Wyszyński: NATO nie schowało głowy w piasek w obliczu wojny i pokazało jedność (ROZMOWA)

31 sierpnia 2022, 07:30 Bezpieczeństwo

– Można powiedzieć, że atak Rosji na Ukrainę potwierdził przydatność NATO i pokazał, że w fundamentalnych kwestiach dotyczących bezpieczeństwa wspólnota atlantycka potrafi być zgodna. Choć na pewno część państw ma tutaj nieco odrębne zdanie. Jednak to nie one narzucają dziś ton politycznej debacie – mówi dr Łukasz Wyszyński z gdyńskiej Akademii Marynarki Wojennej w rozmowie z BiznesAlert.pl o kondycji NATO w dobie inwazji rosyjskiej nad Dnieprem.

BiznesAlert.pl: Jak Pan ocenia zaangażowanie NATO z perspektywy sześciu miesięcy wojny Rosji przeciwko Ukrainie?

Łukasz Wyszyński: Trzeba podkreślić, że analizowanie problemu tylko przez pryzmat sześciu miesięcy jest uproszczeniem. Nastanie kryzysu wokół Ukrainy, a potem wybuch bezpośredniej wojny, jest przejawem długotrwałego zwiększania się napięć strukturalnych w stosunkach międzynarodowych. Można powiedzieć, że napięcie to wzrasta od 2014 roku. Wiemy, że państwa NATO zdawały sobie sprawę z możliwej powtórki ówczesnego scenariusza. Jak się okazało w lutym bieżącego roku konflikt rosyjsko – ukraiński przybrał formę zdecydowanie szerszą.

Trzeba tutaj powiedzieć, że z perspektywy minionego półrocza NATO przygotowało się do konfliktu co najmniej dobrze. Po pierwsze nie dało się zaskoczyć jak w roku 2014 roku. Kiedy Rosjanie mobilizowali siły u granic Ukrainy, Sojusz dokonywał częściowej dyslokacji swoich sił na tzw. wschodnią flankę. Po drugie, zespoły okrętów państw NATO również były przebazowane w kluczowe rejony i arterie komunikacyjne. Podniesiono zatem odpowiednią gotowość, widząc co się dzieje po stronie rosyjskiej. Trzeba powiedzieć, że USA i Wielka Brytania, najprawdopodobniej już wcześniej ostrzegały sojuszników o wysokim prawdopodobieństwie inwazji. Nawet potem pojawiały się stanowiska oficjalne w mediach, że do wojny jednak dojdzie. Wiemy o działaniach mających na celu pomóc Ukrainie przygotować się do konfliktu, w postaci różnego rodzaju szkoleń i ćwiczeń. Wojska NATO po roku 2014 a jeszcze nawet wcześniej, gościły na Ukrainie. Potem na pewno intensywność wspólnych ćwiczeń i szkoleń wzrosła. Więc można powiedzieć, że NATO przysposabiało trochę Ukraińców, żeby posiadając własny sprzęt i technologię, korzystali z założeń wojskowych sojuszu i byli w stanie lepiej się przygotować.

No i dochodzimy do punktu kulminacyjnego, czyli wybuchu wojny. Tutaj uderzające jest, że jeszcze tego samego dnia, w którym rozpoczęła się inwazja, Jens Stoltenberg, najpierw sam, jako sekretarz generalny NATO, potem wspólnie z Unią Europejską, przyjęli bardzo jasne stanowisko potępiające działania strony rosyjskiej, oraz deklarujące jedność państw Paktu Północnoatlantyckiego w razie dalszej eskalacji. Jednocześnie wskazano, że Sojusz będzie prowadzić działania wspierając Ukrainę. Z perspektywy sześciu miesięcy można powiedzieć, że to wsparcie jest rzeczywistością. Uwidacznia się w wymiarze wojskowym, czyli przekazywania określonego sprzętu. Możemy zakładać, że oprócz tego Ukraina ma dostęp do wywiadowczych informacji, które NATO może jej przekazywać. Mamy wsparcie polityczne oraz wsparcie gospodarcze i finansowe. Pamiętajmy też, że to państwa sojuszu na siebie głównie przyjęły falę uchodźców, a w tym przede wszystkim Polska. To są elementy, które pokazują, że NATO było przygotowane. W momencie kiedy ten konflikt wybuchł, nie schowało głowy w piasek, nie zaczęło politycznych tarć i pokazało jedność.

