Materniak: Dyplomacja nadal gra pierwsze skrzypce pomimo groźby wojny Rosji przeciwko Ukrainie

31 stycznia 2022, 07:25 Bezpieczeństwo

Ostatnie tygodnie w relacjach międzynarodowych upływają pod znakiem napięć związanych z rosyjską koncentracją wojsk w pobliżu granic Ukrainy. Mimo tego jednak, rozwój konfliktu zbrojnego nie jest przesądzony, a „pierwsze skrzypce” nadal grają dyplomaci – pisze dr Dariusz Materniak, współpracownik BiznesAlert.pl.

Bojownicy w Donbasie. Fot. Wikimedia Commons
Bojownicy w Donbasie. Fot. Wikimedia Commons

Wielka (i długa) gra Rosji

Pierwsze działania odbiegające od przyjętej w ostatnich latach (począwszy od 2014 roku) normy miały miejsce na przełomie marca i kwietnia 2021 roku: wówczas Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej rozpoczęły serię sprawdzianów gotowości bojowej. Obejmowały one przede wszystkim Południowy Okręg Wojskowy (POW), a także część sił Zachodniego Okręgu Wojskowego (ZOW), jednak ich elementem był także przerzut niektórych jednostek Centralnego Okręgu Wojskowego (COW) w pobliże ukraińskich granic. Ćwiczenia i ruchy sił w tym czasie objęły także akweny morskie: zarówno Flotę Czarnomorską jak i Flotyllę Kaspijską. 

Kolejne działania tego typu, po kilkumiesięcznej przerwie rozpoczęły się pod koniec października 2021 – równolegle z trwającym już od kilku miesięcy oraz zaostrzającym się w tym czasie kryzysem migracyjnym na granicach Białorusi z Polską oraz krajami bałtyckimi. Następnym elementem zwiększania presji było zmniejszenie przez rosyjski Gazprom wolumenu gazu ziemnego przesyłanego z Rosji do Europy Zachodniej, co postawiło pod znakiem zapytania bezpieczeństwo energetyczne krajów UE i stało się istotnym czynnikiem nacisków ze strony Moskwy. 

Przerzut sił rosyjskich – od połowy stycznia 2022 roku – jest kontynuowany aż do teraz. Rosja zgromadziła w pobliżu ukraińskich granic ok. 130 tys. żołnierzy oraz sprzęt pancerny i zmechanizowany, pozwalający na sformowanie od 40 do 60 batalionowych grup taktycznych – stosunkowo niewielkich (liczących zwykle od 600 do 1000 żołnierzy), ale bardzo mobilnych zgrupowań zdolnych do prowadzenia działań ofensywnych.

Co ważne, rosyjskie działania nie koncentrują się wyłącznie na Ukrainie. Rosyjska Marynarka Wojenna prowadzi działania szkoleniowe także na Oceanach: Atlantyckim, Spokojnym i Indyjskim, a także na Morzu Bałtyckim. Te ostatnie wzbudziły w połowie stycznia niepokój Szwecji, na tyle mocno, że doszło do alarmowego wzmocnienia garnizonu na Gotlandii – wyspie, która zdaniem wielu ocen, może stać się pierwszym celem rosyjskich działań na tym akwenie, gdyby miało dojść do konfliktu zbrojnego. 

NATO i Ukraina: gra do jednej bramki

Chociaż Ukraina nie jest członkiem NATO – i nie stanie się nim zapewne w ciągu najbliższych lat – to posiada dość silne relacje zarówno z całym Sojuszem jak i z poszczególnymi państwami, które począwszy od początku wojny z Rosją, udzielają jej pomocy wojskowej, zarówno materiałowej jak i szkoleniowej. Wśród najbardziej aktywnych państw można wskazać tutaj USA, Kanadę, Wielką Brytanię, Polskę oraz Litwę, Łotwę i Estonię. Wspomniane kraje realizowały lub realizują nadal misje szkoleniowe na terytorium Ukrainy, dostarczają też ukraińskiej armii broń i inne wyposażenie. Misje szkoleniowe są realizowane indywidualnie (jak np. szkolenia realizowane przez żołnierzy JWK dla 3 pułku Sił Specjalnych Operacji SZ Ukrainy) lub w ramach inicjatyw sojuszniczych, takich jak Joint Multinational Training Group – Ukraine w centrum szkoleniowym SZ Ukrainy w Jaworowie w obwodzie lwowskim. 

