Musiałek: Po co nam NOKE?

24 września 2013, 09:55 Energetyka

KOMENTARZ

Paweł Musiałek

Klub Jagielloński

Wciąż nie zakończył się spór między Ministerstwem Gospodarki i Ministerstwem Skarbu Państwa o kontrolę nad Narodowym Operatorem Kopalin Energetycznych. Dobrze, że sprawa wciąż jest w toku. Nie jest bowiem za późno, aby całkowicie zrezygnować z tego nietrafionego pomysłu. Nie tylko nie rozwiąże on żadnego problemu, ale dodatkowo może zniechęcić firmy do poszukiwań gazu łupkowego w Polsce.

Idea powołania nowej spółki, która wzorem swoich odpowiedników w Norwegii i innych państwach partycypowałaby we wszystkich koncesjach węglowodorowych zrodziła się z dwóch powodów. Po pierwsze NOKE poprzez bezpośredni udział w koncesjach na poszukiwanie gazu niekonwencjonalnego przydzielonych innym podmiotom miał pełnić funkcję kontrolną, a więc sprawdzać czy złoże jest właściwie eksploatowane. Po drugie spółka miała czerpać zyski z tytułu roli inwestycyjnej, co ma stanowić dodatkową korzyść dla Polski. Tak motywowane powołanie NOKE powoduje, że nie rozwiąże ona żadnego realnego problemu. Wręcz przeciwnie, będzie jedynie zniechęcać i tak już umiarkowanie optymistycznych inwestorów.

Przede wszystkim NOKE będzie dublować funkcje kontrolne, które dziś są przydzielone różnym urzędom. Do najważniejszych należy z pewnością ministerstwo środowiska, które przydziela koncesje i ma prawo je także odebrać jeśli koncesjonariusz nie będzie wywiązywał się ze swoich obowiązków. Oczywiście powszechnie znany jest problem konstrukcji przydzielonych już koncesji, które nie zawierają ścisłego harmonogramu i pozwalają spółkom na „wyścig żółwi”, w którym jedna przygląda się drugiej po to, aby mieć jak najwięcej informacji przed przystąpieniem do prac geologicznych i w ten sposób zminimalizować ryzyko porażki. Niemniej, aby to poprawić należy bardziej precyzyjnie spisywać koncesje oraz lepiej egzekwować zobowiązania. Do tego nie jest potrzebna nowa instytucja, ale poprawa funkcjonowania tych już utworzonych. Poza Ministerstwem Środowiska należy wymienić przede wszystkim kontrolowany przez MŚ Państwowy Instytut Geologiczny oraz Wyższy Urząd Górniczy.

Drugi argument na rzecz powołania NOKE również jest nietrafiony. Korzyści dla państwa z tytułu eksploatacji surowców do niego należących można osiągać za pomocą innych metod. Podstawowym narzędziem jest przede wszystkim podatek, a ściślej cały system podatkowy. Ustawa o opodatkowaniu węglowodorów zakłada bowiem różnego rodzaju opłaty, jakie koncesjonariusz będzie ponosił, gdy zacznie wydobywać surowiec. Jeśli okaże się, że zyski firm wydobywczych będą pozwalały na dodatkowe obciążenie, wówczas można podatek podnieść. Ponadto nie należy zapominać, że dużą część polskich koncesji posiadają polskie spółki kontrolowane przez Skarb Państwa. W dodatku to one wykazują dotychczas najszybsze tempo poszukiwań. Ich ewentualne zyski należy traktować jako zwiększenie zasobności skarbu państwa. Nawet jeśli ewentualne zyski nie zostaną przeznaczone na dywidendę, to zostaną spożytkowane na niezbędne dla Polski inwestycje.

W ostatnim przedstawionym projekcie nowelizacji Prawa górniczego i geologicznego z sierpnia spotykamy korzystniejsze dla inwestorów propozycję funkcjonowania NOKE, w tym określenie maksymalnego udziału zysków Operatora na poziomie 5%, a więc proporcjonalnie do kosztów. Ponadto w projekcie zmieniono także inny mocno krytykowany przez branżę wydobywczą zapis dotyczący znaczenia głosu Operatora w podejmowaniu decyzji przez strony umowy o współpracy. W pierwotnej wersji NOKE miał prawo weta wobec pozostałych stron. Uznano, że jest to zbyt duża ingerencja w działania firm wydobywczych i zmieniono to uprawnienie na prawo zastrzeżenia, którego zasadność będzie rozstrzygać organ koncesyjny, czyli Ministerstwo Środowiska. Niemniej przedstawione zmiany jedynie zmniejszają negatywny wpływ powołania NOKE. Pomijając fakt zwiększenia biurokracji, co będzie generować dodatkowe koszty administracyjne dla polskiego podatnika, udział NOKE w każdej koncesji zmniejsza jej atrakcyjność dla potencjalnych inwestorów. Konieczność negocjacji wysokości udziałów Operatora, a następnie konieczność uzgadniania wszystkich decyzji na koncesji będzie zwiększało i tak ogromne przeładowanie prawno-regulacyjne spoczywające na inwestorach i bezzasadnie krępowało ich działania.