Mikulska: Anchor pricing, czyli jak PGNiG zyska na umowach LNG (ANALIZA)

30 stycznia 2019, 11:30 Energetyka

Anna Mikulska z Baker Institute komentuje perspektywy rozwoju rynku LNG w Polsce po podpisaniu umów z Amerykanami.

50-ta dostawa LNG do terminalu LNG w Świnoujściu / fot. Polskie LNG

W 2018 roku Polska (a ściślej PGNiG) podpisała 6 długoterminowych umów z amerykańskimi dostawcami LNG. Umowy zawarte są na następnych 25 lat. Do 2023 są one nominalne, związane jest z obowiązującym do 2022 kontraktem jamalskim, którym Polska związaną jest z Rosją, jak i stopniowym oddawaniem do użytku obecnie powstających amerykańskich terminali eksportowych. Jednak po dodaniu LNG przesyłanego już do Polski przez Qatargas, w 2024 Polska mogłaby otrzymać do 10 miliardów metrów sześciennych gazu skroplonego.

Umowy, który podpisało PGNiG są niezwykle ważne ze względu na kończący się, niekorzystny cenowo i pod względem innych warunków, kontrakt jamalski. Przez zróżnicowanie dostawców gazu – włączając LNG (spotowe i długoterminowe oraz gaz, który ma być sprowadzany przez Baltic Pipe z Norwegii – Polska nie tylko pozyskuje wachlarz nowych dostawców, ale również lepszą pozycję negocjacyjną z każdym potencjalnym dostawcą na dostawy przewidziane po wygaśnięciu kontraktu jamalskiego. Oczywiście obejmuje to również rosyjski Gazprom.

Warto zwrócić uwagę, że umowy podpisane przez PGNiG z dostawcami amerykańskimi nie są jednorodne. Przeciwnie, są one zróżnicowane pod względem: i) długości i przeciągu lat trwania kontraktu; ii) konkretnego dostawcy: Venture Global, Cheniere, Sempra; Centrica iii) terminalu: Cacasieu Pass, Plaquemines LNG Sabine Pass LNG, Corpus Christi LNG, Port Arthur LNG; a również iv) warunków umowy.

Razem z obowiązującym już kontraktem na katarskie LNG i docelowym kontraktem na gaz norweski z Baltic Pipe wpisują się zatem znakomicie w politykę dywersyfikacji gazu w Polsce i w Europie. Co więcej, wolumeny na które opiewają te kontrakty wskazują, że po 2022 roku Polska mogłaby się teoretycznie obyć bez gazu rosyjskiego, wypełniając tym samym zapowiedzi polskiego rządu na ten temat. Teoretycznie, bo umowy te są tak skonstruowane i zróżnicowane, że pozwalają nie tylko na zapewnienie Polsce bezpieczeństwa energetycznego, ale i na elastyczność polskiej polityki importowej, a tym samym na lepsza ekonomikę importu gazu.

Jak?

Umowy LNG, które podpisał PGNiG są dwóch rodzajów:

– DES (Delivery Ex Ship)

– FOB (Free on Board)

W umowach DES ryzyko wahań kosztu dostaw podejmuje dostawca. Te, które Polska zawarła z Cheniere uznawane są za konkurencyjne cenowo – przynajmniej w porównaniu do obecnie obowiązującego kontraktu jamalskiego. Prognozy długoterminowe również wskazują na ich opłacalność. PGNiG mógł wynegocjować dobre warunki, gdyż kontrakty te nie tylko są źródłem docelowego zysku dla Cheniere, ale również ugruntowują opłacalność planowanego terminala, a tym samym przyczyniają się do gwarancji jego budowy.

Polska dzięki szybkiemu działaniu zyskała swoistego rodzaju „anchor tenant pricing.” To tak jak sytuacja, w której można uzyskać lepsza cenę kupując mieszkanie od developera, gdy budynek mieszkaniowy jest na etapie planowania i developer potrzebuje „masy krytycznej” potencjalnych klientów aby projekt był rentowny i rzeczywiście ruszył. Czasem takie mieszkania mogą być nawet kupione po kosztach (a nawet poniżej). Ceny są zazwyczaj znacznie wyższe dla osób kupujących mieszkania po wybudowaniu budynku i to na nich zazwyczaj zarabia developer.

W przypadku umów FOB, to na importującego spada ryzyko związane z transportem. Jednak ponieważ kupujący przejmuje kontrolę nad ładunkiem po przesyle na metanowiec, może on swobodnie („free on board”) dysponować gazem, tzn. w przypadku PGNiG może wysłać go na rynek polski bądź, jeżeli rynek ten jest nierentowny, czy w danym czasie nie potrzebuje dostępu do gazu, PGNiG może uwolnić ładunek i sprzedać go na inny rynek w tzw. transakcji spotowej. Dodatkowo PGNiG może również dokonać arbitrażu, i np. sprzedać gaz FOB na innym rynku jeżeli w Polsce można gaz uzyskać taniej z innego źródła.

Zatem umowy DES dają pewną podstawę co do gwarantowanych dostaw i bezpieczeństwa energetycznego a umowy FOB dopełniają to bezpieczeństwo energetyczne (mogą być w każdy momencie dostarczone do Polski), ale przy tym podnoszą rentowność przedsięwzięcia poprzez elastyczne warunki dostaw.

Co to znaczy dla Polski?

1) Najbardziej ogólnikowo: dzięki umowom PGNiG z USA (a także z Katarem i Norwegią) Polska będzie bardziej bezpieczna energetycznie: cenowo i geopolitycznie.

