Fedorska: Zielony domek z kart

24 lutego 2021, 07:30 Środowisko

Partia Zielonych zszokowała mieszkańców Niemiec krytyką budowy nowych domków jednorodzinnych. Przekonuje, że nie chce jej zakazać, ale spór na ten temat może ją kosztować głosy w zbliżających się wyborach parlamentarnych, o których pisze Aleksandra Fedorska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.

W Niemczech pozostał jeszcze tylko miesiąc do wyborów w Badenii-Wirtembergii i Nadrenii-Palatynatu oraz siedem miesięcy do wyborów parlamentarnych. O ile Nadrenia-Palatynat nie ma dla Zielonych aż tak wielkiego znaczenia, to Badenia-Wirtembergia ma znaczenie kolosalne, które stoi w ścisłej korelacji do możliwych układanek w powyborczym Bundestagu. 

Kiedy więc okazało się, że Zieloni w Hamburgu, w którym tworzą rządzącą większość z socjaldemokratami, zakazali budowy domków jednorodzinnych w północnych dzielnicach tego miasta, wielu Niemców to zszokowało. Czyżby naprawdę Zieloni zafundowali sobie drugi Veggie-Day? – spytał „der Stern”. W 2013 roku Zieloni rozzłościli wielu Niemców propozycją wprowadzenia obowiązkowego bezmięsnego dnia w tygodniu. – Spożywanie mniejszej ilości mięsa jest dobre dla zdrowia, ochrony zwierząt i klimatu. Dlatego opowiadamy się za sponsorowanym przez państwo jednym dniem w tygodniu, w którym wszystkie stołówki powinny oferować wyłącznie dania bezmięsne, na przykład w czwartki – powiedziała wtedy czołowa polityk tej partii, Katrin Göring-Eckardt. Zdarzyło się to na krótko przed wyborami do Bundestagu w 2013 roku.

Dla Zielonych “jadłodyktatura” w 2013 roku skończyła się źle, bo wynik wyborczy był o 2,3 procent niższy niż w wyborach w 2009 roku. Jednak osiem lat temu Zieloni nie mieli na poziomie federalnym wiele do stracenia. Wiadomo było, że będą w opozycji. Teraz ta partia gra o najwyższą stawkę. Jeszcze dziesięć dni temu sondaże dawały Zielonym ponad 20% głosów. W walentynkową niedzielę 14 lutego było to już tylko 18 procent, co jeszcze wystarczy, aby stworzyć czarno-zieloną (CDU/CSU i Zieloni) koalicję w Berlinie. Na razie wygląda na to, że Chadecja nie może liczyć na Liberałów (FDP), gdyż ich wynik wyborczy musiałby wzrosnąć o kilka punktów procentowych w porównaniu z sondażami. Jeśli jednak Armin Laschet zostanie kanclerzem Niemiec, to koalicja z FDP może być z jego punktu widzenia szczególnie pożądana, bo właśnie w tej konstelacji rządzi on obecnie w Nadrenii Północnej-Westfalii.

Także w Badenii-Wirtembergii chodzi o zdobycie pełnej władzy. Tam przez dziesięciolecia Chadecja nie miała sobie równych. Aż do 2016 roku, gdy Zieloni wygrali wybory, zdobywając 30,1 procent głosów. Chadecja straciła wtedy rekordowe 12 procent. Zieloni utworzyli rządzącą większość z CDU w roli mniejszego koalicjanta. To, co wydawało się niemożliwe, stało się wtedy realne. Zielony konserwatysta Winfried Kretschmann jako premier landu prowadzi tę koalicję z dużym sukcesem. Od lat jest to przykład przytaczany przez wszystkich, którzy uważają, że dla Zielonych nadszedł czas, aby wrócić do rządzenia w Berlinie. W latach 1998-2005 byli już u władzy w koalicji z SPD.

Także w połowie marca nowy rząd wybiera Nadrenia-Palatynat. Tu sytuacja wyjściowa jest inna w porównaniu z Badenią-Wirtembergią. Zieloni należą do koalicji rządzącej, która kierowana jest przez Socjaldemokratów. Zieloni są w tej koalicji trzecim co do wielkości partnerem, podczas gdy drugim w są Liberałowie. Sondaże przewidują możliwość kontynuacji tej koalicji po marcowych wyborach. Jeśli do tego dojdzie, to rola Zielonych bardzo wzrośnie, gdyż w stosunku do wyborów z 2016 roku ich wyniki wzrosłyby z 5,3 do ponad 13 procent. Tyle dają im obecnie sondaże. Jeśli Zielonym uda się uzyskać 13 procent lub nawet więcej głosów, to możliwa byłaby także tu koalicja czarno-zielona. Czy tak się stanie? To zależy od wyciszenia dyskusji o nieszczęsnych domach jednorodzinnych w Hamburgu w nadchodzących tygodniach.

W ubiegły weekend Zieloni starali się jak mogli gasić ten pożar w mediach. Anton Hofreiter udzielił wywiadu w der Spiegel, w którym podkreślił, że w Hamburgu chodziło jedynie o plany przestrzenne poszczególnych terenów, gdzie jest dramatyczna sytuacja mieszkaniowa. Ponadto Zieloni opublikowali na swojej stronie wstępny tekst do wywiadu z Hofreiterem, w którym zaznaczają, że nie zamierzają zabraniać budownictwa domów jednorodzinnych i rozumieją znaczenie własnych czterech ścian dla obywateli.

Miasta bez domków jednorodzinnych? Niemieccy Zieloni pod pręgierzem krytyki