Fedorska: Elektromobilność w Niemczech, czyli bieg z przeszkodami

8 października 2019, 07:30 Energia elektryczna

Zawarte w najnowszym kompromisie rządowym plany przewidujące milion ładowarek na terenie Niemiec do 2030 roku wydają się bardzo ambitne. Pokazują też dużą determinację, z jaką niemiecki rząd podchodzi do kwestii związanych z popularyzacją e-mobilności. Jednak eksperci nie szczędzą krytyki – pisze Aleksandra Fedorska, współpracownik BiznesAlert.pl.

BMW na impact'17, fot. BiznesAlert.pl

Elektromobilność po niemiecku

Niemiecki skarb państwa dopłaca do kupna nowego samochodu elektrycznego 4000 euro, o ile cena pojazdu nie przekracza 60 000 euro. Mimo szeroko zakrojonych subwencji oraz ulg podatkowych dla samochodów elektrycznych w Niemczech jest ich tam obecnie tylko nieco ponad 31 000. Celem niemieckiego rzędu jest milion samochodów elektrycznych do 2030 roku.

Szef koncernu EON, Johannes Teyssen, powiedział wprost, że to przedsięwzięcie jest nierealne i zbędne. Większość stacji ładowania jest deficytowa. Ekspert z koncernu EON do opłacalnych zalicza tylko pewną liczbę stacji ładowania położonych blisko autostrad oraz na terenie Berlina i Monachium.
– Nawet jeśli po Niemczech będzie jeździło 10 milionów samochodów elektrycznych, to większość z miliona stacji ładowania będzie nieopłacalna – mówi ekspert z EON, zwracając uwagę na to, że opłacalna stacja musiałaby pracować nieprzerwanie przez 2–4 godziny na dobę, co jest iluzoryczne w regionach oddalonych od autostrad i miast. Tym bardziej, że koszty budowy i instalacji najmniejszych stacji 20 kW wynoszą 5000 euro. Bardziej zaawansowane i szybsze 50 kW kosztują 40 000 euro, a te najnowszej generacji 150–175 kW aż 100 000–120 000 euro.

Christopher Burghardt, który kieruje amerykańską firmą Chargepoint w Europie, zwraca uwagę na szczególną sytuację na niemieckim rynku e-mobilności, na którym ponad 80 ponad samochodów elektrycznych doładowywanych jest w domach i mieszkaniach prywatnych właścicieli, a nie w przestrzeni publicznej. Niemiecki rząd chce to zmienić i wprowadzić regulacje ustawowe, które zobowiążą wszystkie konwencjonalne stacje paliw do zainstalowania na swoim terenie stacji ładowania dla samochodów elektrycznych.

Aktualne statystyki dotyczące liczby stacji ładowania są niespójne, co może być spowodowane dynamicznym rozwojem tej oferty w Niemczech oraz nieścisłościami co do definicji, czym jest stacja ładowania, a czym punkt ładowania. Stacja może składać się z jednego lub kilku punktów ładowania.
Związek Gospodarki Energetycznej i Wodnej (BDEW) twierdzi, że w Niemczech liczba publicznie dostępnych punktów ładowania wynosi 20 700. Oznaczałoby to, że przez ostatni rok liczba takich stacji zwiększyła się o 50 procent. Dane statyczne z trzeciego kwartału 2019 roku mówią o 16 732 stacji ładowania w porównaniu z 11 594 w trzecim kwartale ubiegłego roku. Rozbieżność podawanych liczb może być także interpretowana jako wzrost ilości punktów ładowania, a nie koniecznie stacji ładowania.

Nowo budowane stacje mogą być wyposażane w więcej punktów ładowania niż obecnie istniejące. Niemiecki rynek jest pod tym względem zdominowany przez regionalnych operatorów, którzy na swoim terenie mają stacje ładowania, takich jak chociażby Stadtwerke Frankfurt (Oder) we Frankfurcie nad Odrą.

Rewolucja na barkach społeczeństwa

Jednocześnie wzrasta znaczenie międzynarodowych firm, takich jak Be-Emobil lub Chargepoint, które specjalizują się w obsłudze ładowarek. Holenderski Be-Emobil rośnie obecnie w siłę w regionie Berlina, a amerykański Chargepoint współpracuje od 2017 roku na niemieckim rynku e-mobilności z Daimler Benz. Takie firmy nie interesują się deficytowymi stacjami, więc ich budowa i eksploatacja spada na barki małych spółek z wysokim udziałem miast lub powiatów, takich jak na przykład  Stadtwerke Frankfurt Oder). Cenę zapłaci niemiecki konsument, podobnie jak dzieje się to w przypadku Odnawialnych Źródeł Energii.