Kucharska: Niemcy promują Nord Stream 2, choć kosztuje ich coraz więcej

11 lutego 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Delegacja niemiecka pod przewodnictwem Sigmara Gabriela w siedzibie Gazpromu. Fot: Gazprom

Anna Kucharska

Współpracownik BiznesAlert.pl

Europejską jedność nadszarpnął już mocno kryzys strefy euro i dramat związany uchodźcami. Wkrótce zostanie podjęta kolejna decyzja dzieląca Europę odnośnie do sankcji przeciw Rosji. Władimir Putin ochoczo i wytrwale wbija jeden klin za drugim w podzieloną Unię Europejską. Ukraina natomiast nadal walczy o pokój i perspektywy gospodarcze. W tym trudnym położeniu, w jakim znalazła się Wspólnota Europejska, niemiecki wicekanclerz i minister gospodarki, Sigmar Gabriel, promuje wysoce kontrowersyjny projekt rurociągowy.

Projekt rozbudowy Gazociągu Północnego o kolejne dwie nitki (Nord Stream 2) nie znajduje zrozumienia wśród reszty państw członkowskich UE. Gazociąg będzie omijał Ukrainę, państwa bałtyckie i Polskę, a jego przepustowość pozwoli na w zasadzie całkowite przerzucenie ciężaru tranzytu na Morze Bałtyckie, co budzi silny sprzeciw nie tylko w Europie Wschodniej. Większość państw Unii Europejskiej nie rozumie dlaczego Niemcy tak promują Gazociąg Północny, powszechnie są podważane jego cele ekonomiczne, natomiast w samych Niemczech podkreśla się zagrożenie, jakie niesie ze sobą to przedsięwzięcie dla niemieckiej reputacji odpowiedzialnego przywództwa politycznego w UE.

Cios w Unię i cele energetyczne

Jak wielkie jest znaczenie polityczne projektu Nord Stream 2, dało się zaobserwować w grudniu 2015 w Brukseli, kiedy to szefowie rządów Unii Europejskiej obradowali na temat polityki energetycznej. Włoski premier Matteo Renzi ostro zaatakował projekt. Jeszcze przed spotkaniem, siedem państw środkowo- i wschodnioeuropejskich wysłało do Komisji UE notę protestacyjną w odniesieniu do planowanej rozbudowy gazociągu.

Z perspektywy Unii są wysuwane dwa koronne zarzuty wobec projektu. Po pierwsze, z udziałami na europejskim rynku oscylującymi w okolicach 40% Rosja stałaby się największym dostawcą gazu w Unii Europejskiej. Jako drugi zarzut podnosi się argument, że Nord Stream 2 sprzeciwia się strategicznym celom unii energetycznej, co do których Unia niedawno się porozumiała. Jednym z ważniejszych celów jest dywersyfikacja źródeł energii. Ponad to państwa UE powinny stać się niezależne od rosyjskiego gazu. Jednak wraz z Nord Stream 2 rosyjski gigant gazowy Gazprom w samych tylko Niemczech podniesie wielkość swoich udziałów rynkowych z 40 do 60 procent.

Obecny komisarz ds. energii, Miguel Arias Cañete, podkreśla, że nowe połączenia będą nie tylko zwiększały zależność od jednego dostawcy, ale także ograniczały wybór dróg transportu. 80% importu rosyjskiego gazu, jak wyjaśnił Cañete przed Parlamentem Europejskim, może płynąć w przyszłości przez Morze Bałtyckie. „Dlatego Nord Stream 2 nigdy nie stanie się projektem, który leży w interesie ogólnoeuropejskim.”

Zakulisowa rola narodowych interesów

Tymczasem, jak zawsze kiedy w Unii negocjowane są kwestie energetyczne, chodzi także o interesy narodowe, które sprzedaje się pod przykrywką solidarności. Dotychczas około połowa importowanego rosyjskiego gazu płynęła przez Ukrainę, która zarabiała na opłatach tranzytowych około 2 miliardów euro rocznie. Nord Stream 2 przekreśla to źródło dochodów dla Ukrainy. Oponenci widzą w tym działaniu właściwy motyw stojący za rozbudową Gazociągu Północnego, a mianowicie chęć dodatkowej destabilizacji Ukrainy przez Moskwę. Jak cierpko zauważa niemiecki Die Zeit – Rosja znalazła dla tego celu uległego pomocnika w Berlinie.

O swoje opłaty tranzytowe martwi się także Słowacja, która dotychczas zarabiała na przesyle rosyjskiego gazu około 400 milionów euro rocznie. Z kolei Polska obawia się o przyszłość gazociągu Jamał. Natomiast Włochy najchętniej same wybudowałby rurociąg z Gazpromem.

„Kiedy dwa wielkie państwa łączą swoje siły, cierpi na tym zawsze kraj trzeci”, stwierdza dyplomatycznie słowacki premier Robert Fico. Ukraiński szef rządu Arseni Jazenjuk mówi wprost o „antyukraińskim projekcie”. Chociaż Nord Stream 2 istnieje jak dotąd wyłącznie na papierze, ukraiński koncern gazowy Naftogaz już wniósł skargę do Europejskiej Wspólnoty Energetycznej.

„Wielka gra” geopolityczna

Obrońcy Nord Stream 2 podjęli ofensywę. Mario Mehren, prezes Winershall’u, trzymałby najchętniej politykę i gospodarkę z dala od siebie. Przekonuje, że interesy gazowe są bardziej kwestią geologii niż geopolityki. Przeciw oponentom argumentuje się, że wraz z nowym połączeniem wzrośnie bezpieczeństwo dostaw. Natomiast o różnorodność źródeł energii dba się już teraz w ramach prawa dot. ochrony konkurencji.

