Milczanowski: Związek Trump-Merkel ma przyszłość

10 kwietnia 2017, 12:30 Bezpieczeństwo

Atak amerykański na bazę lotniczą w Syrii to w moim odczuciu element nowego otwarcia USA. Plany resetu zostały znacznie szybciej zweryfikowane niż w przypadku Baracka Obamy, który realizował wokół tego cały medialno-polityczny spektakl, wskutek czego nie mógł się już później łatwo wycofać. To, co jest wadą Donalda Trumpa – jego impulsywność – w tej kwestii stała się zaletą, bowiem w polityce międzynarodowej na najwyższym szczeblu czasem trzeba zdecydowanych gestów – mówi portalowi BiznesAlert.pl doktor Maciej Milczanowski, dyrektor Centrum Zimbardo ds. Rozwiązywania Konfliktów w Instytucie Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.

Fot.: Wikipedia, Biały Dom

Ostrzelanie bazy Al-Szajrat nie miało wielkiego znaczenia militarnego. Nie zmieniło też sytuacji strategicznej, ale wpłynęło na kształtowanie uwarunkowań geostrategicznych dla Stanów Zjednoczonych. Był to wyraźny sygnał nie tylko dla reżimu syryjskiego i dla Rosji, ale też z pewnością jest on drobiazgowo analizowany w Pjongjang, Pekinie, Teheranie, a także Berlinie, Kairze, Rijadzie, Ankarze i wielu innych stolicach kluczowych dla rozgrywek geopolitycznych.

Widzieć większy obrazek

Tego typu zdarzenia są często bagatelizowane przez analityków czy polityków niewidzących większego obrazka, co jest elementem myślenia strategicznego. Po tym wydarzeniu przywódcy w Północnej Korei muszą brać pod uwagę scenariusz związany z Hard Power USA, jakkolwiek dziś zapewne atak na to państwo nie jest celem USA. Jednakże samo branie pod uwagę innych scenariuszy niż Soft Power zmienia uwarunkowania dla planowania strategicznego. Inaczej też USA będą postrzegane przez Chiny, wobec których USA wysyłają wiele pojednawczych gestów kontrastujących z wypowiedziami Donalda Trumpa – kandydata na prezydenta z czasów kampanii wyborczej.

Ważnym wydarzeniem jest ponowienie zaproszenia z Kremla dla kanclerz Angeli Merkel. Wiadomo, jak pani kanclerz została potraktowana w Waszyngtonie, jednak niedawno z rozpaczą w głosie mówiła ona o Putinie, że jest jakby z innej planety. Teraz z pewnością jej poczucie odrealnienia rozszerzyło się na USA, ale przecież pani kanclerz jest politykiem pragmatycznym do bólu. Z pewnością będzie się starała w tej przestrzeni między dwoma „szaleńcami” budować relacje, które będą zmierzały do rozładowania napięć geopolitycznych, przynajmniej Europie.

Niezwykły potencjał

Wielu obserwatorów życia politycznego z perspektywy strategicznej (w tym piszący te słowa) od dawna uważa, że strategia, w której USA i UE nawzajem by się uzupełniały i współpracowały geopolitycznie, stworzyłaby niezwykły potencjał, który tak rozumianemu Zachodowi przyniósłby wielkie korzyści polityczne, zaś partnerom (i ewentualnie przeciwnikom) kazałby się liczyć z taką siłą. Gdyby taka strategia powstała, można by inaczej analizować działania Trumpa i Merkel. O ile z pewnością nie ma takiego myślenia w warstwie oficjalnej, to jednak być może powstają obecnie zręby takiego planowania strategicznego w Pentagonie. Mogą o tym świadczyć wizyty generała Jamesa Mattisa, który od pierwszego dnia urzędowania odbył wiele podróży, pojawiając się w marcu na bardzo ważnej dla bezpieczeństwa europejskiego konferencji w Monachium. Ci, którzy ustawili się w kolejce do rozmowy z nim w czasie tej konferencji, mają dziś dla USA duże znaczenie. Ci, którzy nawet się o to nie starali, przesuwają się na własne życzenie na margines wielkiej polityki.

Państwa kluczowe

Jestem przekonany, że przedstawiciele administracji USA rozmawiali z najbliższymi sojusznikami o reagowaniu na różne wydarzenia w dziedzinie bezpieczeństwa (w tym reakcję na użycie broni chemicznej), przed którymi USA przestrzegają, ponownie wczuwając się w rolę światowego policjanta. Pamiętajmy też, że nie tylko potężne państwa mogą aspirować do kręgów decyzyjnych. Przede wszystkim powinny to robić państwa kluczowe dla bezpieczeństwa światowego, a za takie uznał Polskę Zbigniew Brzeziński już przeszło 20 lat temu w swojej książce „Wielka szachownica”. Nie twierdzę, że jest to wpływ decydujący, ale sam udział jest sprawą fundamentalnie ważną dla aktora stosunków międzynarodowych. Stąd tak ważna jest wiarygodność państwa w oczach sojusznika, kontynuacja polityki bezpieczeństwa (nawet jeśli nie „lubi” się poprzedniej administracji) i rozbudowywanie potencjału obronnego.