Mimo tego, że jest kwestią dyskusyjną, na ile poszczególne państwa zaangażowały się we wsparcie Ukrainy, to warto zwrócić uwagę, że ta wojna zrobiła dla NATO bardzo dużo w kierunku jego konsolidacji. Udowodniła, że sojusz jeszcze będzie nam potrzebny. Do tego stopnia, że mamy obecnie trwająca procedurę akcesyjną Szwecji i Finalndii. Można powiedzieć, że ten konflikt potwierdził przydatność NATO i pokazał, że w fundamentalnych kwestiach dotyczących bezpieczeństwa wspólnota atlantycka potrafi być zgodna. Choć na pewno część państw ma tutaj nieco odrębne zdanie. Jednak to nie one narzucają dziś ton politycznej debacie.

Pojawiają się głosy, że bez dostaw zachodniej broni Ukraina może szybko upaść. W tym miesiącu nie było żadnych. Czy myśli Pan, że to może być konsekwencja kryzysu energetycznego, który mocno uderzył w Europę? Jakie będą rzeczywiste skutki odcięcia Ukrainy od dostaw broni?

Sięgając do początków tej wojny, rzeczywiście przekazywanie sprzętu było ostrożne. Mówiono głównie o tzw. broni defensywnej. W tej chwili przekazuje się już armatohaubice i czołgi. Coraz częściej mówi się o innych rodzajach uzbrojenia, które pozwalają Ukrainie nie tylko na obronę, ale także na działania zaczepne. Pomimo tego, że im w tej wojnie ewidentnie nie idzie, że ponoszą najprawdopodobniej bardzo duże straty, to zestawienie potencjałów obu stron wypada ostatecznie na korzyść Rosjan. A więc wiemy, że bez pomocy wojskowej z zachodu Ukrainie byłoby bardzo ciężko się bronić, a na pewno trudno tu mówić o kontrofensywie. O ile mamy państwa, które przekazują pomoc wojskową w największym stopniu, czyli USA, Wielką Brytanię i Polskę, to wysyłane przez nie uzbrojenie, jeżeli miałoby duże możliwości prowadzenia operacji ofensywnych, obarczone jest pewnymi ograniczeniami  w zakresie możliwego wykorzystania. Ukraina wszystkich typów uzbrojenia nie może używać w sposób zupełnie dowolny. Czy może wykorzystać je do ataku na terytorium Federacji Rosyjskiej? Najpewniej nie.

Pamiętam, że jeden z ukraińskich polityków  powiedział, że wszystkie państwa NATO przekazały Ukrainie uzbrojenie za wyjątkiem Austrii i Węgier. Czyli wszystkie państwa przekazują broń w różnym zakresie. Te, które to robią, kalkulują, ile są w stanie oddać sprzętu wojskowego, nie osłabiając swoich własnych zdolności obronnych. Trzeba pamiętać, że przekazanie tej broni spowoduje duży wzrost na rynku uzbrojenia. Zakupy będą zajmowały więcej czasu ze względu na dużą ilość zamówień. W wymiarze geopolitycznym mamy też państwa, które wspierają Ukrainę w sposób zdecydowany, jak i te, które prowadzą bardziej zachowawczą politykę. Z jednej strony chcą pokazać jedność wobec NATO, a z drugiej nie chcą być na czele grupy krajów, którą Moskwa uważa za państwa wspierające. Wydaje mi się, że zachodni politycy nie doprowadzą do tego, żeby Ukraina nie otrzymała uzbrojenia w takiej ilości, która nie pozwoliłaby jej się bronić.

