Norweski fundusz węglowodorowy na celowniku populistów

21 września 2016, 06:00 Alert

The Economist przygląda się, w jaki sposób Norwegia wydatkuje środki swego Funduszu Bogactwa Narodowego. Petrodolary z handlu węglowodorami trafiają do niego już od dwudziestu lat. Dzięki wysokim cenom ropy udało się tam zgromadzić już 882 mld dolarów. W okresie spadku wartości baryłki Fundusz wspiera budżet norweski.

Norwedzy nie wykorzystali zysków z handlu węglowodorami do bezpośredniego zasilania budżetu. Chcieli w ten sposób uniknąć uzależnienia od nich, jak dzieje się to w przypadku petrostates, czego najlepszym przykładem jest pogrążona obecnie w kryzysie Wenezuela.

Platforma wydobywcza na Morzu Północnym

Norweski fundusz pod względem zasobów przewyższa zapasy finansowe Chin, Arabii Saudyjskiej, Singapuru, Australii i Nowej Zelandii. Na jego koncie znajduje się 7,3 mld norweskich koron, czyli 882 mld dolarów. To ponad dwukrotność PKB Norwegii. Fundusz posiada 2 procent akcji będących w obrocie na giełdach w Europie i 1 procent papierów wartościowych na skalę globalną. Jego środki zostały zainwestowane w spółki Alphabet, Apple, Microsoft i Nestle. W sumie fundusz posiada udziały w ponad 9000 firm w 78 krajach.

Fundusz został wydzielony, jako osobny podmiot w ramach Banku Centralnego. Za jego nadzór jest odpowiedzialne ministerstwo finansów, a działalność dodatkowo monitoruje parlament. Każda z inwestycji jest szczegółowo opisana w rejestrze umieszczonym w sieci. Wydatkowaniem środków rządzi zasada, że w danym roku nie można wydać więcej, niż spodziewane przychody funduszu w danym roku. Z tego względu, w przeciwieństwie do oszczędności Arabii Saudyjskiej, środki norweskie nie kurczą się w okresie taniej ropy.

The Economist wskazuje, że spowodowany wzrostem imigracji populizm spowodował, że w pierwszej połowie 2016 roku, po raz pierwszy w historii państwo wzięło z funduszu więcej, niż zdeponowało z tytułu sprzedaży ropy. Niektórzy domagają się także bardziej ryzykownej polityki inwestycyjnej, na przykład w rynki wschodzące. Kwestionowana jest etyka działalności zakładająca, że 1 procent inwestycji zostanie przeznaczony na spółki rozwijające energetykę odnawialną, a żadne środki nie mogą trafić do podmiotu, który marnotrawi zasoby, zanieczyszcza środowisko lub jest skorumpowany. Na czarnej liście znalazło się ponad 100 spółek.

The Economist/Wojciech Jakóbik