Kowalski: Nie wystarczy chcieć. Trzeba jeszcze móc.

6 października 2014, 14:09 Infrastruktura

Wraz z wejściem w życie nowego rozkładu jazdy PKP Intercity planuje uruchomić grupę wagonów kursujących z pociągiem TLK „Monciak” z Gdyni przez Warszawę i Kraków do Zagórza w woj. podkarpackim. Ma to być powrót przewoźnika w rejon Bieszczad, zapowiadany od kilku lat – poinformował Rynek Kolejowy.

– Jest to absolutnie dobry kierunek. Myślę, że taki jest zamysł, by odbudowywać te relacje, które – przypomnijmy – przez całe lata funkcjonowały do kurortów górskich, m.in. do Szklarskiej Poręby czy Krynicy, a także nad morze – przekonuje w rozmowie z naszym portalem Bogusław Kowalski, ekspert ZDG TOR, b. wiceminister transportu.

Jego zdaniem ma to oczywiście sens, natomiast nie wystarczy chcieć. Trzeba jeszcze móc. Jednak oferta powinna być na tyle atrakcyjna, by przyciągnąć pasażerów, by była skierowana do konkretnych osób.

– Rozumiem ją przede wszystkim jako niezbyt długi czas przejazdu. A jest tu duży znak zapytania, na ile da się taki – konkurencyjny wobec innych przewoźników – czas osiągnąć – uważa Bogusław Kowalski. – Aczkolwiek nie zapominajmy, że do większości kurortów nie dobiegają autostrady. Więc czas dojazdu tam, nawet dla samochodów, nie jest wszędzie odpowiednio krótki, choć transport indywidualny stanowi mimo to wciąż dużą konkurencję dla kolei, bo bywa wygodniejszy i zapewnia dojazd do wielu miejsc, gdzie koleje nie docierają.

Według eksperta trzeba więc temu stawić czoła, jednak to dobrze, że kolej tego próbuje. I z tego punktu widzenia należy poprzeć ten kierunek i oczekiwać, że będzie kontynuowany. Choć doświadczenie z innych połączeń, z których kolej się wycofała, a później próbowała je przywracać, pokazuje, że nie należy się spodziewać efektów natychmiast.

– Kolej musi tu wykazać się cierpliwością. Czy jednak stać nas na nią od strony finansowej? – pyta b. wiceminister transportu. – Podpowiedziałbym coś, co spółka PKP Intercity powinna praktykować na większa skalę: zaprzyjaźnić się z samorządami wojewódzkimi. Jeśli – tak jak w Kujawsko-Pomorskiem – samorząd jest w stanie wyłożyć grube miliony zł na promocję województwa, a przy okazji na wsparcie połączenia lotniczego z Bydgoszczy do Warszawy,  to być może za dużo mniejsze pieniądze województwa mogłyby się promować (i promować swoje kurorty) przy pomocy kolei.

Kowalski zauważa, że kolej dysponuje przecież możliwościami reklamy na dworcach, w pociągach. Można stworzyć wachlarz łączonej oferty: kupno biletu łączone z lokalnymi atrakcjami w miejscowości, do której został wykupiony.

– Wreszcie, last but not least, kwestia samej oferty – mówi dalej ekspert. – Jeśli chce się pasażera przyciągnąć, a nie jest to możliwe za pomocą wystarczająco krótkiego czasu przejazdu, przyciągajmy atrakcyjną ceną. Przykład sukcesu połączeń InterRegio (Przewozów Regionalnych), których standard wciąż bywa kiepski, ale cena była niższa od ekspresów Intercity czy połączeń TLK, pokazuje, że odgrywa ona wciąż istotną rolę. Wielu pasażerów korzysta z InterRegio, bo przejazdy tym rodzajem pociągów są tańsze.

Według Kowalskiego pokazuje to, że sama cena odgrywa ważną rolę dla takich grup turystów jak studenci czy emeryci. – Zatem jest jakaś nisza wśród potencjalnych pasażerów do zagospodarowania. Przy mądrym podejściu do oferty istnieje wciąż miejsce dla kolei – kończy Bogusław Kowalski.