Począwszy od połowy stycznia dostawy te osiągnęły nienotowany wcześniej poziom. Wielka Brytania przekazała Ukraine 2 tys. granatników przeciwpancernych NLAW, USA – pociski przeciwpancerne Javelin i SMAW-D oraz łącznie blisko 400 ton różnego typu uzbrojenia i amunicji. Waszyngton wyraził także zgodę na dostawy na Ukrainę pocisków przeciwpancernych i przeciwlotniczych, które sprzedał wcześniej krajom bałtyckim. Dostawy uzbrojenia zadeklarowały również Czechy (4 tys. pocisków artyleryjskich o kalibrze 152mm, a w perspektywie także 122mm) oraz Kanada (w perspektywie m.in. broń strzelecką, moździerze i granatniki Carl Gustav). 

Zarówno USA jak i pozostałe kraje NATO – a także państwa spoza Sojuszu, często bardzo odległe geograficznie, np. Japonia – deklarują, iż w przypadku rosyjskiej agresji zwielokrotnią swoje działania na rzecz wsparcia Ukrainy, w tym również tego o charakterze wojskowym. W odpowiedzi na rosyjskie działania już teraz zarówno Pakt Północnoatlantycki jako całość jak i poszczególne państwa podnoszą gotowość w swoich siłach zbrojnych oraz planują realizację ćwiczeń w pobliżu granic Rosji. Ćwiczenia sił morskich mają się odbyć we wschodniej części Morza Śródziemnego oraz na Morzu Północnym (z udziałem 5 lub 6 lotniskowców i dziesiątek innych okrętów z kilkunastu państw), planowane jest także przebazowanie oddziałów z USA do Europy Środkowo-Wschodniej (analogiczne działania zapowiedziała także Francja). 

Czas dla dyplomacji

Równolegle z opisywanymi wyżej działaniami na polu stricte wojskowym, mają miejsce intensywne zabiegi dyplomatyczne mające na celu deeskalację sytuację. Ich pierwszym etapem była rozmowa prezydentów USA i Rosji 7 grudnia 2021 roku. Kolejne negocjacje odbyły się między 9 a 13 stycznia w Genewie – pomiędzy przedstawicielami USA i NATO oraz Rosji, jak również na forum OBWE, a następnie w połowie stycznia 2022 – na szczeblu szefów dyplomacji USA i Rosji (mowa o spotkaniu Anthony’ego Blinkena i Siergieja Ławrowa). 

Chociaż rozmowy ten nie doprowadziły jak na razie do zakończenia kryzysu, to błędem byłoby stwierdzenie, że nie przyniosły żadnych rezultatów. Punktem wyjścia do negocjacji są propozycje Federacji Rosyjskiej w zakresie gwarancji jej bezpieczeństwa, zakładające m.in. zobowiązanie krajów NATO do nieprzyjmowania Ukrainy i Gruzji, nieumieszczania w tych krajach sił NATO i niektórych systemów uzbrojenia, jak również rozwoju środków budowy zaufania w sferze ćwiczeń wojskowych. Co prawda stanowisko NATO jest w tych obszarach mocno usztywnione (także jeśli chodzi o utrzymywanie polityki „otwartych drzwi” w przyszłości), jednak za sukces dyplomacji należy uznać wznowienie bezpośrednich kontaktów w ramach Rady Rosja-NATO (po 2,5 rocznej przerwie), jak również powrót do prac w ramach Formatu Normandzkiego (płaszczyzny rozmów z udziałem Ukrainy, Rosji, Niemiec i Francji, mającej na celu zakończenie konfliktu w Donbasie), którego spotkanie odbyło się 26 stycznia w Paryżu – a kolejne ma mieć miejsce za dwa tygodnie w Berlinie. 

Kwestia rozwiązania konfliktu na Donbasie jest w tym układzie bardzo istotną i może mieć nieoczekiwane do niedawna zakończenie: rosyjska Duma (izba niższa parlamentu FR) skierowała do prezydenta Rosji wniosek o uznanie niezależności Republik Ludowych: Donieckiej i Ługańskiej. Decyzja w tej sprawie ma zapaść na początku lutego. Oznaczałoby to koniec rozmów ws. realizacji porozumień z Mińska, zawartych w 2014 i 2015 roku. „Uznanie dwóch samozwańczych republik przez Rosję w istocie nic nie zmieni w sensie prawnym – to de iure terytorium Ukrainy tymczasowo okupowane przez Federację Rosyjską (podobnie jak w przypadku Abchazji i Osetii Południowej w Gruzji). Oczywiście, tym ruchem Rosja chce wymusić na  Ukrainie ustępstwa, oraz utrudnić integrację z UE i NATO, choć działanie to ma to wymiar jedynie polityczny – uznanie DNR/LNR przez Kreml w żadnej mierze nie wiąże ani Ukrainy, ani społeczności międzynarodowej na gruncie prawa międzynarodowego” – komentuje taki scenariusz dr Tomasz Lachowski z WPiA Uniwersytetu Łódzkiego. 

