OAS: Scenariusze wojny na Ukrainie

3 lipca 2015, 08:37 Bezpieczeństwo

ANALIZA

Czesław Kosior

Ośrodek Analiz Strategicznych

Rosyjskie siły stanowiące bezpośrednie zagrożenie dla Ukrainy można podzielić na kilka części, zarówno według kryterium formalnego statusu, jak i dyslokacji.

Są to nieregularne formacje („siły zbrojne” tzw. republik ludowych) oraz regularne wojsko Federacji Rosyjskiej. Te pierwsze stacjonują w okupowanej części Donbasu, te drugie zarówno na okupowanym terytorium Ukrainy (Donbas, Krym), w bezpośredniej bliskości granicy rosyjsko-ukraińskiej (głównie w obwodzie rostowskim), jak i w separatystycznym regionie Mołdawii, Naddniestrzu. W przypadku otwartego konfliktu na dużą skalę i na wszystkich frontach, także poza Donbasem, Rosja ma do dyspozycji w sumie nawet ok. 130-140 tys. ludzi.

Liczbę sił rebeliantów i żołnierzy rosyjskich w samym Donbasie na ogół szacuje się na ok. 40 tys. ludzi. Taką liczbę podał na ostatniej Radzie Parlamentarnej Ukraina-NATO ukraiński minister obrony gen. Stepan Połtorak. Choć w lutym dowódca ukraińskiego Dowództwa Operacyjnego Południe gen. Rusłan Chomczak mówił o 29 300 uzbrojonych rebeliantów. Wyższe liczby podaje ostatnio administracja prezydenta (ok. 50 tys.) oraz sztab ATO – 54 000.

Jeszcze trudniej ocenić ciężkie uzbrojenie, które mają na wyposażeniu przeciwnicy Ukrainy w Donbasie. Wspomniany Połtorak mówił na przykład o ponad pół tysiącu czołgów. Wcześniej, w kwietniu, źródło w sztabie ATO mówiło, że łącznie rebelianci mają 700 czołgów, 600 sztuk artylerii i ponad 300 systemów rakietowych (głównie typu Grad). Są to oczywiście dane przesadzone – można je zredukować co najmniej o 1/3. Jedno jest jednak pewne: pod względem uzbrojenia rebelianci nie są słabsi od Ukraińców. W pewnych obszarach nawet przeważają – choćby w ciężkim sprzęcie (czołgi, transportery opancerzone). Oczywiście jest to niemal w całości broń dostarczona przez Rosję – jedynie na początku konfliktu rebelianci dysponowali nieco większą ilością sprzętu zdobytego na Ukraińcach.

Jak dużą część „sił zbrojnych” samozwańczych republik stanowią regularne oddziały rosyjskie? W maju Petro Poroszenko w wywiadzie dla ZDF mówił o 11 000 żołnierzy w mundurach SZ FR i jeszcze 17 000 przebranych za rebeliantów. Taką samą liczbę – 28 000 żołnierzy rosyjskich – ukraińskie źródła podawały na początku maja, choć nieco wyższą liczbę – 19 000 – odnosiły do oddziałów „republik ludowych”. W obu przypadkach były to liczby zawyżone – możliwe jedynie w momentach nasilenia walk i wzrostu zaangażowania armii rosyjskiej (jak w sierpniu 2014 r., czy lutym 2015). Realistycznie liczebność regularnych sił rosyjskich w Donbasie można ocenić na ok. 10 000 żołnierzy.

Na okupowanym terytorium ukraińskim znajduje się tylko ułamek regularnych wojsk rosyjskich, które można uznać za zaangażowane w „Operację Ukraina”. Zgrupowanie rosyjskie na Krymie, według różnych danych, liczy co najmniej 20 000, choć są też informacje o 29 000 (gen. Chomczak). Biorąc pod uwagę stałe wzmacnianie zgrupowania, obecnie należy liczbę żołnierzy stacjonujących na półwyspie szacować na ok. 25 000. Siły te zagrażają Ukrainie na dwóch możliwych kierunkach uderzenia: w kierunku Mariupola (wychodząc ku oddziałom nacierającym ze wschodu) oraz w kierunku Odessy, z możliwym dalszym wyjściem na Naddniestrze. W tym separatystycznym regionie stacjonuje ok. 2 500 żołnierzy rosyjskich, którzy zagrażają Ukrainie działaniami dywersyjnymi na „froncie zachodnim”, ale mogą też uderzyć w kierunku Odessy w przypadku dużej operacji z udziałem zgrupowania krymskiego.

