Salamądry: Tumiwisizm w czasach zarazy nie powinien dotknąć kopalni (FELIETON)

25 marca 2020, 07:30 Energetyka

Zatrzymanie pracy kopalni w Polsce przez koronawirusa może być niebezpieczne. – Najpoważniejsze zagrożenie ma charakter geologiczny i wymusza utrzymanie przynajmniej minimalnego wydobycia – pisze Dawid Salamądry, współpracownik BiznesAlert.pl. – Pozostaje mieć nadzieję, że wszelkie tego typu działania w naszych kopalniach będą reakcją na potencjalne zagrożenie, a nie tylko konsekwencją społecznego oburzenia.

Praktyki w kopalniach Tauron Wydobycie fot. BiznesAlert.pl
Praktyki w kopalniach Tauron Wydobycie fot. BiznesAlert.pl

W ubiegłym tygodniu w malowniczym dystrykcie East Kootenay w zachodniej Kanadzie rozgorzała debata na temat tego, czy w związku z epidemią koronawirusa powinno się zamknąć lokalne kopalnie. Widząc zamknięte sklepy i szkoły, lekarze nawołują do natychmiastowego zawieszenia wszystkich operacji i wysłania górników do domów. W związku z dalszym zaostrzaniem się przepisów dotyczących walki z zagrożeniem w Polsce, podobna dyskusja zapewne zagości wkrótce również nad Wisłą.

Oglądając widokówki z East Kooteney zapewne nie przyszłoby nam do głowy, że w tej okolicy działają aż cztery kopalnie węgla kamiennego. Ich właściciel – Teck Resources – zatrudniając ponad trzy tys. osób jest największym pracodawcą w regionie. Lekarze już od połowy marca wskazują, że to właśnie w tych kopalniach może dojść do wybuchu dużego ogniska epidemii, z którym pobliski szpital na pewno sobie nie poradzi. Mniej jednomyślni są w tej sprawie sami górnicy: z jednej strony zwyczajnie obawiają się wstrzymania wypłat, z drugiej do mediów docierały pojedyncze komunikaty od sygnalistów o nieprawidłowościach i lekceważeniu zaleceń epidemiologów w zakładach. Na Elk Valley, gdzie mieszczą się kopalnie zaczęła z niepokojem spoglądać cała Kanada, bo właśnie w Kolumbii Brytyjskiej obserwujemy największy przyrost nowych zachorowań spośród wszystkich prowincji.

Odpowiedź na pytanie o to, czy bezwzględnie zamykać kopalnie w takich sytuacjach nie należy do prostych. Dobrym przykładem braku jasnych reguł postępowania w takich przypadkach niech będzie południowy sąsiad Kanady, gdzie stan Pensylwania właśnie zmusił wszystkie kopalnie węgla koksującego i energetycznego do wstrzymania wszelkich operacji, aż do odwołania. Tuż obok jednak, praca w kopalniach w Wirginii trwa w najlepsze. W niektórych zakładach zmniejszono wprawdzie wielkość załóg na poszczególnych zmianach, ale w Kordylierach, gdzie od dekady przybywa osób cierpiących na pylicę płuc (a więc potencjalnie w grupie podwyższonego ryzyka śmiertelności) może wydawać się, że to trochę za mało.

W Polsce mamy póki co trzykrotnie mniej stwierdzonych zachorowań niż w Kanadzie, nie oznacza to jednak, że problem nie istnieje. Technicznie rzecz biorąc, powinniśmy obawiać się nawet bardziej niż mieszkańcy Kolumbii Brytyjskiej. W naszych kopalniach zatrudnionych jest łącznie znacznie więcej pracowników niż w kopalniach Teck Resources, co więcej, ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa na małych przestrzeniach kopalni głębinowej na pewno jest dużo wyższe, niż miałoby to miejsce w kanadyjskich kopalniach odkrywkowych z Elk Valley. Ewentualny wybuch ogniska wśród pracowników jednej z górnośląskich kopalń (odpukać w niemalowane!) miałby też dużo szerszy zasięg, z uwagi na gęstość zaludnienia aglomeracji śląskiej w porównaniu z górzystymi terenami 60 tysięcznego East Kooteney.