Jednak oddzielenie rurociągów od polityki nie jest możliwe. W latach 90. wiele mówiło się o „wielkiej grze”, kiedy to USA próbowały wprowadzić na światowe rynki ropę i gaz z Morza Kaspijskiego pomijając w tym udział Rosji. Z kolei Rosja dokładała starań, by przejąć kontrolę rur eksportowych swoich małych, sąsiednich konkurentów – Azerbejdżan, Kazachstan i Turkmenistan miały nie zostać samodzielnymi eksporterami na światowych rynkach.

Żaden rurociąg ciągnący się przez wiele państw nigdy nie jest jedynie „czysto komercyjnym interesem”. Wymaga on ogromnych inwestycji, które stają się opłacalne dopiero w długoterminowej perspektywie. Co więcej, takie przedsięwzięcie dotyczy – zakłócając albo wspierając – interesów mocarzy.

Dwa scenariusze dla Europy

Zasadnicze pytanie, jakie się nasuwa, to czy Europa w ogóle potrzebuje tego rurociągu? Są na ten temat dwie przeciwstawne teorie: pierwsza wychodzi z założenia, że gaz jest kluczowym surowcem dla radykalnych zmian w polityce energetycznej (Energiewende). Kiedy wszystkie reaktory jądrowe zostaną wyłączone, potrzeba będzie więcej elektrowni gazowych. Europa będzie także produkować coraz mniej gazu samodzielnie, a więcej importować. Druga teoria zaprzecza takiej wizji twierdząc, że zapotrzebowanie na gaz będzie raczej malało, ponieważ m.in. poprzez termoizolację budynków będą one wymagały mniej ogrzewania.

Niemiecki Instytut Badań Gospodarczych (DIW) nie wyklucza żadnego scenariusza. Ekspertka DIW, Claudia Kemfert, uważa za prawdopodobne, „że zapotrzebowanie na gaz w nadchodzących dziesięcioleciach raczej ulegnie stagnacji”. Gazu jednak nie brakuje, Europa ma dostęp do niego poprzez gazociągi, LNG i nowe metody frakcyjne. Dlaczego Gazprom mimo to stawia na rurociąg Nord Stream?

Nord Stream 2 lekiem na problemy giganta

Na początku tego roku rosyjski urząd antymonopolowy zakazał państwowemu koncernowi używać sloganu „skarb narodowy” jako reklamy. W trzecim kwartale 2015 Gazprom poniósł straty w wysokości 2 miliardów rubli (w przeliczeniu: 26 milionów dolarów). W rury dla niedoszłego gazociągu South Stream rosyjski monopolista zdążył zainwestować 17 miliardów dolarów. Największy na świecie dostawca gazu cierpi z powodu spadających cen surowców na światowych rynkach, a dodatkowym obciążeniem są europejskie i amerykańskie sankcje. Jego moce eksportowe nie są w pełni wykorzystywane, a popyt na gaz z Rosji maleje. W 2016 roku Gazprom liczy się ze spadkiem swoich wpływów w Europie o 16%.

Ukraina, jeden z najważniejszych do niedawna konsumentów rosyjskiego gazu, sprowadza teraz znacznie więcej gazu z Europy. Jest to reakcja na wstrzymywanie przez Gazprom dostaw surowca na Ukrainę. Późnym latem 2014 Gazprom ograniczył także swoje dostawy do niektórych państw UE, które zaopatrywały się  z Ukrainy. Rosja ostrzegła w ten sposób Europejczyków, że konflikt z Kijowem może prowadzić do zatrzymania dostaw dla reszty Europy. Tak oto rurociągi stały się nagle całkiem geopolityczne.

Niemcy zapłacą wysoką cenę za gazociąg

Wybudowanie Nord Stream 2 oznaczałoby dla państwowego koncernu Gazprom możliwość ominięcia Ukrainy jako nieobliczalnego czynnika problemowego. W tym zasadza się polityczny cel podwodnego rurociągu. Niemcom przychodzi coraz trudniej udowadniać w swojej argumentacji inną tezę. Jeszcze w grudniu 2015 Angela Merkel próbowała zażegnać spór w Brukseli mówiąc swoim oburzonym kolegom, że Nord Stream 2 „jest przede wszystkim projektem gospodarczym”. To samo stanowisko powtarzają dyplomaci Ministerstwa Spraw Zagranicznych w czasie spotkań zagranicznych.

Sigmar Gabriel i Angela Merkel odwołują się teraz do analizy prawnej Komisji UE: czy rura biegnąca przez międzynarodowe zasoby wodne Morza Bałtyckiego może w ogóle być objęta prawem europejskim? Faktem jest, że bez udziału urzędów Unii Europejskiej budowa Nord Stream 2 przebiegałaby znacznie łatwiej.

Po wizycie w Rosji, Sigmar Gabriel przywiózł ze sobą rosyjskie zobowiązanie do tego, że Ukraina będzie zachowana jako kraj tranzytowy dla rosyjskiego gazu także po roku 2019. Jak pisze Die Zeit – jeżeli rząd federalny sprzeda Europejczykom projekt Nord Stream 2 z taką obietnicą, wówczas faktycznie zwiąże się na lata z rosyjską polityką energetyczną. Niemniej pozostanie ona trudna do przewidzenia. Pewne jest natomiast, że ten rurociąg będzie kosztował Niemców w Europie sporo politycznego kapitału.