Pozostaje wreszcie trzon sił rosyjskich – ok. 50 000 żołnierzy stacjonujących w bazach i obozach polowych w sąsiedztwie granicy ukraińskiej, głównie w obwodzie rostowskim graniczącym z Donbasem. Koncentracja tak dużych sił oraz obecność w ich składzie nieoznakowanych pojazdów i żołnierzy bez oznaczeń, oznacza, iż siły te mogą być użyte do inwazji na wielką skalę. Dotychczas Moskwa wykorzystywała je do wspierania rebeliantów tylko w krytycznych momentach walk (kampania letnia 2014) czy podczas ofensywy zimowej. Obecność tak dużych sił tak blisko granicy pełni jednak też inną rolę – wiąże mianowicie duże siły przeciwnika i zmusza sztab ukraiński do brania pod uwagę przy działaniach w Donbasie możliwości ataku bezpośrednio z Rosji (precedensem była operacja nad Morzem Azowskim na przełomie sierpnia i września ub.r., gdy Nowoazowsk zajęły oddziały wkraczające z terytorium Rosji). Koncentracja sił nad granicą spełnia też ważną funkcję polityczną. To element presji w rokowaniach z Kijowem i Zachodem, ale też sygnał dla rosyjskiej opinii publicznej, że Władimir Putin nie zdradził rebelii.

Oprócz wspomnianych sił, pod uwagę, zwłaszcza gdyby doszło do operacji na dużą skalę, należy wziąć kilkanaście tysięcy żołnierzy specnazu GRU i Wojsk Powietrzno-Desantowych, których można szybko przerzucić na front z ich baz w głębi Rosji.

Formacje nieregularne

Liczące maksymalnie ok. 30 000 ludzi siły rebelianckie nie są jednolitą strukturą – każda z „republik ludowych” ma swoje własne „siły zbrojne”. Zarówno tzw. Doniecka Republika Ludowa, jak i tzw. Ługańska Republika Ludowa mają swoje organy władzy państwowej, w tym „ministrów obrony”, którzy formalnie nadzorują „siły zbrojne”. W rzeczywistości obie te „armie” są dowodzone – co najmniej na szczeblu strategicznym – przez rosyjskich generałów. Najprawdopodobniej kieruje nimi jeden sztab złożony z rosyjskich wojskowych. Synchronizację działań bojowych obu formacji można było zaobserwować już podczas zimowej kampanii, szczególnie w czasie walk o Debalcewe. Jeszcze latem 2014 r. oddziały z Doniecka i Ługańska praktycznie nie współpracowały ze sobą, co zresztą bardzo ułatwiało siłom ukraińskim prowadzenie ofensywy.

Oddzielną kwestią jest umiejscowienie pododdziałów regularnej armii rosyjskiej (choć wiadomo np. o pojedynczych załogach czołgów czy wyrzutni rakietowych walczących w różnych oddziałach rebelianckich). Nie podlegają one dowódcom jednostek rebelianckich, ale działają na tym samym poziomie – przyjmując rozkazy od sztabu „armii”, czyli rosyjskich generałów. Przykładem są działania pododdziałów specnazu GRU, które wykonują m.in. zadania rozpoznawcze dla większych jednostek rebelianckich. Większość regularnego wojska znajdującego się w Donbasie – liczącego w fazie przejściowego rozejmu ok. 10 000 ludzi – jest jednak sformowana w taktyczne grupy batalionowe. Każda, a jest ich 8-10, liczy ok. 600-800 oficerów i żołnierzy z różnych macierzystych jednostek. Takie BTG są rozlokowane w głębi okupowanego obszaru (chodzi o unikanie rozpoznania przez ukraiński zwiad) – do walki zostaną rzucone w przypadku ofensywy lub lokalnych problemów rebeliantów z osiągnięciem stawianego celu – tak było w bitwie o Debalcewe, gdy dopiero wejście do walki regularnych sił rosyjskich przechyliło szalę zwycięstwa na stronę rebelii.

Struktura „sił zbrojnych” „republik ludowych” jest wzorowana na wojsku rosyjskim. Oparto ją na systemie brygadowym, a w bojowych działaniach ofensywnych działają batalionowe grupy taktyczne (BTG). Proces reorganizacji i unifikacji zróżnicowanych wewnętrznie (struktura oddziału, pochodzenie jego członków, dowodzenie, uzbrojenie, przynależność polityczna) sił zbrojnych „republik ludowych” zaczął się już po tzw. pierwszym porozumieniu mińskim. Ale przyspieszenia proces ten nabrał dopiero w bieżącym roku, zwłaszcza po tzw. drugim porozumieniu mińskim.

Rosjanie rozbroili część niezdyscyplinowanych oddziałów, część po prostu wcielili do „armii”, albo w całości, zostawiając ten sam skład, strukturę wewnętrzną a nawet dowódców oddziału (np. oddział Sparta), albo dzieląc między już istniejące „jednostki”. Rosjanie i liderzy rebelii lojalni wobec Moskwy (np. przywódca tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Igor Płotnicki) pozbyli się już właściwie wszystkich zbyt samodzielnych czy anarchizujących dowódców – czy to zmuszając ich do wyjazdu do Rosji (np. Igor Girkin), czy po prostu mordując (np. Aleksiej Mozgowoj).

