Mikulska: Dzięki umowom na dostawy gazu z USA, PGNiG wchodzi do Ligi Mistrzów LNG

29 czerwca 2018, 08:00 Energetyka

PGNiG dołącza do grupy zaufanych partnerów, takich jak BP, Shell, Edison, Galp, KOGAS. Udział tych firm w obu projektach zwiększa wiarygodność inwestycji. Aby być wiarygodnym partnerem i graczem na rynku, PGNiG musi brać udział w takich transakcjach. Ważne jest już samo zawarcie umowy – powiedziała w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl dr Anna Mikulska z Centrum Badań Energetycznych Baker Institute for Public Policy na Rice University w Houston.

Articic Voyager. Fot. Gaz- System
Articic Voyager. Fot. Gaz- System

Czy rezerwacja przepustowości terminalów w USA, które nie mają jeszcze decyzji środowiskowej i zgody Departamentu Energii na przesył surowca do krajów bez umowy FTA, może wydawać się ryzykowna?

Przede wszystkim myślę, że PGNiG należą się gratulacje odnośnie podpisanych kontraktów. Oczywiście ryzyko jest zawsze. Natomiast trzeba zwrócić uwagę na to, że eksport LNG w Stanach Zjednoczonych ma poparcie i to po obu stronach sceny politycznej. Należy podkreślić, że obecnie funkcjonujące terminale dostały wszystkie zgody jeszcze za administracji Baraka Obamy i demokratów.

Obecna administracja wypowiada się bardzo zdecydowanie na temat wspierania amerykańskiego sektora energetycznego i uwolnienia pełnego potencjału energetycznego USA. Dlatego raczej nie spodziewałabym się problemów ze zgodami środowiskowymi, nawet jeżeli chodzi o kraje non-FTA (Free Trade Agreement). Proszę zauważyć, że obecna administracja nie wspomina wiele o eksporcie LNG w kontekście merkantylizmu. Mimo nacisków ze strony różnych, gazochłonnych gałęzi przemysłu, nie widzieliśmy ruchów, które wskazywały by na to, że administracja dąży do ograniczenia eksportu do krajów FTA, ani do non-FTA.

Proszę także zwrócić uwagę na wypowiedzi amerykańskich polityków, wskazujących na poparcie ze strony obu partii w Kongresie, który widzi w eksporcie LNG ważny element gospodarki USA.
Także obecna administracja zdecydowanie opowiada się za uwolnieniem potencjału eksportowego, zwracając się bezpośrednio o usprawnienie wydawania pozwoleń, nie tylko zgód amerykańskiego Departamentu, ale również Federal Energy Regulatory Commission, udzielającego zgód środowiskowych.

Czy Amerykanie nie obawiają się, że rosnący eksport LNG przełoży się na wzrost cen w kraju?

Widać ogromne zainteresowanie ze strony Azji, przede wszystkim Chin. To powoduje lekkie podwyższenie cen i przekłada się na rosnącą podaż gazu na rynku amerykańskim, a tym samym zainteresowanie tzw. „drugą falą LNG”. Taki trend został przewidziany przez badania w naszym centrum dokładnie na 2019 rok.

Amerykańskie wydobycie gazu rośnie i wzrost jest na tyle duży, że krajowy rynek nie będzie go w stanie skonsumować. Dlatego znaczna jego część będzie przeznaczona na eksport. Wyższe ceny ropy i zwrócenie uwagi na emisję metanu także spowodują zainteresowanie firm „wychwytywaniem gazu”, który stanie wartością dodaną do wydobycia ropy.

Czy na tle innych koncernów w Europie decyzja PGNiG nie wydaje się zbyt odważna?

Trzeba dodać, że PGNiG dołącza do grupy zaufanych partnerów, takich jak BP, Shell, Edison, Galp, KOGAS. Udział tych firm w obu projektach zwiększa wiarygodność inwestycji. Oczywiście będą i problemy, takie jak wyjście z projektu Port Arthur LNG australijskiej firmy Woodside, ale z tym należy się zawsze liczyć. Jednak, aby być wiarygodnym partnerem i graczem na rynku, PGNiG musi brać udział w takich transakcjach. Ważne jest już samo zawarcie umowy.

Wspomniała Pani o rynkach azjatyckich. Czy widmo wojny handlowej nie przełoży się na ograniczenie rozwoju tego rynku?

Myślę, że obecnie większym problemem dla amerykańskiego sektora gazowego mogą być ewentualne, negatywne skutki merkantylistycznego podejścia do importu i potencjalnej „wojny handlowej”, zwłaszcza jeżeli rozszerzy się ona na ten rynek. Obecnie ceny stali rosną i będą mieć wpływ na koszty wydobycia czy przesyłu. Na razie Chiny wyłączyły LNG z ceł, ale jeżeli wojna rozszerzy się, może ucierpieć sektor energii w USA, również ze względu na chęć inwestycji ze strony firm krajowych i zagranicznych. Możliwości eksportu gazu czy ropy naftowej do innych krajów wydaje się niepewna. Nie wiadomo również, czy taki eksport będzie obciążony cłem, a zatem czy będzie konkurencyjny.

