza tym, nie otrzymaliśmy żadnych szczegółów poza suchymi danymi. Informacje o źródłach finansowania tej inwestycji, a jest ona droga. Koszt bloku to 100 miliardów złotych na dzień dzisiejszy. Wszędzie tam gdzie prowadzi się takie inwestycje, jest partnerstwo między inwestorem a wykonawcą. Tego typu przedsięwzięć nie ma ile dużo, wiec łatwo je prześledzić. Inwestorzy obejmują udziały, albo angażują się kredytowo, w dużym zakresie 50-70 procent. To ważne, bo obejmuje rynek pracy i firmy chcą w to wchodzić. Teraz, kiedy decyzja o realizacji inwestycji przez Westinghouse, została podjęta i ogłoszona na cały świat, będzie trudno wynegocjować dobre warunki ekonomiczne. To jest przerażające. Dzieje się to bez udziału innych partii politycznych. Elektrownia nie powstanie za rok, to będzie kilka następnych kadencji. Nie sądzę, żeby Prawo i Sprawiedliwość było przez ten cały czas u władzy. Najprawdopodobniej już za rok będzie rządzić inna koalicja i ktoś inny będzie musiał to kontynuować. Nie wyobrażam sobie, żeby zmieniać decyzję oraz warunki, które zostały teraz ustalone. Dlatego, opozycja również powinna znać warunki umowy i wyrazić deklaracje oraz chęć kontynuowania tego. Wszystkim nam powinno zależeć, żeby wybrać jak najlepszą ofertę. Za rok możemy nie zdążyć dopracować szczegółów, a u władzy może być ktoś komu nie będzie to odpowiadać i może chcieć zmienić cała inwestycje. Z tego powodu Polskie Stronnictwo Ludowe proponuje radę Bezpieczeństwa Energetycznego, bo to niewątpliwie związane z bezpieczeństwem energetycznym. Trzeba przedyskutować z partiami opozycji całą koncepcję.

Czy jeśli obecna opozycja wygra przyszłoroczne wybory parlamentarne, to czy można się spodziewać kontynuacji obecnej polityki względem energetyki jądrowej?

Trudno powiedzieć, bo nie znamy szczegółów, a nawet ogólników. Nie wiemy nic poza wyborem partnera i określonym czasem około 13 lub 15 lat, który został przedstawiony za pośrednictwem Twitterze. Nie mamy się do czego odnieść. Kontynuacja jest potrzebna, ale musi wiedzieć co dokładnie ma być kontynuowane.

Czy uważa Pan, że budowa elektrowni jądrowej jest do udźwignięcia przez polski budżet, o czym zapewniał premier Mateusz Morawiecki?

To będzie ciężkie do udźwignięcia. Dlatego powiedziałem, że potrzebne jest partnerstwo i udział inwestora. To wygląda na rozgrywkę polityczną, czego się obawiam. Przedstawia się te energię jako tanią, bo będzie jądrowa. Polacy dzisiaj cierpią na bardzo wysokie koszty energii, ogromne problemy, dlatego taka polityka jest polityką pocieszania i kreowania, że na widoku jest tanie rozwiązanie. Energia jądrowa nie jest tania. Nie znamy szczegółów finansowania, ale jeśli podzielimy 100 miliardów złotych przez okres eksploatacji i wyliczymy cenę jednostkową, to może się okazać tak jak w przypadku Torunia. Tam miała być tania energia, a okazało się, że jest pięciokrotnie droższa. Dlatego rozmowy są potrzebne, bo dla Polek i Polaków jest ważna cena tej energii. Jeżeli ma być droższa, to nie ma sensu. A tak może być. Za 10 lat może być o 100 procent drożej. Nie wiemy, jakie mamy gwarancji i zabezpieczenia co do tej ceny. Posługując się informacjami z Twittera i z konferencji prasowych, nie wiemy nic. Uchwała Rady Ministrów też nic nie podała, nic, do czego można się odnieść i co przekazać społeczeństwu. To trzeba przyspieszyć, ale to przyspieszenie musi mieć to ręce i nogi. Może jest to tylko po to, żeby zrobić sobie zdjęcie i ogłosić publicznie, że będziemy mieć własne źródło energii.

Czy partie tzw. opozycji demokratycznej rozmawiają o wspólnym stanowisku ws. energetyki jądrowej?

Do tej pory nie dyskutowaliśmy na ten temat. Rząd utrzymywał w tajemnicy trzy oferty, do których nie mieliśmy dostępu. Nie wiedzieliśmy kto miałby ją zbudować i za ile. Mamy tylko wiedzy gazetową, od państwa i reaktorów, którzy gdzieś coś znajdą. Nikt z nami nie rozmawia i nikt nie udziela nam informacji. Jako opozycja rozmawiamy o miksie energetycznym i o tym jak będzie wyglądać dalszych koalicyjnych. Większość partii opozycyjnych uwzględnia atom w miksie. Co jest ważne, nie mamy perspektywy energetycznej na najbliższe lata. nie wiemy co będzie za rok, co za dwa. Nie ma propozycji rządu, jak będzie wyglądać bilans energetyczny. Mówimy o zamrożeniu cen w styczniu, ale to nie może trwać w nieskończoność. Nie przybędzie nam węgla, a gazu będzie mniej, a i tak jest drogi, a będzie droższy; energetyka wiatrowa jest zamrożona, od dawna walczymy o jej odblokowanie. Utrudnia się rozwój fotowoltaiki przez odrzucanie wniosków o przyłączenia. To jest problem.

Owszem, rozmawiamy w gronie potencjalnej koalicji o problemach polskiej energetyki, ale nie mamy wiedzy i nie rozmawiamy o szczegółach projektu jądrowego. Chcemy, by obóz rządzący dzielił się tą wiedzą. Rząd powinien brać opozycję przy rozmowach na ten temat, bo projekt jądrowy nie dotyczy tylko PiSu, tylko wszystkich uczestników sceny politycznej. Zanim doczekamy się elektrowni jądrowej, minie 15 lat, czyli prawie cztery kadencje parlamentu.

Jak Pana zdaniem należy przekonywać społeczności lokalne i potencjalnych korzyściach wypływających z budowy elektrowni jądrowej?

Społeczeństwo cały czas pamięta katastrofy w Czarnobylu czy Fukushimie, widzi też co się dzieje wokół Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej w Ukrainie. To zadanie rządzących, by nie zaskakiwać społeczności lokalnych, jeśli chodzi o wybór ich regionu jako miejsca budowy elektrowni jądrowej. Trzeba rozmawiać z ludźmi o bezpieczeństwie elektrowni jądrowej. Nie można podejmować takich decyzji wbrew mieszkańcom, trzeba ich do tego przekonać. Ponadto elektrownia powinna powstać tam, gdzie jej budowa będzie najtańsza – w przypadku budowy elektrowni jądrowej w Pątnowie, już teraz istnieje dobrze rozwinięta infrastruktura energetyczna, jednak w innych miejscach trzeba będzie budować tę infrastrukturę od nowa, co będzie ogromnym wyzwaniem.

Rozmawiał Michał Perzyński

Gramatyka: Opozycja może współpracować przy atomie, ale musimy rozmawiać (ROZMOWA)