Mielczarski: Klimatyczne histerie

21 października 2014, 08:41 Energetyka

KOMENTARZ

Prof. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

W miarę jak zbliża się termin rozmów w Unii Europejskiej w sprawie nowego pakietu klimatycznego, polskie media przybierają coraz bardziej dramatyczne tony, do których starają się dostosować eksperci i politycy.

Rozważania dotyczą wydobycia węgla kamiennego, jego wysokich kosztów oraz konieczności subsydiów dla kopalni. Jednak liczby przeczą tego typu poglądom. W latach 2010-2012 polskie górnictwo otrzymało (Raport CASE) około 3,7 mld zł subsydiów, bez wsparcia dla emerytur, które przecież nie są kosztem wydobycia, tylko zobowiązaniem społecznym państwa. To niewiele więcej niż 1 mld zł rocznie. W tym samym okresie odnawialne źródła energii (bez współspalania) otrzymały prawie 5,5 mld zł subsydiów. Należy przy tym zauważyć, że z węgla produkuje się 20 razy więcej energii elektrycznej rocznie niż ze źródeł odnawialnych. Podatki, jakie w tym czasie wniosło polskie górnictwo od budżetu były sporo większe niż otrzymane subsydia. W okresie lat 2011-2013, również jak podaje Raport CASE, niemieckie górnictwo otrzymało ponad 23 mld zł wsparcia.

Nieraz zdarzało się w różnych krajach, że jakaś branża przytłoczona wysokimi kosztami zobowiązań społecznych, a taka jest między innymi sytuacja w polskim górnictwie, miała problemy z rentownością i trudności z reorganizacją. Przykładem może być amerykański przemysł samochodowy, który po stosunkowo niewielkiej interwencji państwa, dziś dobrze daje sobie radę na konkurencyjnym rynku. Może warto skorzystać z tych doświadczeń.

Kolejnym problemem, w który wkłada się zbyt dużo emocji jest wpływ kosztów pozwoleń na emisję CO2 na ceny energii elektrycznej i odbiorców. Koszty związane z zakupem pozwoleń są kolejnym podatkiem (pseudo VAT), który trafia do budżetu państwa. I dopóki tak będzie, wzrost cen pozwoleń i ich wpływ na ceny energii można regulować poprzez politykę fiskalną. Trzeba oczywiście chcieć. Groźny natomiast byłby pomysł utworzenia jakiegoś wspólnego unijnego funduszu, jeszcze na dodatek pod zarządem Komisji Europejskiej, na który trafiałyby wpływy ze sprzedaży pozwoleń, ale jest to mało prawdopodobne.

Polska elektroenergetyka musi odbudować zarówno zdolności wytwórcze, jak i zwiększyć moce przesyłowe. Obecne i prognozowane ceny energii elektrycznej w znacznym stopniu to ograniczają. Dlatego najważniejsze jest stworzenie stabilnych i długoterminowych systemów promocji dla inwestycji, szczególnie w nowe technologie ograniczające wpływ na środowisko. Wybór technologii jest ograniczony. Produkcja z odnawialnych źródeł energii coraz bardziej zbliża się do poziomu naruszenia stabilności pracy systemu elektroenergetycznego. Elektrownie jądrowe są w sferze pomysłu oraz podpisywania listów intencyjnych, i tak już chyba będzie przez kolejne lata. Pozostają tylko elektrownie węgla brunatnego i kamiennego, przy pewnym wsparciu gazu, o ile będzie on dostępny w ilościach dostatecznych dla energetyki systemowej. No, może pewną nadzieją są informacje ogłoszone ostatnio przez Skunk Works firmy Lockheed Martin dotyczące postępu nad fuzją jądrową, ale na efekty trzeba będzie poczekać jeszcze kilkanaście lat.

Wbrew wielu opiniom przyszłość polskiej energetyki nie zadecyduje się w Brukseli, ale w Warszawie. To od nas i podjętych przez polski rząd decyzji zależy przyszłość energetyki. Wiele krajów Unii Europejskiej, jak np. Wlk. Brytania, Hiszpania czy Włochy, a ostatnio Francja same decydują o systemach działania i finansowania energetyki, a Komisja Europejska potwierdza tylko podjęte w tych krajach członkowskich decyzje. Polscy politycy też mogą działać w podobny sposób, zamiast straszyć Unią Europejską i pakietem klimatycznym. Mamy doświadczenie sprzed kilku lat, kiedy wbrew powszechnie panującym poglądom o zakazie konsolidacji, zdecydowaliśmy się na utworzenie czterech pionowo skonsolidowanych firm energetycznych, dzięki czemu jest obecnie możliwy, chociaż ograniczony, rozwój energetyki.