Perzyński: Niemcy mają coraz większy ból głowy z budową terminali LNG

14 grudnia 2022, 07:35 Energetyka

Zgodnie z zapowiedziami przedstawicieli rządu, priorytetem Niemców po inwazji Rosji na Ukrainę miało być uniezależnienie się od dostaw gazu ze wschodu. Chociaż na połączenie z Gazpromem nalegały rządy Angeli Merkel i do pewnego momentu Olafa Scholza, to wybuchy na gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 skłoniły ich do śmielszych poszukiwań nowych źródeł. Przyczynić miały się do tego pływające terminale LNG, których opóźnienia mogą pokrzyżować Niemcom plany – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

FSRU na Litwie. Fot.Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl
FSRU na Litwie. Fot.Bartłomiej Sawicki/BiznesAlert.pl

Infrastruktura LNG w Niemczech

Po sabotażach na gazociągach Nord Stream 1 i Nord Stream 2 Berlin otrzeźwiał, jeśli chodzi o mrzonki ewentualnej współpracy z Rosją w sprawie dostaw taniego gazu na potrzeby transformacji energetycznej, czyli tzw. Energiewende. Dlatego nasz zachodni sąsiad potrzebował znaleźć nowych dostawców surowca, i to jak najszybciej. Rozmowy między Niemcami a różnymi potencjalnymi dostawcami gazu zaowocowały podpisaniem dwóch umów pomiędzy Qatar Energy a amerykańską firmą ConocoPhillips w celu eksportu skroplonego gazu ziemnego do Niemiec na co najmniej 15 lat od 2026 roku. Chociaż niemiecki minister gospodarki Robert Habeck stwierdził, że jest „zadowolony” z samego okresu, na jaki została zawarta umowa, to dał on do zrozumienia, że ta umowa nie oznacza, że potrzeby energetyczne czwartej gospodarki świata zostaną zaspokojone. To niejedyny kłopot naszych zachodnich sąsiadów – Unia Europejska coraz intensywniej debatuje o wprowadzeniu ceny maksymalnej rosyjskiego gazu po to, by ograniczyć budżet Kremla na wojnę z Ukrainą. W odpowiedzi na to rosyjski państwowy Gazprom oświadczył, że jeśli Europa zdecyduje się na taki krok, to eksport gazu do Europy zostanie całkowicie wstrzymany. Jednak ostatnie umowy między Berlinem a Doha zapewnią Niemcom 2 miliony ton metrycznych LNG rocznie, wysyłanych z Ras Laffan w Katarze do terminalu LNG w Niemczech w Brunsbuettel.

Jednak umowy z Katarem to jeden wątek, z drugiej strony plany Berlina mogą popsuć opóźnienia infrastruktury gazowej, która mogłaby pomóc przyjmować na rynek takie ilości surowca, które pozwoliłyby przejść stosunkowo suchą stopą przez kryzys energetyczny. W tym miesiącu okazało się, że nowy pływający terminal LNG w Lubminie w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie miał zostać uruchomiony na początku grudnia, ale projekt wciąż oczekuje na procedury zatwierdzające; mimo to oczekuje się, że terminal ten zostanie uruchomiony przed końcem roku. Terminal ten ma dostarczać do niemieckiej sieci 4,5 mld m sześc. gazu rocznie – w porównaniu z ogólnokrajowym zapotrzebowaniem na gaz jest to być może niewiele, ale w obliczu bezprecedensowego kryzysu energetycznego każdy metr sześcienny gazu jest na wagę złota.

Niemcy zapłacą prawie dwa razy więcej za swoje terminale LNG

Jakby rządowi federalnemu w Berlinie było mało bólów głowy, to do całej układanki dochodzi jeszcze kolejny problem – okazuje się bowiem, że budowa infrastruktury i dzierżawa pływających terminali LNG mogą kosztować znacznie więcej, niż początkowo zakładano. Dotychczas niemiecki rząd wydzierżawił pięć pływających terminali do importu skroplonego gazu ziemnego, tymczasem Spiegel poinformował, że budżet całego przedsięwzięcia wynosi obecnie 6,56 mld euro, w porównaniu z 3 mld euro w budżecie na 2022 rok, jak przewidywał resort gospodarki i klimatu kierowany przez Roberta Habecka. – W szeroko zakrojonych konsultacjach z wieloma zainteresowanymi stronami określono dalsze koszty i wstępnie skonkretyzowano prognozowane koszty – tłumaczy ministerstwo. Prawdopodobnie chodzi o koszty operacyjne i dodatkową infrastrukturę na lądzie.