Sytuacja w której Ukraina zaczęłaby przegrywać, a Rosjanie przejęliby inicjatywę i posuwali się naprzód, pozwoliłaby uznać, że cały okres udzielania wsparcia był stracony. Nie ma ryzyka, że te dostawy zostaną w taki sposób zahamowane. Zgadzam się, że musimy bacznie obserwować, na ile Ukraina będzie je otrzymywać, żeby mogła myśleć o jakichkolwiek operacjach. To jest trochę tak jak z zakręcaniem i odkręcaniem kurka z gazem w kuchence. Jeżeli dostarczymy więcej broni, Ukraina będzie chciała kontratakować. Jeżeli dostarczymy jej mniej sytuacja na froncie będzie się stabilizować. Nie wiązałbym tego mimo wszystko z sytuacją na rynku paliw energetycznych. Federacja Rosyjska gra bardzo ostro i nie chce czynić wyjątków dla państw Europy Zachodniej. Chce im pokazać, że bez rosyjskich surowców będą miały problemy z opłacalnością swojej produkcji jak i ze swoim bezpieczeństwem energetycznym.

Jak Federacja Rosyjska odczytuje obecną postawę NATO?

Można powiedzieć, że Rosja jest zaskoczona tym, że Sojuszowi udało się utrzymać jedność. Ale nie można na to patrzeć tylko w ten sposób. Jak powiedziałem na wstępie, wojna na Ukrainie to swoiste uwypuklenie napięć w strukturze międzynarodowej, które występowały już wcześniej. Do dnia dzisiejszego nie mamy jednoznacznej odpowiedzi, dlaczego Rosja zdecydowała się na wojnę. Czy to było tak, że Ukraina za bardzo zbliżyła się do zachodu?  A może zachód, głównie Amerykanie, przyciągał ją do siebie? Czy może przed Rosją stały duże problemy strukturalne związane z jej gospodarką i demografią? Czy ewentualnie był to jeszcze szerszy kontekst rywalizacji rosyjsko – amerykańskiej i amerykańsko – chińskiej? Nawet jeżeli przyjmiemy, że w każdym z tych scenariuszy jest ziarno prawdy, to Federacja Rosyjska musiała zdawać sobie sprawę, że NATO zareaguje na wojnę. Zrobi to wzmacniając siły na wschodniej flance, co było oczywiste. Ale wydaje mi się, że Rosjanie chcieli swoją inwazję zakończyć szybciej. Planowali błyskawicznie osiągnąć określone cele, co spowodowałoby, że po stronie państw sojuszu poza relokacją wojsk i deklaracjami politycznymi, mielibyśmy szybki powrót do business as usual.

Tak się nie stało, tych celów nie osiągnięto. Kijów nie został zajęty. W tej koncepcji posypało się założenie, że poza pewną manifestacją wojskową, szybko wrócimy do normalnych stosunków. Można powiedzieć, że załamała się koncepcja niemieckiej architektury bezpieczeństwa w Europie, która była budowana przy założeniu współpracy ze stroną rosyjską i zacieśnianiu z nią więzi energetycznych, przy jednoczesnym ograniczeniu roli Amerykanów. Biorąc to pod uwagę myślę, że dla Rosji działania NATO są w jakimś sensie spodziewane, ale bardzo niekorzystne. Stany Zjednoczone chcą pod swoim szyldem dokonać ponownego zjednoczenia sojuszu. Chcą zaznaczyć i wzmocnić swoją obecność wojskową i zachęcić pozostałe państwa do zwiększonych wydatków na obronność. Na tym oczywiście zarobi amerykański przemysł zbrojeniowy, ale europejskie koncerny również. Można też powiedzieć, że ziścił się najbardziej negatywny scenariusz przewidywany przez Rosjan, czego kulminacją jest trwająca akcesja Szwecji i Finlandii do NATO. Przyjęcie tych dwóch państw zmieni architekturę bezpieczeństwa na Bałtyku i zmusi Federację Rosyjską do innego myślenia o północnym kierunku zainteresowania strategicznego. Otworzy więc kolejny obszar, na którym Rosjanie będą musieli zabezpieczyć swoje interesy. Konkludując, Rosja rozczarowała się stanowiskiem NATO, trochę na własne życzenie, nie osiągając swoich celów w wojnie na Ukrainie. Jedność polityczna sojuszu została zbudowana na nowo i jest utrzymywana, a wizja polityki prezentowana przez Niemcy jest w defensywie.

