Stępiński: Nord Stream 2 grozi inwazją na Ukrainę?

12 kwietnia 2018, 07:30 Read in english Energetyka

Obszar byłego Związku Radzieckiego ma dla Rosji szczególne znaczenie, zwłaszcza w kontekście Ukrainy, która jest jednym z głównych szlaków dostaw rosyjskiego gazu do Europy. Moskwa chce odebrać naszym wschodnim sąsiadom tę rolę, próbując forsować kontrowersyjny projekt gazociągu Nord Stream 2. W tym celu nadal prowadzi działania destabilizujące sytuację nad Dnieprem, które mają podważyć zaufanie do Kijowa i pozbawić Ukrainę roli państwa tranzytowego. Ukraina boi się, że może to prowadzić do dalszej eskalacji konfliktu na wschodzie kraju – pisze Piotr Stępiński, redaktor portalu BiznesAlert.pl.

Korytarz Północny. Grafika: BiznesAlert.pl
Korytarz Północny. Grafika: BiznesAlert.pl

Na początku kwietnia minęły cztery lata odkąd prorosyjscy separatyści toczą z ukraińską armią konflikt w Donbasie. Mimo, że walki nadal trwają, temat działalności rosyjskich wojsk na wschodzie Ukrainy znacząco ucichł. Tymczasem każdego dnia pozycje ukraińskich wojsk są ostrzeliwane, a na froncie giną nie tylko żołnierze, ale również ludność cywilna. Konflikt w Donbasie przeszedł w stan zamrożenia. Dotychczas Kreml sprawnie wykorzystywał zamrożone konflikty, które umożliwiały oddziaływanie na geopolitykę m.in. w Nagornym Karabachu czy Naddniestrzu. W przypadku Ukrainy sterowanie niestabilnością na wschodzie tego kraju ma służyć Rosjanom do podważania zaufania zachodnich partnerów wobec Kijowa, również w kontekście energetycznym i dostaw gazu do Europy. Jednym z argumentów, którym posługuje się strona rosyjska, tłumacząc budowę budzącego kontrowersje gazociągu Nord Stream 2, jest niestabilność sytuacji politycznej i ekonomicznej nad Dnieprem. Dlatego Rosjanie wielokrotnie oskarżali Kijów o bezprawny odbiór surowca przeznaczonego dla europejskich klientów. Stosowali w tym celu m.in. manipulacje ciśnieniem w rurociągu tranzytowym, aby Ukraińcy musieli wykorzystywać własne rezerwy gazu do zapewnienia odpowiedniego przesyłu paliw do Europy. To element szerszej strategii Rosji względem Ukrainy.

Nord Stream 2 jest zagrożeniem dla Ukrainy

W rozmowie z portalem BiznesAlert.pl dyrektor ds. współpracy zagranicznej w Ukrtransgazie (operator ukraińskiej sieci przesyłu gazu – przyp.) Ludmiła Nesterenko dowodziła, że tranzyt jest ważny dla Ukrainy nie tylko dlatego, że odpowiada za 3 procent ukraińskiego PKB. – Pozbawienie Ukrainy roli państwa tranzytowego zwiększa ryzyko bezpośredniej inwazji Rosji nasz kraj – stwierdziła. Warto odnotować, że w podobnym tonie wypowiedział się w ostatnim wywiadzie dla Deutsche Welle prezes Naftogazu, Andriej Kobolew. – Rosja chce porzucić tranzyt przez Ukrainę z bardzo prostego powodu. Ponieważ tranzyt powoduje, że pełna agresja militarna na Ukrainę jest zbyt kosztowna. Wojna mogłaby przez dłuższy czas zakłócić dostawy gazu do Europy Zachodniej. Odbiłoby się to na Rosji zarówno wizerunkowo, jak i finansowo – powiedział.

