Kowal: UE prowadzi niebezpieczną grę z Gazpromem

6 grudnia 2013, 10:06 Energetyka

KOMENTARZ

Paweł Kowal w Parlamencie Europejskim. Fot. PE
Paweł Kowal w Parlamencie Europejskim. Fot. PE

Paweł Kowal

Poseł do Parlamentu Europejskiego (EKiR)

Rosyjskie gwarancje – o ile takie faktycznie istnieją – nie dają Ukrainie szans nawet na utrzymanie obecnego stanu zawieszenia. Kreml zmierza raczej w stronę wariantu białoruskiego, czyli udzielenia kredytów i zwiększenia swoich wpływów w ukraińskiej gospodarce na zasadzie zwrotu długu.

Na razie negocjacje toczą się głównie wokół cen gazu. Trudno ocenić, czy uzyskanie jakichkolwiek koncesji byłoby możliwe w przypadku podpisania umowy stowarzyszeniowej w Wilnie, raczej także ta sprawa została by wykorzystana jako element nacisku na Kijów.

Podstawowa różnica polega na tym, że unijna oferta jest znana – wszystko jest zawarte w oficjalnych dokumentach zaakceptowanych przez obie strony. Propozycja Rosjan padła zapewne przy bardzo krótkim stole negocjacyjnym, zaś jej treści możemy się jedynie domyślać z wypowiedzi polityków rosyjskich i ukraińskich i nie ma zapewne adekwatnej wiążącej formy prawnej.

Nie ma darmowych lanczów – ceną za wsparcie ze strony UE są reformy. W przypadku Rosji można się spodziewać wariantu białoruskiego. Ceną za ratowanie rublami podupadającej gospodarki będzie zwiększenie rosyjskich wpływów aż do przejęcia przedsiębiorstw włącznie. Wariant „wyprzedania kraju” i utrzymania się obecnej ekipy u władzy za wszelką cenę może zostać zahamowany przez najbogatszych Ukraińców – oligarchów, których interesy bardzo ucierpią w przypadku zwiększenia obecności Rosji w ukraińskiej gospodarce.

Ukraińskie władze starały się zachować politykę „wielowektorowości”, prowadzoną przez wszystkie ekipy przez ostatnie 20 lat. Wydaje się, że nie ma już ku temu możliwości – prezydent Wiktor Janukowycz działa przede wszystkim w kontekście wyborów w 2015 roku. Wariant zerowy, czyli wstrzymanie się od bliskiej współpracy zarówno z Rosją jak i z Unią Europejską, będzie dla niego najmniej korzystny. W końcu będzie musiał wybrać – czasu na to jest niewiele, bo jeżeli umowy z UE nie uda się podpisać przed wyborami do Parlamentu Europejskiego w maju, następna okazja trafi się prawdopodobnie dopiero następcy Janukowycza.

Po negatywnej co do podpisania umowy decyzji ukraińskiego rządu, oficjalny Kijów buduje wokół tego argumentację, której niektóre z motywów wydają się szczególnie istotne. Do takich należy kwestia South Streamu. Unia Europejska z jednej strony zabiega by Ukraina pozostała w Europejskiej Wspólnocie Energetycznej (prezydent Janukowycz co jakiś czas sugeruje możliwość wycofania się Ukrainy z EWE), ale z drugiej państwa Unii wzmacniają interesy Gazpromu, zgadzając się na budowę bliźniaczego gazociągu Północnego. To kontynuacja niebezpiecznej gry Unii z Gazpromem, która może mieć wielkie i negatywne konsekwencje polityczne dla reputacji UE. Okazuje się, ze łatwiej jest rosyjskim firmom, które nie chcą podporządkować się unijnym regulacjom ws. energetycznych i jednocześnie inwestować na terenie Unii niż Ukrainie, która podpisała z UE traktat energetyczny.