Wybory samorządowe to przeszkoda dla klastrów i OZE (RELACJA)

1 lutego 2018, 11:45 Energetyka

Podczas konferencji POWERPOL odbył się panel „Klastry energetyczne, OZE, innowacje”. Uczestnicy konferencji starali się odpowiedzieć na pytanie, czy da się pogodzić OZE z kosztami z korzyścią dla gospodarki. Goście panelu zgodzili się, że klastry to szansa na rozwój energetyki rozproszonej w Polsce. Są jednak bariery takie jak brak legislacji i impulsów do rozwoju. Na przeszkodzie mogą również stać tegoroczne wybory samorządowe.

Konferencja POWERPOL w Warszawie 30 stycznia 2018. Fot. BiznesAlert.pl
Konferencja POWERPOL w Warszawie 30 stycznia 2018. Fot. BiznesAlert.pl

Panel moderował Jan Biernacki, manager, PwC Polska.

Klastry to dopalacze dla energetyki rozproszonej

Anna Jakób, członek Zarządu Grupy GPEC zwróciła uwagę na to, że mimo iż jej spółka zajmuje się ciepłem, to ze względu na trendy, redukcję emisji, władze poszukują nowych przestrzeni w lokalnym środowisku. Pytana o miejsce klastrów w polskiej energetyce stwierdziła, że charakteryzuje je różnorodność, środowisko i lokalność. – Często zaczyna się to od władz lokalnych i podglądania innych. Idea klastrów to impuls do rozwoju energetyki rozproszonej. Nie wiadomo jednak czy będzie to sprawny lewar, dopalacz na rzecz rozwoju energetyki rozproszonej, ale jest potencjał. Potrzebne jest zainteresowanie władz lokalnych obejmujące miejscowych przedsiębiorców. Potrzebne jest lokalne źródło, sieć oraz odbiorcy. Przykłady z zagranicy pokazują, że jest to do osiągnięcia – powiedziała. Przyznała jednak, że mimo toczącej się dyskusji spółka, którą reprezentuje wciąż nie podpisała umowy.

Przemysław Zaleski, Prezes Zarządu InfoEngine poinformował, że jego spółka tradingowa interesuje się rozwojem klastrów. – Ideą jest stworzenie jednostki składającej się z ok. 5 gmin na terenie jednego powiatu, tak aby uruchomić lokalne źródło, sieć i mapę odbiorców. – Interesujemy się tym w kategorii tradingowej, ale także jako blockchain, a więc zarządzanie daną jednostką wytwórczą. W obliczu DSR i wyzwań jakie stoją przed Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi, klastry mogą być bardzo pomocne w kwestii bilansowania. Może to być także centrum innowacji. Z tego co wiem, ok. 115 podmiotów złożyło wnioski do Ministerstwa Energii, aby stać się takim klastrem, a resort teraz te wnioski ocenia. W efekcie ma wydać certyfikaty dla tych podmiotów – wyjaśnił Zaleski.

Jak ożywić klastry?

Włodzimierz Ehrenhalt, Prezes Zarządu Conerga powiedział, że klastry i energetyka rozproszona to megatrend, którego nie da się powstrzymać. – Grupy energetyczne obecnie są w jakieś kontrze wobec klastrów. Jeśli uda się wciągnąć te spółki, stworzyć legislacje, może się to urzeczywistnić. Obecnie klastry są martwe. Chodzi o to, aby energia lokalna była tańsza. Aby klastry były żywe konieczne są samorządy, podmioty prywatne, operatorzy sieci. To wymaga partnerstwa publiczno-prywatnego, które obecnie nie cieszy się popularnością ze względu na odium korupcyjne – powiedział gość konferencji.

Wybory samorządowe mogą utrudnić rozwój klastrów

Prof. Waldemar Kamrat z Politechniki Gdańskiej zauważył, że energetyka rozproszona może współgrać z energetyką konwencjonalną, ale nigdy jej nie zastąpi. – Lokalne źródła są zbyt małe, aby udźwignąć rozwój gospodarki danego przemysłu. Dani operatorzy sieci nie będą skłonni powierzyć bezpieczeństwa dostaw kapryśnym, lokalnym źródłom energii – powiedział. Podkreślił, że sam nie jest przeciwnikiem klastrów, jednak jego zdaniem pomysłowi grozi uśmiercenie przez wybory samorządowe, które mają się odbyć w tym roku. – Kto te pieniądze wyłoży? Samorządy. Ale czy się na to zdecydują przed wyborami? – pytał retorycznie. – Potrzebujemy planu rozwoju energetyki, ale całościowego, kompleksowego planu działania odpornego na wyniki wyborów. Musi dojść do porozumienia ponad politycznymi podziałami – podkreślił. Jak dodał Przemysław Zaleski, takie zainteresowanie ze strony operatorów spółek istnieje, co pokazuje klaster zielonogórski, do którego dołączył Tauron. Włodzimierz Ehrenhalt powiedział, że w Europie praktycznie tylko Polska chce budować duże źródła energii rodem z socjalizmu, takie jak atom. – Praktycznie zarządzanie OZE i źródłami rozproszonymi to szansa dla polskiej gospodarki – powiedział.