Ważnym czynnikiem wpływającym na reorganizację sił rebelianckich jest stopniowa zmiana proporcji, jeśli chodzi o pochodzenie „żołnierzy”. Jeśli rok temu zdecydowaną większość oddziałów stanowili miejscowi, mieszkańcy Donbasu (i ogólnie Ukrainy, bo także np. z Krymu), to obecnie większość – nawet 80 proc. składu osobowego – stanowią przybysze z Rosji. Większość z nich ma wojskowe doświadczenie, naturalnie są też bardziej skłonni do podporządkowania się rosyjskim oficerom. Pewnym wyjątkiem są tu autonomiczne formacje tzw. Kozaków (mało wartościowe w boju, anarchizujące i sprawiające duży kłopot dowództwu) i oddziały z Kaukazu Północnego, pozostające wierne prezydentowi Czeczenii Ramzanowi Kadyrowowi.

Rosjanie zapewniają rebeliantom skuteczną łączność, rozpoznanie (wywiad elektroniczny, latające aparaty bezzałogowe) i oczywiście dowodzenie. Właściwie cały C3I (command, control, communication and intelligence) to sfera działania Rosjan. Zapewnili oni też rebeliantom osłonę przeciwlotniczą i artyleryjską (na terenach w zasięgu ognia baterii stacjonujących tuż za granicą). Użycie przez rebeliantów bardziej zaawansowanych typów uzbrojenia wymaga odpowiednich kwalifikacji – te zapewniają rosyjscy wojskowi specjaliści. Wywodzący się z Donbasu rebelianci pełnią podrzędne funkcje dowódcze (kierując co najwyżej pojedynczymi jednostkami). Prowadzenie wojny to sfera rosyjskich oficerów, starszych stażem i wyższych rangą.

Regularne siły rosyjskie w Donbasie

Trzon regularnych wojsk rosyjskich, które walczyły, walczą lub będą walczyć na południowym wschodzie Ukrainy, stanowią pododdziały sił lądowych Południowego Okręgu Wojskowego, Wojsk Powietrzno-Desantowych oraz jednostek specnazu GRU. Ok. 10 000 żołnierzy znajduje się w okupowanej części Donbasu (głównie w obwodzie ługańskim), ok. 50 000 na terytorium Rosji, w sąsiedztwie Ukrainy. W przygranicznych polowych obozach w obwodzie rostowskim, których łańcuch rozciąga się od Millerowa po Taganrog nad Morzem Azowskim, stacjonują głównie oddziały Południowego Okręgu Wojskowego. Żołnierze specnazu i desantowcy są wysyłani do Donbasu ze swoich macierzystych jednostek położonych w głębi Rosji. W ostatnim czasie na froncie pojawiły się też pododdziały z Zachodniego Okręgu Wojskowego i Centralnego Okręgu Wojskowego, jak też żołnierze z lądowych sił Floty Północnej i Floty Czarnomorskiej.

Niemal wszystkie jednostki Południowego OW, których żołnierze uczestniczą w konflikcie z Ukrainą, na stałe bazują na Kaukazie Północnym. Są to: 8 górska brygada zmotoryzowana z Borzoj w Czeczenii, 17 brygada zmotoryzowana (Szali, Czeczenia), 18 brygada zmotoryzowana (Chankała, Czeczenia), 19 brygada zmotoryzowana (Władykaukaz, Osetia Północna), 20 brygada zmotoryzowana (Wołgograd), 33 brygada strzelców górskich (Majkop, Adygeja), 34 górska brygada zmotoryzowana z Karaczajo-Czerkiesji, 136 brygada zmotoryzowana (Botlich, Dagestan), 205 zmotoryzowana brygada kozacka (Budionnowsk, Kraj Stawropolski), 7 baza wojskowa w Abchazji, 1 brygada rakietowa z Krasnodaru, 291 brygada artylerii (Troick, Inguszetia), 943 pułk artylerii (Krasnooktiabrskoje, Adygeja), 78 brygada zabezpieczenia materiałowo-technicznego (Budionnowsk, Kraj Stawropolski).

Jednostki z Centralnego Okręgu Wojskowego obecne w Donbasie to: 7 brygada zmechanizowana (Czebarkuł, obwód czelabiński), 15 brygada zmotoryzowana (Samara), 21 brygada zmotoryzowana (Tockoje, obwód orenburski), 32 brygada zmotoryzowana (Sziłowo, obwód nowosybirski), 74 brygada zmotoryzowana (Jurga, obwód nowosybirski). Szczególną uwagę warto zwrócić na jednostkę z Samary. To tzw. brygada pokojowa, czyli samodzielna jednostka rosyjskiego wojska, której pododdziały są przeznaczone do pełnienia misji pokojowych z mandatem WNP czy ONZ.

