Krawczyk: Nieco więcej rozwagi w relacjach z Niemcami

3 listopada 2016, 13:00 Bezpieczeństwo

KOMENTARZ

Tomasz F. Krawczyk

Ekspert ds. polityki i prawa europejskiego, niemcoznawca

W ostatnim tygodniu miały miejsce dwa, wbrew pozorom istotne dla polskiej polityki europejskiej i zagranicznej, wydarzenia. Po pierwsze, nominowano dotychczasowego komisarza UE ds. gospodarki cyfrowej Günthera Oettingera na stanowisko wiceprzewodniczącego KE i komisarza ds. budżetu i zasobów ludzkich. Drugie zaś, to wymiana listów pomiędzy Ambasadorem RP w Niemczech prof. Przyłębskim i Prezesem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego (FTK) prof. Vosskuhle.

Oettinger przejmuje stanowisko po Krystalinie Giergojew, a więc po przedstawicielce regionu Europy Środkowo-Wschodniej i tzw. nowych państw członkowskich, która odchodzi do Banku Światowego. Oczywiście znajdą się eksperci, którzy wbrew rzeczywistości będą cytować traktat sugerując, że państwa członkowskie – zgodnie z art. 245 TFUE – nie mogą wpływać na wskazanych przez nich komisarzy.

I zapewne trudno sobie wyobrazić sytuację, w której szef państwa lub rządu wydaje „swojemu” komisarzowi bezpośrednie polecenia, to wbrew polskiemu doświadczeniu istnieją państwa, które na poziomie metapolitycznym są doskonale zorkiestrowane i w których działania na rzecz swojego państwa nie wymagają żadnej werbalizacji. Takim państwem są niewątpliwie Niemcy.

Zatem trudno zignorować informację, że przedstawiciel największego płatnika netto zostaje komisarzem m.in. odpowiedzialnym za przygotowanie nowej perspektywy finansowej. Na pewno negocjacje z Oettingerem owej nowej perspektywy nie będą łatwiejsze niż z przedstawicielem Europy Środkowo-Wschodniej, a tym bardziej im gorszą prasę będziemy w Berlinie i Brukseli mieli.

Kolejne wydarzenie to – ujmując rzecz eufemistycznie – przedziwna wypowiedź polskiego Ambasadora w Niemczech prof. Przyłębskiego, który w odpowiedzi na wypowiedź prezesa FTK, jakoby „Warszawa w sprawie traktowania Trybunału Konstytucyjnego była na błędnej drodze”, zareagował w sposób przekraczający rolę i zadanie ambasadora. Jego zadaniem jest owszem obrona dobrego imienia RP i jej interesów, ale także łagodzenie potencjalnych konfliktów i budowanie możliwie jak najlepszych relacji.

Zachowanie Ambasadora w tej sprawie jest co najmniej kontrproduktywne. Zwłaszcza, że prof. Vosskuhle po raz kolejny jest wymieniany w gronie kandydatów na urząd Prezydenta RFN (poprzednio odmówił), a jeśli nawet znowu odmówi, to nie należy wykluczyć, że jego kandydatura wróci. Zresztą nie byłoby w tym nic zaskakującego, ponieważ, po pierwsze, FTK cieszy się w Niemczech niezwykłym autorytetem, a po drugie już w latach 1994-1999 Prezydentem RFN był były prezes FTK prof. Roman Herzog. Do tego należy podkreślić jeszcze jedną oczywistość, mianowicie tę, iż FTK jest najbardziej wpływowym sądem konstytucyjnym w Europie.

Podsumowując, czy aby zachowanie Ambasadora wobec prezesa Vosskuhle i otwarty konflikt z nim leży w naszym interesie? Z ostrożności procesowej należy stwierdzić, że zdecydowanie nie, bo czy na pewno polska prawica chce już pro futuro zepsuć sobie kontakty z potencjalnym prezydentem? Czy w sytuacji, w której UE – prędzej lub później – będzie musiała się na nowo wymyślić, nie lepiej byłoby mieć dobry kontakt z najbardziej wpływowym sądem konstytucyjnym, który zawsze w swoich orzeczeniach podkreślał suwerenne prawa państw narodowych i który ukształtował doktrynę wielu innych państw i samego Trybunału Sprawiedliwości UE?

Znajdą się oczywiście natychmiast tacy, którzy w obu tych sprawach będą krzyczeć, że racja i prawda są po naszej stronie. Owszem, tak, ale co z tego? Prawdę zachowajmy sobie na sąd w Dolinie Jozafata i choć czasami spróbujmy być bardziej jak Talleyrand, a nie jak apostołowie albo bądźmy chociaż trochę bardziej rozważni w naszych działaniach i wypowiedziach. Tylko tyle i aż tyle.