Również nad Wisłą pojawiały się opinie, że budowa Nord Stream 2 i pozbawienie Ukrainy tranzytu będzie miało negatywne skutki dla bezpieczeństwa naszych sąsiadów. W połowie lutego pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury gazowej Piotr Naimski mówił, że pozbawienie Ukrainy roli państwa tranzytowego ,,przede wszystkim grozi, że stanie się ona państwem nieistotnym z punktu widzenia relacji gospodarczych Federacji Rosyjskiej z Europą. Taka zaś sytuacja może spowodować, że ingerencja Rosji w wewnętrzne sprawy Ukrainy będzie się nasilała. Jest to realne niebezpieczeństwo”. Z kolei pod koniec stycznia minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz ostrzegał, że budowa Nord Stream 2 stanowiłaby legitymizację działań Rosji na Ukrainie i miałaby negatywny wpływ również na bezpieczeństwo Polski.

Rosja rozgrywa Europę

Rosjanie rozgrywają Europę przy użyciu Nord Stream 2. To przykład skuteczności rosyjskiej polityki zagranicznej. Można powiedzieć, że w tej sytuacji Europa występuje w pewnym sensie jako jako bohater tragedii greckiej, w której ma dylemat między wartościami a interesami, zaś Rosjanie pociągają za odpowiednie sznurki. Państwa Europy Środkowo-Wschodniej, które pamiętają kryzysy gazowe i nadużywanie przez Gazprom pozycji dominującej na rynku wiedzą, że budowa Nord Stream 2 jest projektem politycznym, którego celem jest pozbawienie Ukrainy roli państwa tranzytowego i zwiększenie zależności tej części kontynentu od dostaw rosyjskiego paliwa. Z drugiej strony mamy Niemcy, które przekonują, że Nord Stream 2 nie jest motywowany względami politycznymi, lecz ekonomicznymi. W ostatnim wywiadzie dla Handelsblatt prezydent Petro Poroszenko ostrzegł Niemcy przed realizacją Nord Stream 2, proponując, aby zamiast niego zaangażowały się w projekt modernizacji ukraińskiej sieci przesyłowej. Jednocześnie stwierdził, że planowany gazociąg to polityczny projekt, który stanowi ,,polityczną łapówkę” w zamian za lojalność wobec Rosji.

Kilka dni później, podczas konferencji prasowej z ukraińskim liderem, kanclerz Niemiec Angela Merkel poinformowała, że podczas ostatniej telefonicznej rozmowy z Władimirem Putinem poruszyła temat gazociągu Nord Stream 2. Co ciekawe, po raz pierwszy niemiecka kanclerz stwierdziła, że wspomniana magistrala to nie tylko kwestia ekonomiczna ,,ale są również względy polityczne”. Ponadto jej zdaniem wspomniany projekt jest niemożliwy do zrealizowania bez określenia przyszłości tranzytu gazu przez Ukrainę. Nie wiadomo jednak, jak na poziomie politycznym Berlin miałby wyegzekwować tranzyt przez Dniepr, podczas gdy jest zaangażowany w Nord Stream 2.

Gazprom mija się z prawdą

Projekt ten, jak się wydaje się, będzie nadal realizowany, co szerzej opisywaliśmy na łamach BiznesAlert.pl. Co ciekawe, zdaniem Gazpromu spółka nigdy nie chciała zrezygnować z tranzytu przez Ukrainę. – Nigdy nie mówiliśmy o rezygnacji tranzytu przez terytorium Ukrainy. Rosyjska baza surowcowa przesuwa się na północ i po prostu nie będzie odpowiednich zasobów, aby przez centralny korytarz przesyłać dotychczasowe wolumeny paliwa. Dlatego tranzyt może utrzymać się na poziomie 10-15 mld m sześc. rocznie. Przy czym strona ukraińska powinna przedstawić ekonomiczne uzasadnienie podpisania nowej umowy tranzytowej – powiedział Aleksiej Miller, prezes Gazpromu.