Monika Piątkowska, Prezes Krajowej Organizacji Innowatorów Przemysłu – INNOVO, gdzie zrzeszone są takie spółki jak Kopex czy Famur, powiedziała, że dla firm wydobywczych polski sektor staje się za ciasny. – Nasze firmy zdobywają rynki na Bałkanach, w Rosji, Kazachstanie, Argentynie, Turcji, Indiach i w innych krajach Azji oraz w Afryce. Potrzebujemy wsparcia polskiego rządu, dyplomacji ekonomiczniej, potrzebujemy uwiarygadniania – powiedziała. Temu mają służyć wspólne projekty spółek górniczych z Polskim Funduszem Rozwoju, które zawiązała pod koniec roku 2017 firma Famur. Spółki górnicze także chcą wejść na rynek startupów. Na wiosnę mogą zostać podane pierwsze informacje w tym zakresie.

Roman Masek, Dyrektor Techniczny BELSE powiedział, że w kontekście innowacji potrzebne są eksperymenty i podobnie jest w klastrach. Dodał, że jego firma pracuje nad technologią pozwalającą na produkcję powłok do łopat i farm wiatrowych narażonych na trudne warunki atmosferyczne. – Innowacje dają pieniądze – podkreślił.

Dr inż. Andrzej Wiszniewski, Prezes Zarządu Narodowej Agencji Poszanowania Energii powiedział, że polski przemysł wciąż jest 2–3 razy mniej produktywny niż ta sama branża na Zachodzie. Są to tylko uśrednione wskaźniki, ale np. cementownie mają jedne z najwyższych w Europie współczynników efektywności i niskiej energochłonności. – Na mocy dyrektywy efektywności energetycznej przedsiębiorstwa miały jesienią 2017 r. przedłożyć audyty energetyczne, jednak ich jakość jest bardzo różna. Oprócz kija jest też marchewka, a więc białe certyfikaty, o które mogą starać się przedsiębiorstwa energetyczne. Od 2010 roku produktywność polskiego przemysłu wzrosła o ok. 60 proc. To jeden z najwyższych wskaźników w Europie – powiedział Wiszniewski.

Morskie farmy wiatrowe szansą na wypełnienie luki generacyjnej w polskiej energetyce?

Maciej Stryjecki, Prezes Fundacji Na Rzecz Energetyki Zrównoważonej powiedział, że z raportu PSE z 2016 roku wynika, że polska energetyka będzie potrzebować 16 GW przy 37 GW mocy zainstalowanej obecnie w kraju. Chodzi o 16 GW nowych mocy, które obecnie nie uwzględniają remontów dot. BAT. – W Polsce dyskutujemy jaki będzie miks energetyczny. Mówimy, że po 2050 roku polska energetyka ma być oparta w 50 proc. na węglu, ale nie dyskutujemy o tym, co będzie składową pozostałych 50 proc. – powiedział. Dodał, że warto w tym kontekście myśleć o indywidualnych źródłach energii, co zmniejszy zapotrzebowanie na energię z systemu. Dodał jednak, że ani fotowoltaika, ani atom, ani biogaz nie zapełnią dziury w postaci 16 GW. Potencjał polskiej energetyki wiatrowej na morzu, wynika z badania jakimi zostało poddane 2,5 tys. km kw. Na takim obszarze potencjał wynosi ponad 8 GW. – To co może blokować rozwój to dostęp do sieci. 8 GW można rozwijać, ale blokuje je cena. Jednak ta w ciągu 2–3 lat spadnie. Koszt wytworzenia energii z farmy wiatrowej to 100 euro za godzinę. Cena na aukcji po 2020 roku spadnie poniżej 70 – 80 euro, a po okresie 2025–2027 będzie to koszt zerowy. To pokazuje, że morska energetyka wiatrowa może rozwijać się bez wsparcia – powiedział. Dodał, że w Polsce może to być koszt 70 – 75 euro. Poinformował, że w 2030 roku w Polsce mogą powstać 4 GW, a w 2035 kolejne 4 GW mocy. – To szansa na zapełnienie tej dziury, o której mówi PSE. Potrzebny będzie gaz, aby stabilizować dostawy. Istotne będą również dostawy energii z zagranicy. Konieczne jest patrzenie na Bałtyk pod kątem konkurencyjnych dostaw gazu takich jak terminal LNG i Baltic Pipe oraz rozwoju morskich sieci przesyłowych z krajami skandynawskimi – powiedział Stryjecki.

Mariusz Witoński, Prezes Zarządu Polskiego Towarzystwa Morskiej Energetyki Wiatrowej dodał, że morskie źródła wiatrowe w Polsce będą osiągać wskaźnik efektywności na poziomie 50 proc. – To więcej niż część instalacji na Morzu Północnym, a to kwalifikuje je jako energetykę zawodową, a więc będą to źródła abstine. W Europie obecnie zainstalowano na morzu 14 GW energii, której polski przemysł jest beneficjentem. Rozwój morskiej energetyki wiatrowej to paliwo dla przemysłu stoczniowego, maszynowego, stalowego. W Polsce produkuje się i projektuje wysokiej jakości technologie, takie jak turbiny czy tzw. kablowce w przemyśle stoczniowym – powiedział. Dodał, że innowacje pozwalają obniżyć koszty. Obecnie koszt 1 GW zainstalowanej mocy w morskich farmach wiatrowych to wydatek rzędu 3 mld euro, a jeszcze niedawno, kilka lat temu, było to 4 mld euro. – Połowa z tej puli środków może trafić w postaci zamówień do polskiego przemysłu – zakończył.