Według ostrożnych szacunków trzy pływające terminale LNG umożliwiłyby Niemcom import w sumie 15 miliardów m sześc. gazu rocznie. Jednak mimo ambitnych planów Roberta Habecka i obiektywnie dramatycznej sytuacji, w jakiej znalazł się Berlin postawiony przed faktem dokonanym, że musi zrezygnować z zakupów rosyjskiego gazu, nawet w partii samego wicekanclerza i ministra gospodarki pojawiają się głosy, że rozbudowa infrastruktury do importu paliw kopalnych może być ślepą uliczką: – W perspektywie krótkoterminowej dostawy gazu muszą być zabezpieczone, ale musimy uważać, aby nie stworzyć w tym procesie nadwyżki mocy produkcyjnych w przypadku paliw kopalnych. Potrzebujemy większej jasności w komisji budżetowej co do kosztów i ryzyka projektów LNG – ostrzegł Sven Kindler, członek niemieckiego Bundestagu reprezentujący współrządzącą partię Zielonych w komisji budżetowej.

Niemcy dostaną trochę LNG z Kataru

Nie oznacza to jednak, że przygoda Niemców z LNG to pasmo porażek i nieszczęść, bo jest w tej historii również i pozytywny aspekt. Na tę chwilę wiemy już, że chociaż prace nad bałtyckimi terminalami LNG nie idą naszym zachodnim sąsiadom tak, jakby sobie tego życzyli, to zupełnie inaczej przedstawia się sprawa na wybrzeżu Morza Północnego, bowiem terminal LNG w miejscowości Wilhelmshaven będzie w stanie przyjąć pierwszą dostawę gazu skroplonego i wprowadzić ją do sieci jeszcze przed końcem tego roku. Według niedawno znacjonalizowanego przedsiębiorstwa energetycznego Uniper, który obsługuje terminal, specjalny statek „Hoegh Esperanza” – który odbiera LNG z tankowców i regazyfikuje go przed wprowadzeniem do rurociągów na lądzie jest w stanie rozpocząć działalność jeszcze w grudniu. Statek, który nie tylko regazyfikuje LNG, ale także transportuje jego duże ilości, będzie miał na pokładzie 170 000 metrów sześciennych LNG, gdy dotrze do Wilhelmshaven. Według niemieckiej gazety Tagesspiegel, podczas fazy rozruchu, która potrwa do połowy stycznia, kiedy przybędą pierwsze tankowce LNG, FSRU będzie wprowadzać do sieci od 15 do 155 gigawatogodzin (GWh) gazu ziemnego dziennie.

Tak jak polskie władze szczycą się kolejnymi osiągnięciami w rozwoju infrastruktury gazowej, tak i przedstawiciele niemieckiego rządu nie mają zamiaru przepuścić okazji, by pochwalić się swoimi sukcesami. Dlatego też wiemy już, że 17 grudnia kanclerz Olaf Scholz, minister gospodarki Robert Habeck i minister finansów Christian Lindner wezmą udział w uroczystym otwarciu pływającego terminalu LNG w Wilhelmshaven. Budowa nabrzeża zakończyła się w połowie listopada, zaledwie 194 dni po jej rozpoczęciu, co oznacza, że prace przebiegały w błyskawicznym tempie.

Czy aktywiści przeszkodzą w dostawach LNG w Niemczech?

Niemcy planują również budowę lądowych terminali LNG. Mają wyższą cenę w zamian za niższe koszty operacyjne, jednak kosztorys nie został jeszcze podany do wiadomości publicznej.