Zachodni Okręg Wojskowy reprezentują na wojnie z Ukrainą pododdziały i żołnierze z 6 brygady zmechanizowanej z Mulina, 9 brygady zmotoryzowanej z Niżnego Nowogrodu, 4 brygady zmechanizowanej (Naro-Fomińsk, obwód moskiewski) oraz 288 brygady artylerii z Mulina. W Donbasie odnotowano także obecność żołnierzy z oddziałów lądowych Floty Wojenno-Morskiej FR: 810 brygady piechoty morskiej (Sewastopol, Krym, obwód rostowski), 200 brygady zmotoryzowanej Floty Północnej (Pieczenga, obwód murmański) oraz 61 brygady piechoty morskiej Floty Północnej (Murmańsk).

Największą wartość bojową, zwłaszcza w konflikcie takiego typu, z którym mamy do czynienia w Donbasie, przedstawiają jednak siły specnazu i spadochroniarzy. Bardzo mobilne, wyszkolone i uzbrojone lepiej, niż przeciętne oddziały sił lądowych. Na Ukrainie walczą żołnierze z następujących jednostek specnazu GRU: 2 brygady (Psków), 3 brygady (Uljanowsk), 10 brygady (Mołkino, Kraj Krasnodarski), 16 brygady (Tambów), 22 brygady (Aksaju, obwód rostowski), 24 brygady (Nowosybirsk), 25 pułku (Stawropol), 100 brygady (Mozdok, Osetia Północna), 346 brygady (Prochładnyj, Kabardyno-Bałkaria). Wreszcie Wojska Powietrzno-Desantowe: 7 dywizja desantowo-szturmowa (Noworosyjsk), 45 brygada specnazu (Kubinka), 76 dywizja desantowo-szturmowa (Psków), 98 dywizja powietrzno-desantowa (Iwanowo), 106 dywizja powietrzno-desantowa (Tuła).

Otwarta inwazja – uwarunkowania

Groźba otwartej wojny, uderzenia Rosji na całej długości granicy jest brana – przynajmniej w polityczno-medialnej rzeczywistości – pod uwagę przez Kijów właściwie od początku rebelii w Donbasie. Już na wstępie należy odrzucić niektóre twierdzenia, że celem inwazji miałoby być trwałe zajęcie jakiegoś dużego obszaru Ukrainy (wyjątkiem może być tzw. korytarz lądowy na Krym czy Odessa). Chodzi raczej o rozbicie ukraińskiej obrony w skali całego kraju, by zmusić Kijów do politycznych ustępstw. Musi być więc to wojna błyskawiczna – przesunięcie linii frontu możliwie szybko i z jak najmniejszymi stratami (czynnik opinii społecznej w Rosji), zanim Ukraina zmobilizuje wystarczające siły i zanim Zachód byłby w stanie skutecznie zareagować.

Otwarta wojna oznaczałaby kilka rewolucyjnych zmian w konflikcie Rosji z Ukrainą. Przede wszystkim – polityczne. Moskwa oficjalnie musiałaby przyznać, że jest w stanie wojny z sąsiednim państwem. Skutki mogłyby być fatalne dla Rosji – Zachód nie mógłby w takiej sytuacji nie zaostrzyć sankcji i zwiększyć pomocy wojskowej dla Ukrainy. Taki konflikt oznaczałby zablokowanie na o wiele dłuższy czas, niż obecnie, możliwości normalizacji stosunków rosyjsko-zachodnich. Otwarta wojna z Ukrainą miałaby też bardzo duże konsekwencje w polityce wewnętrznej Rosji. Choć z jednej strony mogłaby skonsolidować wokół reżimu pewne elementy społeczeństwa i elity, to jednak – biorąc pod uwagę niechęć większości Rosjan do takiego scenariusza – konflikt z Ukrainą mógłby mieć skutki podobne, co interwencja w Afganistanie i pierwsza wojna czeczeńska. Druga ważna zmiana miałaby już charakter stricte militarny. Po pierwsze, Rosja mogłaby użyć całego swego potencjału militarnego. Po drugie, działania wojenne mogłyby objąć całe terytorium Ukrainy i wciągnąć w konflikt Mołdawię (wykorzystanie przez Rosję Naddniestrza), a nawet Białoruś (wykorzystanie jej terytorium przez Rosję do, co najmniej, działań zwiadowczych i odciągających część sił ukraińskich).

Otwarta agresja Rosji oznaczałaby przede wszystkim wojnę w powietrzu i objęcie nią całej Ukrainy. Chodzi o nie tylko o naloty rosyjskiego lotnictwa, które ma ogromną przewagę nad ukraińskim, ale też np. wykorzystanie pocisków balistycznych (np. Iskander) do uderzeń w newralgiczne punkty ukraińskiej obrony i generalnie systemu państwa – można sobie wyobrazić takie pokazowe ataki również w celu zadania dużych strat ludzkich, żeby złamać morale Kijowa.