Jaką Morze Czarne odegrało rolę w konflikcie?

Przyjrzyjmy się, jak wyglądały przygotowania do tej wojny po stronie rosyjskiej. Na Morzu Czarnym zostało zgromadzone ugrupowanie okrętów, które składało się z jednostek Floty Czarnomorskiej, ale także innych związków taktycznych marynarki rosyjskiej. Te siły prowadziły na akwenie wspólne manewry i zostały tam zgromadzone w dwóch celach. Po pierwsze, Rosjanie zakładali szybkie postępy w ofensywie lądowej. To znaczy, po wyjściu z Krymu miało dojść do zajęcia Chersonia i Mikołajowa, a potem Odessy. I to najprawdopodobniej było dla Rosjan kluczowe miasto, mające pozbawić Ukrainę tego, o czym zaraz powiem. Więc Siły Morskie Federacji Rosyjskiej miały dać przede wszystkim możliwość ataków rakietowych ze strony Morza Czarnego. Miała też zabezpieczyć akwen, choć wiemy, że ukraińska flota wojenna ma charakter szczątkowy. Z tego kierunku nie rozważano poważnego zagrożenia. Chodziło głównie o możliwość rażenia celów pociskami manewrującymi z morza, oczyszczając drogę rosyjskiemu lotnictwu, a dodatkowo o potencjalne wysadzenie desantu pod Odessą. Utworzyłby się wtedy kolejny front działań, jeszcze bardziej dzieląc siły Ukraińców. Do tego jednak nie doszło. Nie udało się wysadzić desantu ani zagrozić kompleksowi portów wokół Odessy.

Po drugie, Ukraina czerpała zyski z eksportu stali i jej pochodnych oraz zbóż. Transport jednego i drugiego był obsługiwany drogą morską. Przychody z handlu Kijowa były uzależnione od portów Morza Czarnego. Część portów została zdobyta przez Rosjan, jak Mariupol czy Berdiańsk, oraz wszystko co znajdowało się wokół Morza Azowskiego. Blokada morska, z którą obecnie mamy do czynienia wokół Odessy powoduje, że Ukraina po prostu dusi się gospodarczo. Wiemy, że Turcja prowadziła negocjacje i część statków może wywozić zboże. Rosjanie kontrolują jednak tą część Morza Czarnego, więc mogą trochę uchylić okno dla ukraińskiego eksportu, albo je przymknąć. To będzie miało z jednej strony znaczenie dla gospodarki Ukrainy, ale wpłynie też na ceny produktów rolnych na świecie. Będzie to odczuwalne głównie w państwach afrykańskich, które są naczelnym odbiorcą ukraińskiego zboża. To jest właśnie środek nacisku Federacji Rosyjskiej na opinię międzynarodową, zmuszając ją z kolei do wywierania nacisku na Ukrainę, żeby ta ostatecznie zdecydowała się pewne kwestie odpuścić. Po trzecie, Morze Czarne w rosyjskich dokumentach jest strategicznie ważne, ale pamiętajmy, że wrót do tego akwenu strzeże Turcja.

Z tej perspektywy ciekawy jest przypadek Wyspy Węży, która w konflikcie często zmieniała właściciela. Uważam, że jest ona o tyle ważna, że jeżeli ta wojna zakończy się albo przejdzie w stan zamrożenia, to kontrola nad tą wyspą będzie kluczowa z perspektywy NATO. Jest to miękkie podbrzusze Rumunii i Bułgarii, gdyż znajduje się blisko tych państw i ujścia Dunaju. Można tam rozmieścić instalacje wojskowe, które będą miały oddziaływanie na bezpieczeństwo sąsiednich państw oraz biegnące tamtędy szlaki żeglugowe. Podsumowując, w ostatnich sześciu miesiącach z perspektywy militarnej Morze Czarne straciło dla Rosjan na znaczeniu. Z kolei w długiej perspektywie, tj. blokady morskiej i przyduszania Ukrainy, znaczenie to utrzymało się i będzie rosnąć.

Rozmawiał Szymon Borowski

Mickiewicz: Będą incydenty, być może z udziałem terminali LNG (ROZMOWA)