Olszewski: Nikt nie chce przyznać, że polskiej elektrowni jądrowej nie będzie

27 lutego 2015, 08:30 Atom

– Polskie władze nie mogą się zdecydować, co zrobić z programem nuklearnym, który został ogłoszony wielką nadzieją dla polskiego systemu energetycznego. Decyzja o budowie elektrowni, nie wyglądająca na chwilę obecną na element przemyślanej strategii, nie rozwiąże problemów polskich dostaw – twierdzi Michał Olszewski.

– Zaledwie 6 lat mija od decyzji rządu Donalda Tuska ws. budowy elektrowni atomowej. Decyzji towarzyszył duży entuzjazm, bowiem z rządowej argumentacji wynikało, że budowa elektrowni rozwiąże większość problemów polskiej energetyki – uzależnienie od węgla, cele klimatyczne UE, nierównomierne rozmieszczenie produkcji energii elektrycznej. Rząd chciał dwóch elektrowni atomowych na północy kraju, o mocy 3200 MW każda. Łączne koszty inwestycji szacowane były na 12 miliardów euro – wylicza.

Jak pisze komentator, w ciągu 6 lat entuzjazm znacznie osłabł. Prace nad projektem ciągną się powoli, sprawiając wrażenie, że nikt nie chce podjąć wiążącej decyzji. Dzieje się tak zdaniem Olszewskiego z kilku powodów:

1. Początkowe koszty projektu znacznie wzrosły. Zdaniem niektórych ekspertów podawana początkowo kwota inwestycji została znacznie zaniżona. Dziś koszt budowy elektrowni szacuje się na około 30 mld euro, a sceptycy, podając przykład fińskiej elektrowni Olkiluoto, twierdzą, że będzie jeszcze wyższa. Źródło finansowania inwestycji nie jest jeszcze znane, ale wiadomym jest, że nie obędzie się bez wsparcia polskiego rządu, co budzi niechęć Komisji Europejskiej. Biorąc zatem pod uwagę wyłącznie finansową stronę projektu, jest on nieopłacalny. Zdaniem prof. Władysława Mielczarskiego z Politechniki Łódzkiej, nawet uwzględniając limity emisji CO2, cena MWh energii produkowanej z węgla wynosić będzie ok. 100 euro. W przypadku energii atomowej to 140 euro.

2. Dwie elektrownie o mocy 3200 MW będą zbyt duże dla polskiego systemu energetycznego. Jednakże produkcja jednego bloku o mocy 1200 MW będzie zbyt kosztowna. Obydwie opcje wydają się być zatem bardzo ryzykowne.

3. Politycy zdają sobie sprawę, że wydatek na budowę elektrowni atomowej będzie równoznaczny z ograniczeniem wydatków na OZE i energię opartą na węglu. Szczególnie argument konkurencyjności dla sektora węglowego musi być brany pod uwagę. Upadek nawet jednej kopalni na południu Polski może bowiem spowodować wybuch niepokojów społecznych. Przedsmak takiego stanu mogli Polacy odczuć już w styczniu.

4. Ceny energii są obecnie na historycznie niskim poziomie, co zniechęca do myślenia o kosztownych inwestycjach.

5. Projekt został całkowicie porzucony przez polityków. Nie ma obecnie ani jednego znaczącego polityka, który chciałby wziąć na siebie tak ryzykowne przedsięwzięcie.

– Ostatnie tygodnie przyniosły kilka ciekawych decyzji. PGE EJ1, która jest odpowiedzialna za przygotowanie budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, postanowiła rozwiązać umowę z australijską firmą WorleyParsons, odpowiedzialną za prowadzenie badań środowiskowych niezbędnych do uzyskania pozwolenia na budowę elektrowni jądrowej – twierdzi Michał Olszewski. – Według zarządu PGE EJ1, WorleyParsons nie wykonał wartych 60 mln euro zobowiązań. Australijczycy nie podzielają jednak tego poglądu, twierdząc, że polski klient zachował się nieprofesjonalnie i nie jest przygotowany do inwestowania w projekt. Spór za pewne zakończy się w sądzie. Bez względu na rozstrzygnięcie, oznacza to dalsze opóźnienia.

Źródło: Energy Transition