Głównym atutem Ukraińców pozostaje artyleria. Ale to, co działa w przypadku wojny pozycyjnej, jaką jest konflikt w Donbasie, nie pomoże w przypadku serii silnych uderzeń pancernych (ze wsparciem lotnictwa i sił rakietowych). Dlatego można zakładać, że w razie inwazji na całej długości granicy, celem rosyjskim będzie szybkie przełamanie obrony przeciwnika, wbicie klinów, aby zmusić Ukraińców do odwrotu w celu uniknięcia tzw. kotłów. Mówiąc krótko, wojna błyskawiczna, tak, aby już po góra kilkunastu dniach (rok temu gen. Philip Breedlove mówił, że Rosjanie osiągnęliby swe cele na Ukrainie w 3-5 dni, ale dziś obrona ukraińska jest silniejsza) rozmawiać z Kijowem nie o rozejmie, a warunkach kapitulacji. Celem byłoby rozbicie przeciwnika, zanim Zachód byłby w stanie udzielić pomocy.

Za wojną manewrową, z szybkim przemieszczaniem sił, przemawia też geografia. Ukraina znajduje się w stanie faktycznego okrążenia i nie dysponuje przy tym większymi barierami naturalnymi. Na wschodzie i południowym wschodzie licząca blisko 2000 km granica z Rosją przecina płaską równinę, na której jedynymi przeszkodami dla nacierających byłyby płytkie doliny rzek. Na nieszczęście dla Ukraińców, biegną one nie południkowo (jak Dniepr, główna geograficzna przeszkoda dla nacierających ze wschodu), a równoleżnikowo, ze wschodu na zachód, wpadając do Dniepru. Lewobrzeżna Ukraina to głównie step (południe) i mieszanka stepu i liściastych lasów (centrum, północ) – teren wymarzony do prowadzenia walk pancernych i szybkich manewrów, dający ogromną przewagę tej stronie, która zapanuje w powietrzu.

Na południu Ukraina ma Krym, naszpikowany rosyjskim wojskiem, artylerią, lotnictwem, siłami rakietowymi, co oznacza zagrożenie dla kluczowego Dniepropietrowska i miast w dolnym biegu Dniepru oraz dla Odessy. Ta ostatnia brać musi też pod uwagę pobliskie Naddniestrze – potencjalny front zachodni. Wreszcie na północy jest Białoruś – bliski sojusznik wojskowy Rosji, który udostępnia swoją przestrzeń powietrzną Rosjanom. W razie wojny Moskwa mogłaby zmusić reżim Aleksandra Łukaszenki do tego, by ten zezwolił Rosji na wykorzystanie białoruskiej infrastruktury wojskowej.

Otwarta inwazja – przebieg

W przypadku otwartej wojny można przyjąć trzy zasadnicze warianty ofensywy. Pierwszy to przebicie się na Krym i połączenie półwyspu z okupowanym Donbasem i rosyjskim obwodem rostowskim biegnącym wzdłuż Morza Azowskiego lądowym korytarzem. Wariant drugi to rozszerzenie pierwszego. Marsz dalej na zachód, aż po Odessę i Naddniestrze (odepchnięcie Ukrainy od morza). Wariant trzeci to zajęcie całej lewobrzeżnej Ukrainy – w przeciwieństwie do dwóch pierwszych, jedynie na krótki czas (brak potencjału, by okupować tak wielki obszar, na dodatek w większości nastawiony wrogo).

Potencjalne kierunki uderzeń to, poczynając od północy: Czernihów i Kijów (zgrupowanie sił FR w obwodzie briańskim), Sumy i Charków (z obwodów kurskiego i biełgorodzkiego), Mariupol (z obwodu rostowskiego), Mariupol, Charków, Dniepropietrowsk (z okupowanego Donbasu), Mariupol, Odessa, Chersoń (z Krymu), Odessa (z Naddniestrza).

Lądowej ofensywie na wymienionych kierunkach (zapewne części z nich jednocześnie) towarzyszyłoby uderzenie i próba sparaliżowania sił ukraińskich na prawym brzegu Dniepru. Celem uderzenia lotnictwa, artylerii i sił rakietowych byłyby nie tylko zgrupowania wojskowe, ale też infrastruktura komunikacyjna w głębi kraju. Do tego dodać można dywersyjne działania na pograniczu z Białorusią.

Szybkie rozbicie przeciwnika na lewym brzegu Dniepru byłoby łatwiejsze, gdyby zajęto kluczowe przeprawy przez rzekę lub przynajmniej je zablokowano na pewien czas (akty sabotażu). Rosjanie mogą do tego wykorzystać specnaz i spadochroniarzy. Rosyjskie Wojska Powietrzno-Desantowe od ponad roku systematycznie ćwiczą zajmowanie wrogich lotnisk jako przyczółków do prowadzenia ofensywy.

