Mielczarski: Ciężko o import energii więc musimy zwiększać własne moce

10 lipca 2014, 11:20 Energetyka

Inwestycje w elektronergetykę są kosztowne. Czy są więc konieczne, skoro – przynajmniej teoretycznie – możemy kupić energię elektryczną zza granicy? Ekspert, prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej ma argumenty na ten temat.

– Rozwój gospodarki pociąga za sobą wzrost zużycia energii elektrycznej, jednak zapotrzebowanie na tę energię musi być zrównoważone przez produkcję krajową z dwóch głównych powodów: braku energii w krajach sąsiednich, która mogłaby być importowana do Polski oraz ograniczonych możliwości przepustowych połączeń transgranicznych. Dlatego nie ma wyboru. Musimy budować własne elektrownie i bezpieczeństwo energetyczne zapewnić poprzez inwestycje krajowe.

– Realia są następujące – przedstawia prof. Mielczarski – Polska posiada szereg połączeń transgranicznych, jednak, tak jak w większości krajów Unii Europejskiej, są one w stanie zapewnić nie więcej niż 10 proc. krajowego zapotrzebowania. Poprzez połączenie kablowe ze Szwecją można przesłać maksymalnie 600MW, co stanowi zaledwie 2,4 proc. zapotrzebowania maksymalnego w Polsce, które już obecnie osiąga wielkość 25 000MW i będzie z czasem rosnąć o około 1,2-1,5 proc. rocznie. Polska posiada również połączenia liniami wysokiego napięcia z Niemcami, Czechami i Słowacją. Chociaż suma przepustowości linii z tymi krajami wynosi około 2500MW dla importu do Polski (Słowacja – 350MW, Czechy – 400MW i Niemcy – 1800MW), to jednak ze względu na pracę połączonych systemów przepustowości są liczone dla całego przekroju Niemcy+Czechy+Słowacja i rzadko przekraczają wielkość 1000MW dla importu do Polski, a w praktyce, jak w ostatnich latach wynoszą ZERO. – A co dalej?

– Zwiększenie przepustowości na tym przekroju poprzez instalację przesuwników fazowych na liniach z Niemcami wynosiłoby około 500MW, a budowa trzeciej linii łączącej Niemcy i Polskę, która jest mało realna przed rokiem 2025-2030, zwiększyłaby tę przepustowość o około 1500MW. – mówi nasz
rozmówca – Jednak nawet zwiększenie przepustowości linii transgranicznych nie gwarantuje importu. Po roku 2022, kiedy w Niemczech nastąpi zamknięcie elektrowni jądrowych wystąpi tam brak energii i chętnie będzie widziany import z Polski. Trudny bilans energetyczny występuje zarówno w Czechach, jak i Słowacji, a więc nie można liczyć na import z tych krajów. W chwili obecnej jest czynne jedno połączenie elektroenergetyczne z Ukrainą o napięciu 220kV i przepustowości tylko 400MW. Kolejne połączenie jest nieczynne od wielu lat i chociaż po stronie polskiej jest ono utrzymywane w dobrej kondycji technicznej, to stan tej linii po stronie ukraińskiej pozostaje zagadką. Ukraina również ma problemy ze zrównoważeniem zapotrzebowania na energię elektryczną i bez olbrzymich inwestycji w nowe elektrownie, co w obecnej sytuacji gospodarczej jest mało prawdopodobne, nie będzie w stanie eksportować energii elektrycznej do Polski. Polska nie posiada połączenia elektroenergetycznego z okręgiem kaliningradzkim, a połączenie z Białorusią jest nieczynne. W okręgu kaliningradzkim występuje obecnie niewielka nadwyżka mocy – około 200-300MW i jest ona eksportowana w pewnych okresach na Litwę. Budowa elektrowni jądrowych w tym okręgu została wstrzymana i nie należy spodziewać się, że nastąpi szybkie wznowienie tej inwestycji. Budowane jest, jako priorytetowy projekt europejski, połączenie Polski z Litwą, które osiągnie w końcu 2015 roku moc 500MW, a w roku 2020 moc przesyłowa wzrośnie do 1000MW.

– Połączenie to będzie miało znaczenie głównie dla dwustronnej wymiany energii: przesył energii z Polski w godzinach niskiego zapotrzebowania i z Litwy do Polski w godzinach szczytowych – wylicza ekspert.