Stępiński: Gazprom pozostaje przykuty do Ukrainy

Warto jednak przypomnieć, że w 2014 roku mówił, że spółka zapewni niezbędne wolumeny dostaw na Ukrainę ale tranzyt do Europy będzie realizowany alternatywnymi trasami. – W rzeczywistości rola Ukrainy jako kraju tranzytowego ma zostać zredukowana do zera – mówił jeszcze cztery lata temu prezes Gazpromu. Wobec czego porównując te dwie wypowiedzi widać, że Rosjanie mijają się z prawdą twierdząc, że nigdy nie chcieli pozbawić Ukrainę tranzytu gazu. Mimo to tranzyt nawet na poziomie 10-15 mld m sześc. rocznie oznaczałoby zadanie ostatecznego ciosu ukraińskim rurociągom, które są w stanie przesyłać znacznie większe wolumeny surowca. Dla przypomnienia, w 2017 roku przez terytorium Ukrainy przesłano tranzytem 93,5 mld m sześc. gazu, choć w latach 1991-2008 wolumen tranzytu przekraczał 100 mld m sześc., a w 1998 roku osiągnął poziom 141,1 mld m sześc. W sumie zdolności przesyłowe ukraińskich gazociągów w punkcie wejścia wynosi 288 mld m sześc., a na wyjściu 178,5 mld m sześc z czego 142,5 mld m sześc. w kierunku państw europejskich.

Warto odnotować, że do propozycji Gazpromu odniósł się ukraiński minister energetyki i przemysłu węglowego Igor Nasałyk, który stwierdził, że tranzyt 10-15 mld m sześc. jest dla Kijowa nieopłacalne. – W takim przypadku musielibyśmy dokładać aby  realizować tranzyt takiego wolumenu – mówił. Jego zdaniem jest on opłacalny gdy będzie wynosił co najmniej 40 mld m sześc. rocznie. – Przy wolumenie tranzytu na poziomie 40 mld m sześc. wskaźniki ekonomiczne są takie same jak w przypadku Nord Stream. Natomiast powyżej 40 mld m sześc. tranzyt ukraińskimi gazociągami jest bardziej opłacalny od tego realizowanego przez Nord Stream. Jeżeli Europejczycy kierują się względami ekonomicznymi to nie ma o czym mówić. Ukraińskie gazociągi są bardziej opłacalne – mówił.

Należy jednak zaznaczyć, że szansą na utrzymanie tranzytu jest pozyskanie zagranicznego partnera do zarządzania ukraińskimi sieciami przesyłowymi, co zresztą podkreślają sami Ukraińcy. – Pozyskanie renomowanego operatora sieci przesyłowej jest niezbędne do tego, aby Ukraina utrzymała rolę państwa tranzytowego – powiedziała w rozmowie z BiznesAlert.pl Ludmiła Nesterenko. – Obecne przepisy umożliwiają pozyskanie 49 procent kapitału nowego operatora systemu przesyłowego Ukrainy przez partnera zagranicznego – dodała.

Potrzebne reformy

W tym kontekście przypomniała o prowadzonej na Ukrainie reformie sektora gazowego i zwiększeniu zainteresowania zagranicznych podmiotów współpracą z Ukrtransgazem czy Naftogazem. Swoje przedstawicielstwa nad Dnieprem otworzyły Engie, Trafigura, Trailstone, MET, Axpo. Szanse na współpracę gazową z Ukraińcami dostrzega również PGNiG, które wielokrotnie informowało o planach zwiększenia dostaw gazu nad Dniepr, co umożliwi w przyszłości rozbudowa połączenia gazowego między Polską a Ukrainą. Niemniej jednak pozyskanie zagranicznych partnerów jest ważne dla Kijowa z punktu widzenia utrzymania roli państwa tranzytowego przy dostawach rosyjskiego paliwa do Europy.

Stępiński: Demony przeszłości stoją za problemami reform na Ukrainie?