Ujawniony przez ukraińskich hakerów rzekomy plan inwazji Rosji („specjalna operacja Grupy Północ”), niezależnie od swej wagi (zapewne to jeden ze scenariuszy rozważanych po rosyjskiej stronie), nie zaskakuje i w kontekście wspomnianych wyżej uwarunkowań, jest bardzo przewidywalny. Według niego, rosyjskie jednostki, głównie z Zachodniego Okręgu Wojskowego, wzmocnione posiłkami z Centralnego Okręgu Wojskowego, najeżdżają wschodnią Ukrainę, przełamując opór na lądzie i całkowicie opanowując przestrzeń powietrzną. Rosjanie mieliby dotrzeć do Dniepru w ciągu maksymalnie 14 dni. Wspomniany scenariusz mówi jedynie o północnej części teatru działań (od Donbasu do Białorusi). Można jedynie zakładać, że analogicznie siły rosyjskie w Donbasie, obwodzie rostowskim i na Krymie (gł. jednostki Południowego Okręgu Wojskowego) też nacierałyby w celu oparcia linii frontu na dolnym brzegu Dniepru (plus ewentualnie atak na Odessę – np. z wykorzystaniem desantu morskiego i dywersji z Naddniestrza).

Istotnym elementem inwazji byłaby aktywność grup dywersyjnych, które także obecnie atakują w różnych punktach kraju, co jest możliwe dzięki wciąż silnej agenturze rosyjskiej na Ukrainie. Sabotaż utrudniający ruchy sił ukraińskich i terroryzm wywołujący panikę wśród ludności cywilnej miałyby znacznie ułatwić postępy regularnych wojsk rosyjskich.

Rosyjskie wojska mają potencjał, by stosunkowo szybko zająć duże obszary Ukrainy, ale nie taki, by okupować je przez dłuższy czas. Już nawet stworzenie korytarza na Krym, a więc najbardziej minimalistyczny scenariusz, oznacza wydłużenie linii komunikacyjnych i narażenie na uderzenie bardzo długiej i nie mającej geograficznych barier flanki sił rosyjskich. Co dopiero mówić w przypadku zajęcia całej lewobrzeżnej Ukrainy. Rosjanie muszą się liczyć z bardzo dużymi stratami.

W otwartym starciu Ukraińcy mają nikłe szanse, ale nieduże rozproszone oddziały wojska i Gwardii Narodowej na tyłach nacierającego wroga to poważny problem dla Rosjan. Którym nie sprzyjałaby lokalna ludność – w przeciwieństwie do Donbasu (częściowo), o Krymie nie wspominając. Tym bardziej, że otwarta wojna wzmocni antyrosyjskie nastroje na Ukrainie.

Ofensywa lokalna

Dużo bardziej prawdopodobna od otwartej wojny jest eskalacja działań wojennych tam, gdzie się toczyły i toczą dotychczas – w Donbasie. Zwłaszcza, że także w tym przypadku możliwy jest scenariusz minimum z punktu widzenia Moskwy – połączenie z Krymem.

Ofensywa na Mariupol i ewentualnie dalej na Krym pozostaje najbardziej prawdopodobnym z trzech głównych rozważanych kierunków ataku o skali regionalnej. Drugi kierunek, północno-zachodni, to wyjście z Doniecka i Gorłówki na Słowiańsk, Artemiwsk, Kramatorsk plus ewentualne przedłużenie na Dniepropietrowsk (opcja zachodnia) lub Charków (opcja północna). Wreszcie kierunek północny, czyli wyjście z natarciem z rejonu Ługańska, Słowianoserbska i Pierwomajska na Sczastje i Siewierodonieck z możliwą kontynuacją na Charków (opcja północna) i Artemiwsk (opcja zachodnia). Na wymienione trzy kierunki potencjalnej ofensywy wskazuje koncentracja zgrupowań rebeliancko-rosyjskich, intensywność ostrzału artyleryjskiego oraz aktywność zwiadowczo-rozpoznawcza (specnaz, drony, lokalne ataki).

Południowy odcinek frontu przebiega w następujący sposób (z południa na północ): Szyrokine – Kominternowo – Czermałyk – linią rzeki Kalmius, przez Hranitne do Białej Kamienki – Nowotroickie na drodze H20 łączącej Donieck z Mariupolem. Rebelianci i Rosjanie sformowali tutaj dwa duże zgrupowania. Jedno na południu, w rejonie Nowoazowska, drugie bardziej na północ, w rejonie Telmanowa. Siły tego pierwszego zgrupowania walczyłyby o Szyrokine, posuwając się na zachód drogą M14 w stronę Mariupola. Są jednak tutaj blokowane i czołowe natarcie byłoby trudne do przeprowadzenia. Większym zagrożeniem dla Ukraińców może być zgrupowanie w rejonie Telmanowa, które mogłoby uderzyć na Mariupol idąc wzdłuż rzeki Kalmius lub oskrzydlić miasto od północy, przecinając drogę H20 by wyjść na Wołodarskie i Mangusz.

