Kubiak: Należy myśleć o przyszłej odbudowie Ukrainy

7 marca 2022, 08:45 Bezpieczeństwo

Zapewne jeszcze przez pewien czas nie będziemy wiedzieć, czym skończy się wojna na Ukrainie. Wymaga to myślenia różnymi scenariuszami. W wielu z nich Ukraińcy będą zmuszeni do odbudowy państwa – w tym w oparciu o zachodnie pieniądze („ukraiński Plan Marshalla”) i (miejmy nadzieję) rosyjskie reparacje. Realnym wsparciem przyszłej Ukrainy i zarazem polską racją stanu będzie m.in. współpraca w szeroko rozumianej energetyce. Od produkcji paliw, przez przesył gazu, po rozwój OZE – pisze Mateusz Kubiak z Esperis Consulting, partnera BiznesAlert.pl.

Dziura w bloku w Kijowie. Fot. MSZ Ukrainy.
Dziura w bloku w Kijowie. Fot. MSZ Ukrainy.

Po pierwsze, niezależnie od dalszego rozwoju sytuacji, Ukraina będzie wymagała odbudowy sektora rafineryjnego (ten uległ zapaści jeszcze na długo przed wojną). Nikt chyba nie wyobraża sobie bowiem, że po wojnie Ukraińcy będą mogli pozostać uzależnieni od białoruskich i rosyjskich paliw (w 2021 r. na oba państwa przypadło 60% łącznego ukraińskiego importu benzyny, ON i LPG). Ponadto, nie jest pewnym, czy i w jakim wymiarze przyszła Ukraina będzie wciąż dysponować sprawną infrastrukturą przeładunkową (przede wszystkim obw. odesski) i rafineryjną (Krzemieńczuk). Ryyzyko opanowania lub zniszczenia przez Rosjan tych aktywów jest wysokie. Wszystko to sprawia, że Polska będzie musiała wspierać swoich wschodnich sąsiadów – czy to poprzez (re)eksport paliw na Ukrainę, czy też np. przez inwestycje (zapewne dofinansowywane z funduszy odbudowy) w sektor detaliczny i/lub rafineryjny. Naturalnie predystynowanym podmiotem wydaje się PKN ORLEN.

Po drugie, po wojnie będzie istniała bardzo silna presja na jak najszybszą rozbudowę mocy przesyłowych gazu w stronę Ukrainy oraz możliwie zapewnienie ukraińskim podmiotom możliwości importu gazu z wykorzystaniem polskiej infrastruktury GAZ-SYSTEM. O ile konieczność podjęcia pierwszego działania nie podlega jakiejkolwiek dyskusji, o tyle trzeba będzie mieć świadomość, że wyzwaniem może być spełnienie już od dawna artykułowanych oczekiwań Ukraińców, by umożliwić im dostęp do mocy regazyfikacyjnych w Polsce. Krajowy popyt nad Wisłą będzie zapewne rósł w takim tempie, że zdolności importowe okażą się mocno ograniczone. Alternatywnie więc, być może Polacy będą mogli wspierać Ukrainę na miejscu – np. poprzez inwestycje w tamtejszy upstream (PGNiG). Hipotetycznym scenariuszem może też być sytuacja, w której to Ukraińcy będą realizować własny projekt terminala LNG, a Polacy będą mogli na różne sposoby weń się angażować. 

Po trzecie wreszcie, prawdopodobnie Ukraina będzie musiała kompletnie przebudować swój system elektroenergetyczny. Pomijając kwestię zniszczeń (od mniejszych elektrociepłowni, po linie przesyłowe i duże siłownie), przedwojenna wizja rozwoju sektora zakładała m.in., że nad Dnieprem powstanie kilkanaście nowych bloków jądrowych, które będą zastępowały stare reaktory. Obecnie ciężko chyba sobie jednak wyobrazić, by Ukraina mogła przeprowadzić tak skrajnie ambitny program, wymagający nie tylko dziesiątek miliardów dolarów, ale też olbrzymiego zaufania inwestorów i stabilności poltiycznej. Sytuacja ta będzie dodatkowo sprzyjała konieczności szybkiej rozbudowy mniejszych mocy wytwórczych, w tym OZE, oraz modernizacji elektrociepłowni. Proces ten będą mogły także wspierać polskie spółki.

Sytuacja wojny utrudnia planowanie – istnieją też czarne scenariusze, w których przynajmniej duża część Ukrainy będzie kontrolowana przez rosyjskie i prorosyjskie siły. Ponadto, w przyszłości może też wciąż istnieć ryzyko kolejnego konfliktu zbrojnego między Rosją a Ukrainą, co będzie zniechęcało do decyzji inwestycyjnych. Tutaj będzie potrzebne wsparcie polskiego rządu i UE, bo w strategicznym interesie Europy leży utrzymanie stabilnej i niepodległej Ukrainy.

Materiał został opublikowany dzięki współpracy Esperis Consulting z BiznesAlert.pl

Logo Esperis Consulting

Logo Esperis Consulting