Drogi wyjścia z kryzysu

Prawdopodobnie wstępne oceny strony rosyjskiej, zakładające poważny rozdźwięk w NATO co do kwestii pomocy Ukrainie okazały się błędne – Sojusz pozostaje zjednoczony i nie widać, by były większe rozbieżności co do zasadniczego stanowiska. Tym samym, Rosja jest zmuszona do szukania wyjścia z obecnej sytuacji. 

Agresja o dużej skali przeciwko Ukrainie jak na razie wydaje się być scenariuszem mało prawdopodobnym – Rosja nie zgromadziła potencjału sił, które byłyby zdolne wykonać taką operację, a tym bardziej nie posiada sił i środków do trwałego zajęcia czy okupacji większych obszarów ukraińskiego terytorium. Ukraińska armia prezentuje obecnie zdecydowanie inny poziom gotowości niż w 2014 roku – obecnie, nawet pomijając dostawy uzbrojenia z Zachodu, posiada własne w wielu aspektach zmodernizowane siły zbrojne, wyposażone licznie w broń przeciwpancerną (prawdopodobnie ok. 1000 własnych systemów ppanc, nie licząc dostaw zachodnich), systemy przeciwlotnicze (również poddane częściowej modernizacji; w tym S-300, także w wariancie S-300W pozwalające na przechwytywanie pocisków balistycznych i manewrujących), czy wreszcie opracowane i wdrożone w ciągu ostatnich dwóch lat pociski przeciwokrętowe „Neptun” (w służbie jest jeden dywizjon, a drugi przechodzi właśnie ostatnie testy – warto zauważyć, że jednorazowo łącznie mogą one wystrzelić salwę pocisków 28 przeciwokrętowych, co jest istotnym argumentem nawet wobec słabości sił nawodnych Ukrainy w relacji z siłami Floty Czarnomorskiej FR). 

Nie oznacza to, że ryzyko eskalacji zbrojnej nie istnieje: może dojść do ponownego wybuchu walk na Donbasie czy prób zajęcia terenów na wschodzie Ukrainy, np. Charkowa (o czym wspominał tydzień temu prezydent Ukrainy Wołodymyr Zelensky), a także do realizacji działań niekonwencjonalnych: w formie działań sił specjalnych i grup dywersyjno-rozpoznawczych, cyberataków na infrastrukturę krytyczną i podobnych. 

Stosunkowo nowym (począwszy od stycznia 2022) elementem tej gry jest Białoruś, gdzie docierają kolejne rosyjskie siły, które mają wziąć udział w manewrach pod kryptonimem „Sojusznicze zdecydowanie 2022”, zaplanowanymi w dniach od 10 do 20 lutego 2022 roku. Ćwiczenia te są nowym elementem w programie działań szkoleniowych rosyjskiej armii, a ich przeprowadzenie zostało anonsowane wcześniej (tj. w grudniu 2021) przez prezydentów Putina i Łukaszenkę. Jest to o tyle istotne, że termin tych ćwiczeń zbiega się w czasie z referendum konstytucyjnym na Białorusi, planowanym na 27 lutego 2022 roku, które może mieć bardzo rozbudowane konsekwencje polityczne dla sytuacji na Białorusi i pozycji samego A. Łukaszenki. Należy przy tym oczekiwać, że część sprzętu i żołnierzy rosyjskich pozostanie na Białorusi także po oficjalnym zakończeniu ćwiczeń – na wiele miesięcy, a być może już na stałe, jako „gwarancja bezpieczeństwa” w przypadku niespełnienia przez NATO rosyjskich wymagań dotyczących gwarancji bezpieczeństwa dla Rosji co zapowiedział już m.in. rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow – a stanowisko krajów Paktu jest tutaj dość pryncypialne. Utrzymywanie się obecnego lub zbliżonego stanu napięcia wokół ukraińskich granic jest możliwe w skali miesięcy, a nawet lat. 

Kraje zachodnie, poza dostawami broni dla Ukrainy grożą Rosji sankcjami gospodarczymi w przypadku podjęcia agresywnych działań wobec Kijowa, jak również zwiększeniem obecności wojskowej w Europie Środkowej i Wschodniej – czego poważnie obawia się Moskwa. W ramach pakietu sanacyjnego, poza uderzeniem w rosyjski system finansowy i gospodarkę, ma się znaleźć także Nord Stream 2, bez perspektywy jego uruchomienia.

RAPORT: Coraz goręcej między Rosją a Ukrainą