Frontalne natarcie na półmilionowy Mariupol, który Ukraińcy od jesieni ub.r. bardzo umocnili, byłoby największym jak dotąd militarnym wyzwaniem dla sił rosyjskich w Donbasie. Sami rebelianci z pewnością nie są w stanie zająć miasta. Dlatego, zakładając, że Moskwa wciąż nie będzie chciała otwarcie zaangażować się w działania wojenne, bardziej prawdopodobna jest operacja oskrzydlenia Mariupola i próba zamknięcia stacjonującego w tym rejonie ukraińskiego zgrupowania w kotle. Rosjanie mogą też przeprowadzić na południowym froncie inną operację. Blokując Mariupol i wiążąc jego obrońców groźbą ataku od strony Nowoazowska, uderzyć i wciąć w kleszcze przeciwnika na północ od miasta. Jedno uderzenie szłoby wówczas z rejonu Doniecka na południowy zachód oraz z rejonu Telmanowa na północny zachód. Celem miałoby być rozbicie (zamknięcie w okrążeniu) sił ATO leżących między Mariupolem a Donieckiem, co otwierałoby potem drogę w kierunku obwodu dniepropietrowskiego.

Jeśli jednak Rosjanie myślą o przebiciu się na Krym, muszą wziąć Mariupol. Pozostawienie tak silnego punktu oporu na tyłach wraz z rozciągnięciem flanki narażonej na ataki z północy jest zbyt ryzykowne. Zdobycie Mariupola otwiera drogę na Krym przez tzw. Przyazowie, czyli pas ziemi ciągnący się wzdłuż Morza Azowskiego w obwodach donieckim i zaporoskim. Wraz z ofensywą ze wschodu Rosjanie mogliby uderzyć z Krymu – zajmując Berdiańsk i Melitopol. Żołnierzy z zablokowanego półwyspu można łatwo przerzucić powietrzem lub morzem, korzystając z dominacji lotnictwa. Rozważając natarcie aż na Krym Moskwa musi brać pod uwagę, że to ponad 400 km marszu, rozciągnięcie linii obronnych, okupacja dużego terytorium z nieprzychylną ludnością. To wymaga zaangażowania 40-50 tys. żołnierzy tylko do tej jednej operacji.

Środkowy odcinek frontu w Donbasie przebiega w następujący sposób: Oleniwka na drodze H20 – Marijnka na drodze H15 – Pierwomajskie na drodze E50 – Jasinowata – Gorłówka – Pierwomajsk. W skrócie, to pozycje w rejonie Doniecka i Gorłówki. Rebelianci sformowali tutaj kilka dużych grup uderzeniowych. Zgrupowanie na zachodnich przedmieściach Doniecka w ostatnich tygodniach atakowało Marijnkę, Krasnohoriwkę i Pierwomajskie. Drugie zgrupowanie stacjonuje na północ od Doniecka, w rejonie miejscowości Jasinowata. Trzecie w Gorłówce, czwarte w rejonie Stachanowa.

Pierwsza wymieniona grupa może nacierać na zachód, wzdłuż drogi H15 prowadzącej do Zaporoża. Grupa z Jasinowatej może atakować na Krasnoarmiejsk lub współdziałając ze zgrupowaniem z Gorłówki, próbować przejąć panowanie nad drogą H20 z Doniecka do Konstantynówki. Głównym celem rebeliantów jest jednak na tym froncie opanowanie północnej część obwodu donieckiego wraz z ostatnimi (obok Mariupola) większymi miastami obwodu: Artemiwskiem, Kramatorskiem i Słowiańskiem. Słowiańsk to słynny bastion Igora Girkina, jeden z pierwszych ośrodków rebelii. W Kramatorsku zaś znajduje się sztab ATO. Zajęcie tych miast, plus Konstantynówki, to opanowanie właściwie całego obwodu donieckiego. Na dodatek zagrożenie odcięciem sił ukraińskich na północy obwodu ługańskiego od reszty wojsk ATO.

Operacja ta może być przeprowadzona głównie siłami zgrupowań w Gorłówce i w rejonie Stachanow – Ałczewsk – Brianka. Z Gorłówki natarcie może pójść wprost na Konstantynówkę i dalej Kramatorsk, w stronę drogi H20 lub na Artemiwsk. Jednocześnie zaatakowałaby grupa stachanowska ze wschodu. Duże natarcie na miejscowość Popasna miałoby na celu okrążenie oddziałów ukraińskich w rejonie Switłodarska i opanowanie Artemiwska. Aby zamknąć Ukraińców w kotle rebelianci muszą uderzyć na Majorsk i Dzierżyńsk, aby zabezpieczyć lewą flankę głównego natarcie (Andrijewka – Opytne). Dałoby to tylko niewielki taktyczny sukces (zajęcie strefy długości ok. 30 km i głębokości 10 km od Krasnego Partizana do Dzierżyńska), ale umożliwiający przygotowanie dobrych pozycji do zajęcia Artemiwska i dalszego marszu na Konstantynówkę. Daje to też możliwość zajęcia linii kolejowej, którą można przerzucać amunicję i sprzęt. To wszystko zaś oznacza wyjście na tyły ukraińskiego zgrupowania stacjonującego na północ od Doniecka.