Jeśli chodzi o potencjalne zagrożenia związane z czasowym wstrzymaniem pracy kopalń, to pomijając oczywisty spadek przychodów od lat balansującego na finansowej krawędzi górnictwa (czym chyba powinniśmy przejmować się najmniej w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia setek, jeśli nie tysięcy Polaków oraz kiedy nad wieloma małymi i średnimi firmami krąży dzisiaj widmo rychłego bankructwa) zastanowić się należy nad bezpieczeństwem energetycznym Państwa. Przedłużający się zastój faktycznie mógłby lekko niepokoić elektrownie, ale póki co zgromadzone zapasy i mnogość alternatywnych źródeł importu oddalają widmo blackoutu spowodowanego niedoborem paliwa. Najpoważniejsze zagrożenie ma charakter geologiczny i wymusza utrzymanie przynajmniej minimalnego wydobycia.

Już teraz władze Polskiej Grupy Górniczej i Jastrzębskiej Spółki Węglowej informują o nadzwyczajnych procedurach wprowadzonych na czas epidemii, obejmujących m.in. pomiar temperatury pracowników, dezynfekcję najbardziej wrażliwych pomieszczeń jak np. łaźnie, a także skrócenie czasu pracy tak, aby kolejne zmiany miały ze sobą mniejszą styczność. Z drugiej strony, w mediach społecznościowych pojawiło się już trochę insiderskich wpisów o tym, że podejmowane działania w praktyce mają sporo niedociągnięć. W przeciwieństwie do Teck Resources, które od początku starało się ostro wyciszać wszystkie wycieki do prasy i internetu, polscy górniczy giganci chyba aż tak zajadle nie zwalczają tego zjawiska, pozostaje mieć więc nadzieję, że doniesienia o nieprawidłowościach opisują marginalne przypadki a nie powszechne praktyki.

Przez ostatni tydzień zdążyliśmy zaobserwować sporo absurdów w podejściu do wyjątkowej sytuacji w jakiej się znaleźliśmy. Z jednej strony, zamknięte są małe hurtownie ze specjalistycznymi narzędziami czy sprzętem BHP, do których przychodzi stosunkowo niewiele osób i raczej z wąskiego grona specjalistów, a z drugiej mamy otwarte duże markety budowlane, odwiedzane przez najróżniejsze grupy klientów, wyjątkowo jak na czas epidemii w dużych ilościach. Podczas gdy zamknięte są baseny, na których każdy przed i po wyjściu z wody dokładnie się myje, decyzją stołecznego ratusza wprowadzony jest weekendowy rozkład jazdy komunikacji miejskiej również w tygodniu, co doprowadza do niebezpiecznego ścisku w autobusach i tramwajach. Niektórzy zamykają się w domach w ramach social distancingu, inni tymczasem uznają, że stan epidemiologiczny to idealny czas na wyjście do parku czy lasu w większej grupie znajomych.

Koniec końców wychodzi więc na to, że różnego rodzaju odgórne zalecenia czy nawet rządowe nakazy i zakazy mogą nie odnieść pożądanego skutku, jeżeli idąc na dole drabiny będą spotykać się z lekceważeniem i bezmyślnością. Najlepsze nawet procedury nie zdadzą zaś egzaminu, jeżeli natrafią na nieodpowiedzialnych adresatów. W chwili, gdy kończę pisać ten tekst dowiadujemy się, że po kolejnych doniesieniach whistleblower’ów i towarzyszącemu im naciskowi opinii publicznej Teck Resources postanowiło ograniczyć liczbę pracowników na każdej zmianie o połowę. Pozostaje mieć nadzieję, że wszelkie tego typu działania w naszych kopalniach będą reakcją na potencjalne zagrożenie, a nie tylko konsekwencją społecznego oburzenia na przypadki skrajnego tumiwisizmu w odniesieniu do wyjątkowych procedur na te wyjątkowe czasy.

Baca-Pogorzelska: Czy należy zamknąć kopalnie przez koronawirusa? (FELIETON)