Aleksandrowicz: Zachód nie jest już monolitem. Dzieli go także Nord Stream 2

18 lutego 2020, 07:31 Bezpieczeństwo

Tegoroczna Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa pokazała po raz kolejny różnice pomiędzy transatlantyckimi sojusznikami. Uwypukla też rozbieżności w podejściu państw europejskich do sojuszu z USA i roli w globalnym systemie bezpieczeństwa – pisze prof. Tomasz Aleksandrowicz z Wyższej Szkoły Policji w Szczytnie, w komentarzu dla BiznesAlert.pl.

Konferencja bezpieczeństwa w Monachium 2020. Fot. MSC
Konferencja bezpieczeństwa w Monachium 2020. Fot. MSC

Przestrzeń niezrozumienia

Tomasz Aleksandrowicz przyznaje, że konferencja w Monachium umocniła te tendencje, które od dłuższego czasu były widoczne w relacjach transatlantyckich. Osią sporu, są właściwie trzy aspekty i dwie strony zewnętrzne – Rosja i Chiny. Widać wyraźnie, że przestrzeń niezrozumienia pomiędzy USA a UE zaczyna się pogłębiać. Co prawda, prezydent Trump złagodził swój negatywny ton wypowiedzi w kierunku NATO, chociaż nadal woli prowadzić dialog z poszczególnymi jego członkami.

Ekspert tłumaczy, że bezpieczeństwo paktu opiera się na Stanach Zjednoczonych. – Jakie zdolności militarne, zdolności odstraszania miałoby NATO, gdyby USA przestały być jego członkiem? – pyta retorycznie prof. Aleksandrowicz. – Od strony militarnej, NATO to przede wszystkim USA. To nic nowego, wszak przepisy o Wspólnej Polityce Zagranicznej i Bezpieczeństwa, zawarte w Traktacie o Unii Europejskiej, obejmujące także Wspólną Politykę Bezpieczeństwa i Obrony expressis verbis stawiają zobowiązania wobec NATO jako mające pierwszeństwo przed zobowiązaniami wobec Unii.

Profesor Aleksandrowicz zaznacza, że dodatkowym aspektem jest rozdźwięk wśród europejskich członków NATO. On stał się szczególnie widoczny w momencie II Operacji USA w Zatoce Perskiej, kiedy wykrystalizował się podział między członkami NATO, którzy sprzyjali i popierali decyzje USA o inwazji na Irak, oraz na tych z Europy Zachodniej, którzy potępiali i dystansowali się od ruchów Stanów Zjednoczonych. To był jasny sygnał, zwiastujący rozłam wśród Europejczyków w aspekcie podejścia do sojuszu ze Stanami.

W kontekście konferencji w Monachium, warto zaobserwować różnicę, która pojawiła się od czasu monachijskiej konferencji z 2007 roku. Putin oskarżał wtedy USA o bycie głównym destabilizatorem światowego bezpieczeństwa. Na minionej konferencji, prezydent Francji wzywał do nowego dialogu z Rosją jako gwaranta stabilizacji i rozwiązywania światowych problemów.

Od tego czasu upłynęło już 13 lat. Zachód, rozumiany jako wspólnota euroatlantycka, przestał być monolitem – w symboliczny sposób przyznaje to tegoroczny Munich Security Report, który ukazał się pod tytułem „Westlessness” – „bezzachodniość”.

Chiny są dla USA rywalem numer jeden

– Dla Stanów Zjednoczonych rywalem numer jeden są Chiny, dlatego też pojawia się nacisk na ograniczenie bądź nawet zerwanie relacji gospodarczych z Chinami przez państwa europejskie – przyznaje ekspert.

Według prof. Aleksandrowicza naciski te są spóźnione, z racji rosnącego zaangażowania Chin w Europie, przede wszystkim w ramach Nowego Jedwabnego Szlaku (One Belt One Road) oraz zgody na wykorzystywanie chińskich technologii informatycznych w Europie, choćby przy budowie sieci łączności 5G. Jest to problem dla USA, które chciałyby ograniczyć role Chin w rozwoju tej technologii oraz możliwości penetracji systemów teleinformatycznych państw członkowskich NATO.

Według amerykańskiej strategii kontrwywiadowczej na lata 2020–2022, największe zagrożenia stanowią agresywne działania w cyberprzestrzeni, podejmowane przez Chiny i Rosję, które nie mają już tylko charakteru cyberszpiegostwa, ale coraz częściej przybierają charakter wojny informacyjnej o znamionach kreowania postaw w społeczeństwie, pożądanych przez atakującego, zgodnie z nazewnictwem rosyjskim – przeformatowania społeczeństwa przeciwnika. W ostatnich latach mieliśmy dwa takie przypadki – podczas wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku oraz podczas referendum brexitowego w Zjednoczonym Królestwie. Tamte wydarzenia pokazały, że wojna informacyjna stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa zachodnich demokracji.

Aleksandrowicz pisze, że w Monachium wybrzmiało amerykańskie ostrzeżenie dla Europy, zarówno w kwestii cyberprzestrzeni, organizacji i wpływu na wybory, a także zapewnieniu ochrony infrastruktury krytycznej państwa, która również może się stać obiektem ataków nieprzyjaznych państw.

Nord Stream 2 – dalej jest problem w relacjach

Amerykanie w Monachium, poza kwestiami cyberprzestrzeni i chińskiego udziału w projektach na terenie UE, położyli również nacisk na politykę energetyczną. W tym kontekście zarysowały się kolejne różnice pomiędzy transatlantyckimi sojusznikami. Po raz kolejny wybrzmiał projekt Nord Stream 2, którego otwartym wrogiem są USA a największym zwolennikiem Niemcy.

Amerykanie, którzy sankcjami spowodowali unieruchomienie tego projektu, pokazali też swego sposobu marchewkę skierowaną wobec państw inicjatywy Trójmorza. Według prof. Aleksandrowicza, miliard dolarów na projekty energetyczne na obszarze 12 państw to nie jest dużo, jednak jest to znak dla Europejczyków, że współpraca z USA, w aspekcie energetycznym, będzie nagradzana. Według eksperta, jeżeli ta kwota zostanie dobrze zagospodarowana, w przyszłości może okazać się, że amerykański fundusz inwestycyjny może być znacznie większy. Zyskają państwa orientujące się na współprace ze Stanami. Stracą ci, którzy stawiają na Rosję. To jednak są jeszcze tylko spekulacje.

Opracował Mariusz Marszałkowski