Ewentualne zdobycie Artemiwska otworzyłoby drogę do Słowiańska – ten odcinek drogi E40 biegnie przez płaski, rzadko zalesiony i słabo zaludniony teren, bez uwarunkowań do przygotowania silnych punktów oporu. Zajęcie Słowiańska oznaczałoby niebezpieczne oskrzydlenie Ukraińców w Kramatorsku (jeśli Rosjanie nie zdecydują się na frontalny atak na to miasto od strony Konstantynówki i Drużkiwki). Zajęcie kwadratu Konstantynówka – Artemiwsk – Słowiańsk – Kramatorsk otworzyłoby siłom rosyjsko-rebelianckim drogę w głąb Ukrainy. Opcja zachodnia to marsz na Dniepropietrowsk. Jednak bardziej realny – ze strategicznych względów – byłby marsz na północ, na Charków drogą ekspresową M03.

Północny odcinek frontu biegnie od Pierwomajska, przez Doniecki, Frunze, Słowianoserbsk po występ pod Sczastjem (na północ od Ługańska), a następnie rzeką Siewierskij Doniec aż do granicy z Rosją. Dwa największe zgrupowania stoją w rejonie Stachanowa i Ałczewska, w rejonie Słowianoserbska i Krasnego Łymanu, oraz w rejonie Sczastja. Po zajęciu Debalcewa, Rosjanie mają drogę ekspresową biegnącą wzdłuż całego odcinka północnego frontu, od Izwarina po Gorłówkę i Donieck.

Celem ofensywy w tym rejonie byłoby wyjście na Nowoajdar po zajęciu Sczastja i Triochizbienki, ale przede wszystkim natarcie wzdłuż Siewierskiego Dońca i zajęcie trójkąta miast Łysyczańsk – Siewierodonieck – Rubiżne, na północny zachód od Ługańska, na najkrótszej trasie do Charkowa. Siewierodonieck to tymczasowa siedziba lojalnych wobec Kijowa władz obwodu ługańskiego. Zgrupowanie z rejonu Ałczewska mogłoby maszerować na Łysyczańsk drogą R66. Po zajęciu wspomnianego trójkąta miast można skręcić na wschód, aby odciąć siły ATO w rejonie Sczastja.

Drugi kierunek natarcia, bardziej na wschód, to droga T1315, a na niej Triochizbienka i most na Siewierskim Dońcu. Nacierając tą trasą, rebelianci dotrą do biegnącej na północ drogi H21. To na niej leży Sczastje i wielka elektrociepłownia, która zaopatruje m.in. Ługańsk. To kolejny potencjalny szlak nacierających oddziałów. Jeszcze bardziej na wschód leży Stanica Ługańska. Jest trudna do zdobycia, opierając się o zbiornik wodny, który ciągnie się aż do granicy z Rosją.

Wyjście na H21 w Nowoajdarze oznacza też otwarcie na północ – na węzeł komunikacyjny w Starobilsku, ostatni znaczący ośrodek miejski w obwodzie ługańskim. Zajęcie północnej części obwodu ługańskiego otwiera zaś drogę do obwodu charkowskiego.

Kiedy?

Trzy wymienione główne kierunki ofensywy będą miały oczywiście na celu lokalne zdobycze terytorialne, ale najważniejsze może być zadanie Ukraińcom jak największych strat i osłabienie morale przeciwnika. Wojna na południowym wschodzie Ukrainy pod względem prowadzenia działań bliższa jest kampaniom ostatniej wojny światowej (pancerne starcia, wymiana ognia artylerii) niż konfliktom ostatnich lat. Przywiązanie do tych wzorców (nie jest przypadkiem mnóstwo porównań do bitew i kampanii z obu wojen światowych na froncie wschodnim) jest zaskakująco istotnym czynnikiem wpływającym na wojnę w Donbasie, choćby jeśli chodzi o czas poszczególnych faz kampanii. Gorące fazy walk przypadają na ten okres roku, kiedy grunt jest najbardziej twardy (lato, zima), aby można było przesuwać siły pancerne i ciężki sprzęt.

Drugi czynnik, obok pogody, to sytuacja w siłach zbrojnych FR, a dokładniej zmiany spowodowane poborem do wojska. Wymiana części żołnierzy (przeszkolonych zastępują nieopierzeni rekruci) obniża zdolności bojowe armii rosyjskiej tradycyjnie na wiosnę i na jesieni. Najbardziej optymalne momenty prowadzenia wojny to okres od początku lipca do września oraz od połowy stycznia do końca marca. Są to te krótkie okresy, gdy zakończył się proces kompletowania jednostek nowymi poborowymi, mają już oni pewne przeszkolenie, nie zaczął się jeszcze kolejny pobór.

Decydujący jest jednak oczywiście wybór polityczny. Nowa eskalacja działań wojennych w Donbasie lub otwarta wojna z Ukrainą zależy tylko do decyzji, jakie zapadają na Kremlu. A na to z kolei największy wpływ ma zachowanie nawet nie Kijowa, co Zachodu, z Berlinem i Waszyngtonem na czele.

Źródło: Ośrodek Analiz Strategicznych