Należy nadmienić, że na początku kwietnia ubiegłego roku Naftogaz, Ukrtransgaz, włoski Snam i słowacki Eustream podpisały memorandum o wspólnej ocenie możliwości współpracy przy wykorzystaniu oraz rozbudowie ukraińskiego systemu. Wspomniany dokument ma na celu zapewnienie długoterminowej stabilności przesyłu gazu przez Ukrainę, zgodnie ze standardami rynków europejskich, bezpiecznego i efektywnego wykorzystania gazociągów Ukrainy, a także transparentnego i wolnego dostępu do nich stron trzecich, zgodnie z ukraińskim prawem. Pozyskanie kolejnych partnerów oraz możliwość rozwoju współpracy z dotychczasowymi będą prawdopodobnie uzależnione od tempa reform sektora energetycznego, realizowanych nad Dnieprem. Te z kolei nie przebiegają w takim tempie, jakiego oczekiwaliby zachodni partnerzy.

Ukraina potrzebuje wsparcia Zachodu

Ukraina potrzebuje zainteresowania i wsparcia ze strony zachodu nie tylko, aby przeprowadzić konieczny proces reform, ale również z sukcesem zakończyć ścieżkę integracji euroatlantyckiej. Jeżeli zainteresowanie Ukrainą będzie malało, przestrzeń tę będzie chciała wypełnić Rosja. Nie można wykluczyć, że obawy Ukrainy są nieuzasadnione. Tym bardziej, że polityka Kremla bywa nieprzewidywalna, a słowa tamtejszych polityków dość często tracą na aktualności. W tym kontekście warto również przypomnieć, że gdy 4 marca 2014 roku Władimir Putin został zapytany o to, czy Rosja rozważa aneksję Krymu, odpowiedział stanowcze ,,nie”. Dokładnie trzy tygodnie później podpisał akt aneksji półwyspu.

Rosjanie są wirtuozami rozgrywania zamrożonych konfliktów m.in. w Nagornym Karabachu. O ile Naddniestrze i Abchazję Moskwa postrzega jako sukces, o tyle w przypadku aneksji Krymu i działań zbrojnych w Donbasie Rosji nie udało się osiągnąć swoich celów. Wydaje się, że w momencie gdy Władimir Putin podejmował decyzję o okupacji i aneksji Krymu, myślał, że po kilku miesiącach Ukraina zniknie z przestrzeni międzynarodowej i będzie inną jednostką, w rozumieniu prawa międzynarodowego. Tak się jednak nie stało.

Dzięki zarządzaniu zamrożonymi konfliktami w Donbasie, Moskwa może wpływać na układ sił w regionie. W momencie gdy uzna to za stosowne bądź gdy jej interesy będą zagrożone, będzie mogła je wznowić na pełną skalę, choć oficjalnie, wbrew faktom, Rosja przekonuje, że nie jest stroną konfliktu na wschodzie Ukrainy.

Słabość Ukrainy daje siłę Rosji

Jak pisał kiedyś rosyjski poeta Fiodor Tituczew ,,Rosji rozumem się nie ogarnie”. Moskwa za każdym razem i na różnych poziomach będzie artykułowała swoje ambicje mocarstwowe. Zarówno pod względem militarnym, jak i pod względem energetycznym. Siłą Moskwy jest słabość i brak jedności stron, z którymi siada do stołu rozmów i dlatego tak istotne jest to, aby w tak ważnych obszarach jak Ukraina czy bezpieczeństwo energetyczne Unia Europejska mówiła jednym, silnym głosem. Wydaje się to jedyną, racjonalną odpowiedzią na zagrożenie ze strony rosyjskiej. Tak jak państwa członkowskie Unii (choć nie wszystkie) zareagowały wydaleniem rosyjskich dyplomatów w odpowiedzi na otrucie Siergieja Skripala w Wielkiej Brytanii, tak również powinny okazać solidarność względem Ukrainy. Nie tylko w sferze werbalnej, ale w konkretnych działaniach.

Nie ma silnej Rosji bez słabej Ukrainy. Wzmacniając pozycje Kijowa względem Moskwy Europa może osłabić siłę rosyjskiego niedźwiedzia. Bez wsparcia Europy konflikt nad Dnieprem może znów przybrać na sile i, niewykluczone, ewoluować w stronę szerzej zakrojonych działań zbrojnych.