2) Zróżnicowanie dostawców, warunków umów i elastyczność tych umów nie tylko pogłębia bezpieczeństwo energetyczne, ale również jest korzystne ekonomicznie: podnosi rentowność zakupów gazu umożliwiając arbitraż.

3) Jeżeli zrealizowane zostaną wszystkie podpisane przez PGNiG umowy na LNG oraz Baltic Pipe, przy coraz szerszym udziale na rynku umów spotowych, Polska rzeczywiście nie będzie musiała kupować gazu z Rosji.

4) To, że Polska nie będzie musiała kupować gazu z Rosji nie znaczy jednak, że nie będzie mogła czy, że nie powinna go kupować. Wobec dywersyfikacji rynku i elastyczności dostaw, Polska uzyska bardziej uprzywilejowane stanowisko w potencjalnych negocjacjach z Gazpromem na dostawy po 2022 roku. Wiadomo, że gaz rosyjski może być konkurencyjny cenowo ze względu na niskie koszty wydobycia i przesyłu. Wiadomo też, że Rosja będzie walczyć o rynek europejski. Polska może to wykorzystać, nie tylko po to aby uzyskać niskie ceny, ale również po to, aby uzyskać korzystne warunki przesyłu, np. co do „take-or-pay” albo ustalonego miejsca odbioru, indeksowania ceny do hubów zamiast do ropy naftowej, czy możliwością renegocjowania umów w trakcie ich trwania jeżeli warunki cenowe etc. na rynku się zmienią? Tutaj oczywiście pomagają bardzo wcześniej wspomniane umowy FOB, czyli gaz który może, ale nie musi trafić do Polski.

5) Ponieważ ewentualne dostawy gazu rosyjskiego po 2022 będzie można będzie zastąpić przez transakcje spotowe bądź skierowanie do Polski wolumenów FOB, Rosja straci przewagę nie tylko ekonomiczną ale i geopolityczną.

6) Dywersyfikacja poprawia pozycję negocjacyjną Polski nie tylko wobec Rosji, ale również wobec innych dostawców.

7) Co do utworzenia hubu gazowego w Polsce: jest to na razie kwestia dość odległa ze względu na: i) wzrastający popyt krajowy i prognozy dalszego wzrostu związane z gazyfikacja kraju, rynkiem mocy i ciepłownictwa; ii) możliwości importowe, szczególnie jeżeli chodzi o LNG wolumeny są ograniczone (po rozbudowie terminal w Świnoujściu do 7,5 mld m sześc.). Jednak jak na razie przynajmniej istnieje opcja współpracy z sąsiadami Polski jak Ukraina, Czechy czy Słowacja, które nie maja dostępu do własnego terminala importowego LNG a są i będą zainteresowane dywersyfikacją dostaw. Nie należy zapominać, że choć terminal w Świnoujściu jest obecnie rozbudowywany do 7,5 mld m sześc. zdolności przeładunkowych to istnieje możliwość jego dalszej rozbudowy do około 10 miliardów m sześc., o ile taka rozbudowa będzie opłacalna (pod względem zysku i sytuacji geopolitycznej). Dodatkowo będzie na to potrzeba więcej czasu.

Podsumowując, umowy podpisane przez PGNiG są dowodem na świetne zorientowanie zarządu firmy w sytuacji na rynku gazu nie tylko w Europie, ale i na świecie. Ich zróżnicowanie jest wyrazem wyrafinowania i daje Polsce szansę na lepszą pozycję negocjacyjną i lepsze warunki umów na gaz, wliczając potencjalne umowy z Rosja. Dodatkowo, wczesne przystąpienie do umów z firmami amerykańskimi daje Polsce swego rodzaju „anchor pricing”: potencjalne korzyści cenowe jeżeli chodzi gaz z obecnie planowanych terminali eksportowe LNG w USA. Przy tym dywersyfikacja i elastyczność umów pomaga na ostre zredukowanie możliwości wykorzystania przepływów gazu do celów geopolitycznych.

Dodatkowo pojawiają się głosy co do wagi umów LNG w zacieśnianiu współpracy z państwem czy administracją USA. Tutaj jednak trzeba uważać, aby ich nie przecenić. Należy pamiętać, że w odróżnieniu od PGNiG czy Gazpromu, amerykańskie firmy nie są przedstawicielami USA ani polityki energetycznej rządu amerykańskiego. Są firmami prywatnymi i jako takie kierują się zyskiem. Oczywiście każda dodatkowa aktywność firm amerykańskich na rynku polskim będzie sprzyjała lepszym kontaktom dyplomatycznym. W sektorze energii zapewne będzie to miało dodatkowy wydźwięk ze względu na wsparcie dla eksportu energii jakie płynie od obecnej administracji. Jednak ponieważ mamy do czynienia z firmami prywatnymi umowy LNG nie są bezpośrednim wskaźnikiem zaangażowania USA w sprawy polskie. Raczej są one wskaźnikiem ze firmy amerykańskie uważają Polskę za atrakcyjny rynek i PGNiG za atrakcyjnego partnera.

Jednak zdecydowana większość amerykańskiego eksportu LNG będzie przesyłana do Azji. Dodatkowo bardzo mocne poparcie dla eksportów energii ze strony amerykańskiej administracji nie jest dane. Zaangażowanie rządu USA będzie zależeć od tego kto stoi na czele tej administracji. Obecnie jest to Donald Trump, ale nie możemy mieć pewności kto będzie na jej czele po następnych wyborach w roku 2020 a już na pewno nie możemy być pewni jaka administracja i jakie priorytety będą kierować amerykańska polityka zagraniczna w latach trzydziestych czy czterdziestych XXI wieku.