Porozumienie z dwiema firmami ma charakter wstępny. Od czego będzie zależało, czy dojdzie ono do skutku? Zwykle przy takich transakcjach kluczowe pytanie dotyczy ceny. Czy już teraz można określić, jaka będzie cena za 5 lat? Od jakich zmiennych będzie uzależniona?

Liczba czynników, od których zależeć będzie czy umowy dojdą do skutku jest ogromna. Prawdą jest również to, że bardzo trudno jest przewidzieć, jak będą kształtować się ceny gazu. Będzie to zależeć oczywiście od popytu i podaży, od postępu technologicznego i kosztów w zakresie wydobycia gazu, skroplenia, czy cen transportu. Czy uruchomione zostaną inne złoża, gdzie surowiec można będzie wydobyć metodami niekonwencjonalnymi? Gdzie będą się one znajdować? To otwarte pytania.

Ważna jest choćby pogoda. Zdarzenia takie jak Fukushima też będą miały wpływ na ceny. Jednak, ponieważ rynek gazu jest coraz bardziej płynny i ma coraz większą liczbę dostawców, powinniśmy zauważać, że wahania cenowe będą mniejsze. Większa liczba dostawców, którzy mogą dostarczyć gaz na wiele innych sposobów pomoże w stabilizacji rynku oraz cen i zmniejszy jego wahania.

Powstaje pytanie czy decyzja PGNiG wpłynie relacje spółki z Gazpromem?

Poza kwestią tego czy inwestycje na pewno powstaną i kiedy dokładnie, decyzja PGNiG jest bardzo mądrym ruchem, jeżeli chodzi o relacje z Gazpromem, a także innymi, potencjalnymi dostawcami gazu. Oba kontrakty zaczynają się po zakończeniu kontraktu z Gazpromem. Poprzez podpisanie kontraktów z US LNG, PGNiG wysyła ważną wiadomość, dając Polsce o wiele lepszą pozycję negocjacyjną w stosunku do Gazpromu, oczywiście jeżeli Polska zdecyduje się na jakiekolwiek dostawy z Rosji po wygaśnięciu obecnej umowy. Obecnie Polska sygnalizuje, że kolejnych umów z Gazpromem nie będzie. Podpisanie kontraktów z dostawcami z US LNG, uwiarygadnia takie stanowisko. Jest ono też sygnałem dla inwestycji takich jak np. Nord Stream 2, że nie mogą liczyć na Polskę, jako odbiorcę gazu, toteż ryzyko takich inwestycji co do ich nierentowności wzrasta.

A czy, nawet jeżeli Polska zdecyduje się na dostawy od Gazpromu czy innych graczy, nowe kontrakty z USA mogą wyznaczyć cenę minimalną?

Myślę, że warto tutaj zaznaczyć, że ustawienie takiej „pozycji negocjacyjnej” ze strony Polski jest bardzo ważne. Co natomiast stanie się w przyszłości? Dostawy gazu z Rosji nie stanowiłyby problemu, gdyby nie stały się narzędziem geopolityki. Mając innych dostawców, gotowych do dostarczenia gazu, Polska ma lepszą pozycję do tego, aby skorzystać z gazu rosyjskiego, ale tańszego, o ile tylko nie będzie od niego uzależniona. Posiadanie terminalów LNG, Baltic Pipe, połączeń z sąsiadami jak np. z Litwą jest zatem ogromnie ważne.

PGNiG mówi o porozumieniu dotyczącym 5,5 mld m3 gazu rocznie. Łącznie z umowami z Katarem daje to 8,2 mld m3. To więcej niż terminal LNG w Świnoujściu po rozbudowie. PGNiG stanie się globalnym traderem LNG?

Myślę, że zaangażowanie w globalny handel byłoby korzystne dla PGNiG. Pozwoliłoby na rozszerzenie działalności w oparciu o reguły konkurencji i potencjalnie zliberalizowałoby warunki rynkowe również w Polsce, co pomogłoby krajowi w dążeniu do stworzenia hubu LNG. Ponadto, jeżeli są takie możliwości, to dlaczego nie rozszerzyć potencjału LNG nawet dalej? Na przykład przez rozbudowę terminalu w Świnoujściu, pływający terminal, który jest znacznie tańszy, czy małotonażowe LNG. Może pojawią się nowi gracze na rynku? Tak jak mówiłam w moim wystąpieniu na Gazterm, większa liczba uczestników na rynku niekoniecznie musi oznaczać straty dla przedsiębiorstw państwowych. Jeżeli rynek ten, dzięki liberalizacji, stanie się o wiele większy, wszyscy mogą na tym skorzystać.

Rozmawiał Bartłomiej Sawicki